czwartek, 30 kwietnia 2015

Nowy blog i kilka spraw!

Kolejna notka... Już się chyba przyzwyczailiście, nie?
Na początku chciałam Was serdecznie zaprosić na nowego bloga, którego prowadzę razem z moim Motylkiem. Pierwszy post pojawi się JUŻ jutro! TUTAJ macie linka, mam nadzieję, że zajrzycie :*

Druga sprawa, to... Rozdziały.
Jeszcze nie tak dawno temu, napisałam post, w którym rozwinęłam sprawę o komentarzach, rozdziały pojawiały się w okolicach weekendu, natomiast komentarzy z rozdziału na rozdział jest co raz mniej. Ja rozumiem, że ktoś przestał czytać, że Wam, się nie chcę, ale jest około dziesięć komentarzy mniej. Czy to opowiadanie naprawdę jest takie złe?
Rozumiem, że "nie ma akcji" Że nie ma Leonetty, ale coś się dzieję. Violetta zaprzyjaźniła się z Juliet, wcześniej był plan, a teraz obawa przed tym, że Leon zdradza Juliet. Mnie i Viki się to opowiadanie Podoba, aczkolwiek my się mamy dopasować do Was, dlatego jeżeli będzie taka potrzeba usuniemy to opowiadanie i rozpoczniemy jakieś nowe... 
W związku z tym powracam do wcześniej metody dodawania rozdziałów.
Szantażyk. 

 A teraz trójeczka!
Suzzy ponownie zawaliła !
Dziewczyny, które zajęły nagradzane miejsce w konkursie (1-2 msc.) Rozdziału 13 Wam przed publikacją nie wysłałam, bo i tak ze wstawieniem było opóźnienie, natomiast pamiętam to i mam to na uwadze. Rozdział 14 dostaniecie dziś, bądź jutro. 

Czwóreczka! 
 Pisałam to już pod rozdziałem, ale napiszę to jeszcze raz tutaj. Na górze pojawiły się nowe zakładki.

 1.  Pomysły
2. Zamów OS
 3. Bohaterowie
 
Zapraszam Was, do ich odwiedzenia :*
To na razie tyle... chyba :*
Mam nadzieję, że pod 14 będzie minimum 15 komentarzy :*
Liczę na Was, skarby <3 

Suzzeńka <3

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 13 "To na pewno twój chłopak?"

Rodział dedykowany Mechi Comello! 


Właśnie jadę do Juliet, zaprosiła mnie do siebie, podczas naszej rozmowy telefonicznej. Staram się skupić, chociażby na drodze, ale nie wychodzi mi to. W mojej głowie nadal są jej słowa Leon mi się oświadczył! Niby to dobrze... Chciałam Chcę jej szczęścia, ale nigdy nie pomyślałabym, że to może tak boleć... Wzdycham i zatrzymuję się pod jej domem. Przez chwilę próbuję się uspokoić, lecz z każdą kolejną sekundą, moje serce daje mi do zrozumienia, że mimo wszystko, Leon nie jest mi obojętny. Wysiadam z auta i podchodzę do drzwi frontowych. Niepewnie dzwonię dzwonkiem, a już po chwili otwiera mi uśmiechnięta od ucha do ucha Juliet.
- Hej Violu, wchodź - otwiera szerzej drzwi zapraszając mnie do środka.
- Hej Juliet - mówię i wchodzę do środka. Wieszam swój płaszcz na wieszaku i zdejmuję buty. Wchodzimy do salonu i siadamy na kanapie.
- Chcesz czegoś do picia? - pyta z uśmiechem. Ja jedynie kiwam przecząco głową.
- Opowiedz o tych zaręczynach - staram się uśmiechnąć, choć napływające łzy nie pomagają mi.
- To było wczoraj - uśmiecha się - Przyszykował w domu kolacje, gdy mnie nie było... Wolna muzyka... Ahh, dużo by mówić... - po jej policzku spływa samotna łza. Uśmiecham się na ten widok, po czym ją przytulam.
- Masz wielkie szczęście, że masz Leona - odpowiadam szeptem, a ta się cicho śmieje - A planowaliście ślub? - pytam po kilkunastu sekundach.
- Jeszcze nie. To świeża sprawa, jesteśmy młodzi, nie śpieszy nam się - obie się cicho śmiejemy - Wiesz... - zaczyna po kilku minutach - ciesze się, że cię mam. Jesteś tak naprawdę jedyną osobą, oprócz Leona, którą znam, której mogę zaufać...
- Zawsze możesz na mnie liczyć - odpowiadam jak najbardziej szczerze. Lubie ją i zależy mi na niej. Chcę, aby była szczęśliwa.
- Ty na mnie również.
- Kochanie, wiesz, gdzie moje bokserki?! - słyszymy głos Leona.
- Przepraszam cię na chwilę - mówi speszona i idzie na górę zapewne do niego. Ja wzdycham i idę do kuchni. Biorę szklankę i nalewam do niej wodę. Chcę sobie wszystko poukładać w głowie, lecz nie mogę... - Przepraszam... - słyszę jej głos. Odwracam się w jej stronę i delikatnie się uśmiecham.
- Nic się nie stało...
- Na prawdę... Strasznie mi wstyd - mówi.
- Juliet... Nic się nie stało...
- Ale wie... - przerywam jej.
- Nie tłumacz się - śmieje się cicho. - Nic się nie stało. Myślisz, że nie wiem, jacy są faceci?
- Okej - uśmiecha się - zmieńmy temat. Chciałabym zaprosić cię na urodziny... Będzie więcej znajomych Leona, pewnie sami faceci... Chciałabym móc z kimś porozmawiać. Chciałabyś przyjść?
- Jasne, tylko powiedz kiedy.
- W następną sobotę, o osiemnastej, tutaj - mówi zadowolona.
- Na pewno będę - Po chwili słyszymy schodzenie po schodach. Odwracamy się i widzimy uśmiechniętego Leona w samych bokserkach.
- Mógłby się chociaż ubrać - słyszę jej szept, śmieję się cicho, czym zwracam na siebie jego uwagę.
- Coś nie tak? - pyta zdziwiony.
- Eee... Wszystko okej - wchodzi do łazienki, a ja patrzę na zażenowaną dziewczynę.
- Przepraszam cię za to... - nie masz za co, to był dobry widok- myślę - On nie ma za grosz wstydu... Wybacz - Po raz kolejny mnie przeprasza. Chcę już coś powiedzieć, ale wyprzedza mnie jego głos z łazienki.
- Chyba mogę w moim domu chodzić w samych gaciach, nie? - słysząc to wybucham śmiechem, a już po chwili dołącza do mnie blondynka.
- Eeeem... On tak zaw...- chcę zadać jej pytanie, lecz w tym momencie słychać szum wody, lecącej spod prysznica, a do tego śpiew chłopaka. Odpuszczam więc, znając odpowiedź.
- Da się przyzwyczaić - wyprzedza moje kolejne pytanie.
- Naprawdę? Da się?
- Okej, nie do końca - śmiejemy się - Ale w końcu nie ma idealnego faceta... On akurat śpiewa pod prysznicem... Czasem przez godzinę... - dokańcza.
- Musisz mieć anielską cierpliwość... - mówię cicho.
- W końcu będziemy żyć razem, muszę to wytrzymać - śmieje się.
- Powodzenia - mówię ironicznie.
- Ciesz się, że teraz nie śpiewa Opery...
- Teraz to żartujesz, nie? - pytam nie dowierzając.
- Mówię jak najbardziej serio. Ale ty wiesz, że czasem nawet ładnie? - mówi, a ja powstrzymuje się od śmiechu.
- Domyślam się - odpowiadam starając się być poważna.

Po kilkunastu minutach przestaje śpiewać i nie słychać szumu wody.
- Patrz, dziś tylko piętnaście minut - mówi z uśmiechem, popijając kawą.
- Tylko... - uśmiecham, się w jej stronę. Słyszymy, że właśnie wychodzi z łazienki, a już po chwili pojawia się w kuchni i bierze jabłko do rąk.
- Nie mogłeś się ubrać? - Juliet kieruje do niego pytanie. No tak, jedyne co ma na sobie, to ręcznik owinięty w pasie i rozczochraną czuprynę, z której lecą kropelki wody.
- Mam taki kaloryfer, że twojej koleżance, na pewno to nie przeszkadza - odpowiada, a ja czuję, że zaraz wybuchnę śmiechem.
- Idź się ubierz, bo zaraz ten ręcznik ci spadnie - mówi, a ja nie wytrzymuję i zaczynam się śmiać.
- To na pewno twój chłopak? Nie został nigdzie podmieniony? - pytam, gdy Leon wyszedł.
- Czasem też się nad tym zastanawiam...

- Juliet - Do pokoju wszedł Leon, tym razem ubrany i uczesany - Ja już jadę, będę koło szesnastej.
- Okej - podchodzi do niego i delikatnie całuje.
- Pa kochanie - mówi i wychodzi.
- Wiesz... Ja też powinnam się już zbierać, zasiedziałam się - mówię i wstaje z kanapy.
- Już?
- Tak, wybacz. Muszę jeszcze w domu posprzątać... Spotkamy się kiedy indziej - uśmiecham się co odwzajemnia. Odprowadza mnie do drzwi, zakładam buty i płaszcz. Biorę swoją torebkę i żegnam się z nią całusem w policzek.

Już ponad dwadzieścia minut stoję w korku. Co się do cholery tam stało? Pewnie kolejny wypadek drogowy... Wzdycham i patrzę za okno. Po chwili dostrzegam jakąś dziewczynę z... Leonem?
Czy on zdradza Juliet?! 


###
Witamy po... dość długiej przerwie! 
Wybaczcie za opóźnienia... Dużo pracy. 
Rozdział... Nijaki. Zero akcji, a do tego same dialogi, wybaczcie. 
Zapraszamy na nowe zakładki u góry!!! 

Do następnego !!! :* 

V&S Verdas 

wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 12 "Rozkochałeś, wyruchałeś i zostawiłeś!"

Rozdział dedykowany MOJEJ VIKUSI! 
Sto lat, kochanie! <3 


Budzi mnie dźwięk telefonu. Dziwne, nie nastawiałam budzika- myślę. Dopiero po chwili orientuje się, że to przychodzące połączenie. Niechętnie otwieram oczy i biorę telefon do ręki. Widząc na wyświetlaczu imię mojej najlepszej przyjaciółki, bez zastanowienia odbieram.
-Halo? Lu? Czego chcesz o tak wczesnej godzinie?- pytam zaspana. 
-Możesz się spotkać?- pyta cicho. Jej głos jest przepełniony smutkiem, do tego płakała, czuję to. 
-Lu- wstaje do pozycji siedzącej- Wszytko okej? Płakałaś?
-Przyjdziesz?
-Jasne, będę za dwadzieścia minut, trzymaj się- mówię i się rozłączam. Podchodzę do szafy i wyjmuję z niej ciuchy na dziś. Szybko idę do łazienki, tam wykonuje wszystkie poranne czynności i nie robiąc makijażu wychodzę z domu. Nie wiem co stało się Lu, ale to musi być coś poważnego, ona nigdy nie płacze, nigdy. 

Bez pukania wchodzę do jej domu. Ściągam buty i rzucam torebkę gdzieś w kąt. Wchodzę do salonu i widzę ją zapłakaną ze stertą chusteczek obok. 
-Co się dzieje, Lu?- podbiegam do niej. Ona tylko gestem ręki pokazuje, żebym usiadła. Wypełniam jej prośbę i czekam, aż powie mi co się stało. 
-Tto.. Tto Federico- mówi cicho po kilku minutach. 
-Co z nim?- pytam nadal nie rozumiejąc czemu płacze. 
-Oon... On ze mną zerwał- odpowiada, a moje oczy się powiększają. 
-Ccco? Ale jak?- nie mogę w to uwierzyć. Przecież oni od zawsze byli wspaniałą parą! Liczyłam, że niedługo on się jej oświadczy, a tymczasem dowiaduje się, że ją zostawił. Co za pierdolnięty cham! Nie wybaczę mu, że doprowadził moją przyjaciółkę do takiego stanu! Jak on mógł?! Najchętniej poszłabym teraz do niego i nawtykała co o nim sądzę. Nie obchodzi mnie nawet powód dla którego ją zostawił, Lu jest wspaniałą kobietą i nie zasługuje na takie traktowanie! 
-Powiedział, że... Że widział, jak całuję jakiegoś bruneta... Nie dał mi dojść do słowa... Myśli, że go zdradzam...- bierze do rąk kolejną chusteczkę, którą ociera swoje łzy, a następnie smarka. Przytulam ją mocno, wiedząc, że to wszystko moja wina... Nie powinnam nikogo mieszać w tą całą zemstę. W ogóle co ja sobie myślałam? Wzdycham i zastanawiam się co powiedzieć Lusi... 
-Mam z nim pogadać?- pytam po chwili. 
-Nie... Ja.. Ja muszę coś wymyślić... Zrobić coś, żeby to on cierpiał, a nie ja... 
-Chcesz.. się zemścić?- pytam nie pewnie. 
-Nie...- mówi po chwili- Zagram jego uczuciami...
-Jesteś pewna?- patrzę na nią z ciekawością. 
-Tak, jestem pewna- odpowiada i ręką ściera swoje łzy. Patrzę na nią z podziwem, ja bym tak nie umiała...

Słyszę dzwonek do drzwi, odkładam gazetę na bok i idę otworzyć. Po chwili dostrzegam wysokiego szatyna. Uśmiecham się delikatnie, lecz szybko się ogarniam. 
-Mogę wejść?- pyta z uśmiechem. Ja jedynie otwieram drzwi szerzej, by wszedł. 
-Po co przyszedłeś?- pytam po chwili. 
-Aby ci wszystko wytłumaczyć- odpowiada spokojnie. 
-Wytłumaczyć?!- krzyczę- Co tu jest do tłumaczenia? Rozkochałeś, wyruchałeś i zostawiłeś!- krzyczę wściekła. 
-To nie tak..- odpowiada po chwili. 
-A jak?- kpię- Masz dziewczynę, która cię bardzo kocha, dlatego teraz idź do niej, a jeżeli ją zranisz, to ci nogi z du...- przerywa mi całując. Początkowo chcę go od siebie odsunąć, jednak gdy mi się to nie udaję, ulegam i sama z przyjemnością odwzajemniam jego pocałunki. Nie mogę ukryć, tęskniłam za tym, za tymi miękkimi usteczkami! Czuję jak mnie podnosi, oplatam nogi wokół jego bioder i dalej z zachłannością całuję.  Po chwili rzuca mnie na łózko i w błyskawicznym tempie znajduje się tuż obok mnie. Jego pocałunki schodzą niżej, na moją szyję i dekolt, a ja cicho pomrukuję z rozkoszy. Wsuwa swoje ręce pod materiał mojej luźnej bluzki i powoli zaczyna ją zdejmować. Nie opieram się, chcę tego. Tylko on tak na mnie działa. Przyciągam go do siebie i z przyjemnością wbijam się w jego usta. On oddaje pocałunek, przenosząc swoje ręce na moje pośladki, które zaczyna ściskać. Z moich ust wydobywają się ciche jęki. Teraz to ja przejmuję inicjatywę, szybko i zgrabnie ściągam jego spodnie. Leon powstrzymuje mnie przed dalszym działaniem, schodząc pocałunkami na moje piersi. Zanim się obejrzę, mój stanik ląduje na ziemi. Uśmiecham się pod nosem i z powrotem, swoją uwagę skupiam na nim. On, zniecierpliwiony, szybko ściąga moją dolną część garderoby i patry w moje oczy spragniony. Nachyla się nade mną, a moje ręce same wędrują na jego bokserki. Zaczynam przez materiał, zabawiać się jego cudeńkiem. Widzę po nim, że się podnieca, zresztą, nie tylko on. Wkładam ręce pod gumkę od bokserek i powoli zaczynam je z niego zdejmować. Gdy to już jest za mną, myślę tylko o tym, że zabawę czas zacząć, lecz właśnie wtedy uświadamiam sobie, że została mi jeszcze jego koszula. Uśmiecham się łobuzersko i rozrywam ją z niego. Śmieje się cicho, po czym całuje mnie namiętnie. Oddaję pocałunek, choć nie ukrywam, że wolałabym od razu przejść do rzeczy.
-Leon- szepczę podniecona- Zaczynaj już- dyszę, a on natychmiast spełnia moją prośbę. Wchodzi we mnie z takim impetem, że odgłosy same się ze mnie wydobywają.
Po kilkunastu minutach zabawy, uznaję, że teraz moja kolej. Uwalniam się od niego i zaczynam ręką pieścić jego przyrodzenie. Już, mam go brać do buzi, gdy cały obraz znika.

Budzę się z krzykiem. Patrzę na zegarek, na szafce nocnej- piąta rano. Wstaję i idę do kuchni. Jestem u siebie, wróciłam od Ludmiły przed osiemnastą. 
Siedzę na krześlę i piję zimną wodę, nadal nie rozumiem, dlaczego śnił mi się stosunek z Leonem. Muszę iść do psychologa! Tak dalej być nie może, to chore! Wzdycham i wracam do łóżka. Próbuję zasnąć, ale to nic nie daje. Przed oczami nadal mam widok ze snu, a mianowicie, nagiego Leona.

Budzi mnie dźwięk telefonu. Najwyraźniej udało mi się zasnąć, choć nie wiem kiedy, bo do ósmej myślałam nad tym chorym snem. Biorę telefon do ręki i nie patrząc na wyświetlacz odbieram.
-Halo?
-Violetta?- Słyszę znajomy głos, choć jeszcze nie wiem do kogo należy.
-Tak- odpowiadam od razu.
-Nie uwierzysz!- Słysze pisk. Juliet- myślę.
-Coś się stało?- pytam ciekawa.
-Leon mi się oświadczył!- mówi podekscytowana.
-Co? Jak to?!


### Witam we wtorek rano! Śpiący?
Rozdział dedykowany jest Tobie, Vikuś! To twój dzień i zapewne nie siedzisz na blogu, ale inaczej nie mogłam :* Stoo Lat! Pamiętaj, nie poddawaj się, bo nie warto.
Nie smuć się, bo szkoda na to czasu.
Nie płacz, bo szkoda.
Rób to co kochasz, baw się i szalej, Życie jest jedno! <3 Spełniaj swoje marzenia i twardo dąż do celu! Pamiętaj, że masz MNIE! <3 :*


_____

Dziewczyny, domyślacie się, dlaczego nie dostałyście rozdziału przed publikacją, wyślę Wam 13 :*
A teraz do wszystkich: Zamiast opinii do rozdziału, żłóżcie Viki życzenia! <3 Myślę, że się ucieszy! :*

Suzzy, Twoja Suzzy, Viki! <3 STOOOO LAT! <3

wtorek, 7 kwietnia 2015

One Part Leonetta "Początek nowego życia" [CAŁOŚĆ]

-Ludmiła, nigdzie nie pójdę- mówię po raz setny.
-A co ci szkodzi?- zadaje to samo pytanie.
-Nie chcę, rozumiesz?
-Nie dostaniesz się? Okej, spróbujesz jeszcze raz, a jak się dostaniesz?- spojrzała na mnie. 
-To samo mogę powiedzieć tobie..- westchnęłam.  
-Pójdę, jeżeli ty pójdziesz. 
-Obiecujesz?- spojrzałam na nią przenikliwie. 
-Obiecuje- powiedziała i wyciągnęła mały paluszek. Zaśmiałam się cicho i zrobiłam to samo. 

~Kilka dni później, dzień castingu~

-Witam- mówię zestresowana. 
-Witaj- odpowiada jakiś mężczyzna, na oko, około czterdziestki- Przedstaw się. 
-Jestem Violetta Castillo. 
-Dlaczego przyszłaś na casting?- pyta. Bo przyjaciółka mnie zmusiła- myślę. 
-Uwielbiam aktorstwo, to moja pasja- odpowiadam, nie do końca z prawdą. Jedyny związek z teatrem miałam, gdy chodziłam oglądać moją mamę na scenie. Chodziłam tam wtedy prawie codziennie, jednak gdy umarła, przestałam tam bywać... 
-Zaśpiewaj coś nam- powiedziała jakaś kobieta. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się co mam zaśpiewać, aż w końcu wybrałam piosenkę, którą śpiewała moja mama, na pierwszej sztuce teatralnej. Zamknęłam na chwilę oczy i zaczęłam śpiewać.. 


Quiero mirarte

Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Pues amor es lo que siento.
Eres todo para mi.




Quiero mirarte

Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Tu eres lo que necesito.
Pues lo que siento es


Amor  

Spojrzałam na każdego z nich z osobna, jednak oni, nie przejmowali się mną, dalej coś sobie szeptali na ucho, co nie powiem, troszkę mnie denerwowało. 
-I jak?- zapytałam po chwili. 
-Dziękujemy, odezwiemy się do ciebie- powiedzieli, a ja poczułam, jakieś ukłucie w sercu. Byłam beznadziejna- pomyślałam. A co ja myślałam? Że skoro moja mama była sławną aktorką, wezmą mnie od razu? Prawda jest taka, że jestem beznadziejna i idąc na casting, marnowałam czas tych wszystkich ludzi. Wyszłam z sali i nie czekając na Ludmiłę wróciłam do domu. 

~Kilka dni później~

Minął dzień, drugi trzeci, i z każdą kolejną minutą, czuję, że pójście na ten casting, było jedną wielką wielką pomyłką. A najgorsze jest to, że naprawdę wierzyłam, że może mi się udać. Westchnęłam i wstałam z kanapy. Poszłam do kuchni i wyjęłam z odpowiedniej szafki paczkę żelków. Wróciłam z powrotem, na tą niewiarygodnie wygodną kanapę i włączyłam TV. 
-Hej- do pokoju weszła blondynka. 
-Hej- odpowiedziałam, nie patrząc na nią. 
-Wszystko okej?- zapytała z troską i usiadła obok mnie. 
-Tak- spojrzałam na nią. 
-Na pewno?- jesteś jakaś.. nieobecna.. 
-Lu.. Wszystko w porządku, naprawdę- uśmiechnęłam się sztucznie. 
-Chodzi o ten casting?
-Daj spokój Lu.. Nie martwiłabym się taką głupotą.. 
-Znam cię.. Wiem, że marzysz o tej głównej roli... Nie oszukasz mnie- powiedziała poważnie. 
-Dobrze.. Może i tak, ale, proszę, nie przejmuj się mną..- przytuliłam ją. 
-Prosisz mnie o zbyt wiele- zaśmiała się- Uwierz mi, jesteś wspaniałą dziewczyną i jeżeli ty się nie dostaniesz, to tylko ich strata- chwyciła moje dłonie i się uśmiechnęła.
-Nie próbuj mnie pocieszać!- powiedziałam, po czym obie wybuchnęłyśmy niekontrolowanym śmiechem. 

~Wieczorem

Kilkanaście minut temu, dowiedziałam się o ich decyzji, o tym czy wezmę udział w tej produkcji, czy nie. Ciekawa jestem, czy do Luśki, też już dzwonili.. 
-Viola!- przybiegła uradowana blondynka. 
-Tak?- zapytałam z uśmiechem. 
-Dzwonili do ciebie?
-Tak- odpowiedziałam krótko. 
-I jak? Dostałaś się? 
-Mówimy na trzy, cztery, okej? 
-Okej- przytaknęła z uśmiechem. 
-Trzy... Czte...ry- mówię i milknę.  
-Dostałam się!- krzyczy podekscytowana.
-Gratuluje!- przytulam się do niej. 
- A ty? Czemu nic nie powiedziałaś?
-Bo ja... Ja się nie dostałam..- odpowiadam, choć bardzo się ciesze z tego, że mojej najlepszej przyjaciółce się udało. 
-Jak to się nie dostałaś?- zadała mi pytanie. Widziałam, że jest jej przykro, a przecież nie o to chodzi. Dostała się i powinna się z tego powodu cieszyć! 
-Po prostu... Znaleźli kogoś lepszego... Nie wiem kogo, ale nie przejmuj się mną, ciesz się swoim sukcesem!- spojrzałam na nią z uśmiechem, ta jednak opadła na kanapę- Co jest?- usiadłam obok niej i spojrzałam na nią.
-Bez ciebie to nie to samo.. Vils... Ja chciałam być tam z tobą.. 
-Lu, nie możesz! Osiągniesz wielki sukces! Nie możesz zrezygnować, będę cię wspierać. 
-Musze się nad tym zastanowić..- westchnęła. 
-Obiecaj mi, że weźmiesz udział w tym spektaklu..- spojrzałam na nią poważnie. 
-Co z tego, że osiągnę Wielki sukces, gdy ciebie nie będzie przy mnie? 
-Ja zawsze będę przy tobie. 
-Niech będzie- powiedziała i mnie mocno przytuliła- Ale masz być na każdej próbie. 
-Lu...- westchnęłam. 
-Każdej!- powtórzyła, a ja się cichutko zaśmiałam. 
-Okej. 

~Kilka dni później, próby~

Siedzę na pustej widowni i przyglądam się ich próbie. Nie powiem, jest to ekscytujące. Luśka idealnie współpracuje z innymi aktorami, nie mogę skłamać, są tu gorsze osoby od niej. Wyrwałam się z rozmyśleń i spojrzałam na nich, ponownie. 
-Isabell?- mówił kwestię w tej chwili jakiś przystojny szatyn. Spojrzał na mnie, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. 
-Nie mów nic do mnie, nie myśl o mnie... Nie kochaj mnie! Zrozum, ja i ty to dwa oddzielne światy. Nigdy nie będziemy razem...- Tym razem mówiła jakaś długowłosa brunetka. Nie chcę kłamać, jest świetną aktorką, jednak zachowuje się jak jakaś Diva.. Ehhh, nienawidzę takich. 
-Chcę być tylko przyjacielem, Tego mi nie zabronisz...- Spojrzał na nią, z anielskim uśmiechem. Ohhh, ile ja bym dała, aby mieć tę rolę.. 

Po kilku kolejnych scenach była kwestia Lu. Patrzałam na nią z uśmiechem i dumą. Na scenie wygląda jak gwiazda, powiem więcej, scena jest stworzona po to, aby Luśka na niej lśniła. Gra jak profesjonalistka, założę się, że nie jeden zawodowy aktor pozazdrościłby jej talentu, ehhh, ale tak to już jest gdy trzeba udawać przy chłopakach, obojętne. 


~Dwa miesiące później~

Po raz kolejny jestem na próbie. Jest tu naprawdę miła atmosfera, przyjaźnie się ze wszystkimi.. No, prawie, tylko Jasmine, mnie denerwuje. Nie wiem, jak można być, aż tak wrednym.. Ehh, myśli, że jak ma urodę i talent, to wolno jej wszystko... Obserwowałam scenę w której Isabell i Daniel rozmawiają. Cały czas swój wzrok skupiałam na Leonie... Dlaczego on musi być tak cholernie seksowny? Westchnęłam. Ahhh, te jego oczy.. Co prawda, nie widziałam ich jeszcze z aż bliska, ale nawet z daleka widać ich wspaniały, szmaragdowy kolor.. Ta jego fryzura... Ten aksamitny głos.. Mogłabym tak godzinami patrzeć na niego i słuchać jego głosu.. 
Otrząsnęłam się z myśli i ponownie skupiłam się na oglądaniu scenki. Tej, akurat jeszcze nie było- pomyślałam. Próbowałam słuchać tego, co mówią, jednak w mojej głowie nadal był Leon. Och... Dlaczego nie dostałam tej roli? Byłam aż tak kiepska? Po chwili zauważyłam, jak ich usta się przybliżają, a następnie stykają. Ehhh, pieprzony scenariusz! Spojrzałam na nią z zazdrością wytatuowaną na twarzy, po czym bez żadnego słowa wyszłam z teatru. 

Po około trzydziestu minut, zauważyłam Lu idącą w moim kierunku. Wstałam z murku, na którym siedziałam i ruszyłam w jej stronę. 
-Wszystko w porządku?- zapytała i spojrzała na mnie z uśmiechem. 
-Tak- umalowałam sztuczny uśmiech na twarzy. 
-Na pewno? Wyszłaś z próby jak Leon i... A więc o to chodzi?- spojrzała na mnie. 
-Nie, no coś ty...!
-Bądź ze mną szczera!- rozkazała, a ja westchnęłam.
-Podoba mi się Leon- przyznałam- Możemy już iść?- pokiwała zwycięsko głową i zaczęłyśmy iść do domu. 

-Ale nie martw się, Leon nienawidzi Jasmine...
-Ani słowa więcej!- rozkazałam, a ona się cicho zaśmiała.
-Za tydzień już wystawiamy to- powiedziała z uśmiechem. 

-Myślisz, że nie widziałam reklam porozwieszanych w całym mieście?- zaśmiałyśmy się.

~Dwa dni później


Kolejny raz scena z pocałunkiem... Ehhh, czy ona robi to specjalnie? Bo pannie królewnie nie podoba się, to, że Leon nie zamknął oczu, źle schylił głowę, za szybko złączył usta.... Ughh, jeszcze raz coś powie, a wyjdę z siebie!

-Z tobą nie da się pracować!- usłyszałam krzyk Jasmine i od razu spojrzałam na nic. 
-Ty nie jesteś lepsza!- krzyknął Leon. 
-Nie, ja z tymi amatorami pracować nie będę!- Krzyknęła patrząc na wszystkich i omijając organizatora wyszła. 
-Chyba odwołamy przedstawienie...- powiedział ze smutkiem. 
-Nie, proszę daj mi chwilę, znajdziemy kogoś na jej zastępstwo. 
-Kogo? Leon nie da rady ćwiczyliśmy przez ponad dwa miesiące nikt nie zna tej roli, nie nauczy się jej w dwa dni! 
-Daj mi chwilę- powiedział i podszedł do mnie. Czego on ode mnie chce?
-Violetta- powiedział, a ja podniosłam głowę i spojrzałam na te jego śliczne oczka. 
-Tak?- zapytałam z uśmiechem. 
-Pomożesz nam? 
-Jak mam wam pomóc? Mam wam znaleźć osobę, która nauczy się scenariusza w dwa dni?- zaśmiał się i pokiwał przecząco głową. 
-Ty jesteś tą osobą.
-Ja? Llleon... Ja nie należę do waszej grupy.. 
-Jakiej grupy? 
-Aktorów- wyjaśniłam. 
-Spróbuj- prosił mnie. 
-Leon, ja się nie dostałam, a to znaczy, że się nie nadaję. 
-Nie, to znaczy, że Jasmine jest córką dyrektora. Violetta- chwycił moje ręce- Proszę cię, tylko ty nam pomożesz.. Byłaś na dosłownie każdej próbie. Znasz jej rolę, a przynajmniej część... Proszę cię, pomóż nam, zrób to dla mnie. 
-Leon.. Ja nie chcę być kołem ratunkowym- powiedziałam i wybiegłam z teatru. 
-Violetta- usłyszałam jego krzyk, jednak nie zareagowałam. Usiadłam na murku pod dużym kasztanowcem i patrzałam przed siebie- Violetta- usiadł obok mnie- Proszę cię... Pomóż nam, mi.. 
-Leon jak ja mam wam pomóc, co? Jestem amatorką. Nigdy nie występowałam w teatrze, to, że poszłam na casting było jednym wielkim szaleństwem i teraz tego żałuję. Nie proś mnie o to, bo tego nie zrobię, za żadne cudy świata. 
-Proszę cię...- powtórzył. 
-Leon.. Powiedziałam już co o tym myślę. 
-Twoja mama by wystąpiła... Poza tym, to będzie wielki sukces.. Proszę, przemyśl to..- powiedział, a mnie coś ukuło w sercu. Poczułam gulę w gardle, jak on może tak mówić?
-Więc chodzi ci o to, tak?- zapytałam zła- To będzie wielki sukces?- powtórzyłam jego słowa- Jeżeli myślisz o tym, to zatrudnijcie Cameron Diaz*  Jestem tobie potrzebna tylko po to, abyś ty odniósł sukces, tak?
-Nie o to mi chodziło... Chciałem powie.. 
-Nie interesuje mnie to co chciałeś powiedzieć. Powiedziałeś to- spojrzałam na niego, widziałam, że żałuję, ale w tej chwili mnie to nie interesowało- Mojej mamy już nie ma- powiedziałam przez łzy- Ja nie jestem nią- powiedziałam po czym uciekłam. Wróciłam szybko do domu i zaczęłam płakać. 

Leon

Siedzę w domu i myślę o rozmowie z Violettą. Nie rozumiem dlaczego tak postąpiła... Przecież nic złego nie powiedziałem! Ehhh, kobiety..
Po chwili zadzwonił do mnie telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i widząc, że dzwoni Ludmiła, odebrałem. 

-No hej- odezwała się pierwsza. 
-Hej- odpowiedziałem. 
-Chcę ci tylko powiedzieć, że jutro robimy próbę, nie wiem, kto zagra Isabell, ale nie możemy się tym przejmować. 
-Przeproś ode mnie Violettę- powiedziałem po dłuższej chwili. 
-Własnie nie wiem, o co poszło...
-Mała sprzeczka...- odpowiedziałem bez przekonania. 


Jesteśmy na próbie, co prawda nie wiem, jaki to ma sens, ponieważ, nie ma osoby, która by zagrała Isabell, ale Ludmiła zakazała przerwania prób. Mówię swoją kwestie, co zapewne wygląda komicznie, bo nikt mi nie odpowiada, ale pomińmy ten fakt. 
-Dlaczego to musi tak wyglądać?- zadałem pytanie niewidzialnej Isabell.
-Nie musi- usłyszałam, przez co od razu się odwróciłem. Tak zauważyłem Violettę, ze scenariuszem w ręku, zbliżającą się do mnie. 
-Ale jak to...? Przecież mówiłaś, że nie chcesz..- dalej mówiłem swoją kwestie. 
-Zapomnijmy o tym, nie chcę żyć w kłamstwie, bo już dłużej nie mogę ukrywać moich uczuć.
-Więc powiedz mi, co czujesz?- mówiłem idąc w jej kierunku. 

-Chcesz wiedzieć co czuję?- zapytała, aż w końcu byliśmy przy sobie. Chwyciła moją dłoń- tak jak jest w scenariuszu- po czym spojrzała na mnie. Jej twarz powoli zbliżała się do mojej tak, że czułem jej oddech na sobie- Okej, okej cieńcie- powiedziała i odeszła ode mnie. Ja się cicho zaśmiałem i poszedłem w kierunku wszystkich osób. 
-Więc weźmiesz udział w przedstawieniu?- zapytała Maya. 
-Tak- spojrzała na mnie- Możemy porozmawiać? 
-Tak. Muszę cię przeprosić..- odeszliśmy na bok. 
-Nie, to ja muszę cię przeprosić... Miałeś rację, moja mama by wystąpiła, to będzie sukces.. Po prostu... Bałam się i boję...
-Nie masz się czego bać..- uśmiechnąłem się do niej- Wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, że masz mnie, Ludmiłę i.. Wszyscy ci pomogą. 

-Dziękuję- przytuliła się do mnie.
-Nie, to ja ci dziękuję. 

Jest już po godzinie dwudziestej, a my nadal tu jesteśmy i mamy próbę. 
-Nie, Leon ja nie dam rady- powiedziała i rzuciła scenariusz na ziemie, po czym sama na niej usiadła. Podszedłem do niej i usiadłem obok.
-Co jest?- spytałem patrząc w jej oczy. 
-Nie dam rady, rozumiesz? Nie nauczę się scenariusza na czas, nie zapamiętam tych ruchów scenicznych, nie dam rady... To dla mnie za wiele..
-Dasz radę. Wierzę w ciebie.. Wszystko się uda, jeżeli tego chcemy.. 

-Ale nie w tym przypadku...
-Razem damy radę..- powiedziałem, po czym, wyciągnąłem do niej rękę. Po dość długim namyśle chwyciła ją-Wszystko jest możliwe- szepnąłem, a ona się cicho zaśmiała. 

-Zaczynamy od początku?- spytała na co przytaknąłem. 

-Zapomnijmy o tym, nie chcę żyć w kłamstwie, bo już dłużej nie mogę ukrywać moich uczuć- Powiedziała i oboje do siebie podchodziliśmy. 
-Więc powiedz mi, co czujesz?
-Chcesz wiedzieć co czuję?- Podeszła do mnie i chwyciła moją dłoń. Oboje patrzyliśmy sobie w oczy, po raz kolejny czułem jej oddech na sobie- I... Koniec!- powiedziała tuż przed połączeniem naszych ust i się ode mnie odsunęła. 
-Ale wiesz, że kiedyś będziemy musieli się pocałować?- zapytałem z rozbawieniem, na co ona przytaknęła. 
-Muszę się na to przygotować.. W końcu z tego co wiem, całujesz beznadziejnie- powiedziała z uśmiechem. 
-Wcale nie!- oburzyłem się. 
-Przecież nie zamykasz oczu podczas pocałunku- naśladowała Jasmine. 
-Uwierz, całuję jak... profesjonalista! 
-Yhmm... 
-Chcesz się przekonać?- poruszałem brwiami, na co się zaśmiała. 
-Może...- powiedziała tajemniczo. 
-Uznaje to za Tak- powiedziałem, na co się zarumieniła. Podszedłem do niej i położyłem dłoń na jej policzku, a następnie wbiłem się w jej usta.


Violetta

~Następnego dnia~

Przyszłam spóźniona do teatru, ale co się dziwić? Wczoraj nie mogłam zasnąć, cały czas miałam przed oczami Te jego wspaniałe oczka, ten uśmiech, ten głos i ten pocałunek! 
-W końcu jesteś- uśmiechnął się Leon. 
-Wiem, przepraszam.. 
-Nic nie szkodzi- wszyscy się uśmiechnęli do mnie ciepło, a ja rzuciłam torbę gdzieś w kąt. Cały czas się zastanawiałam, czy na przedstawieniu sobie poradzę. A jeżeli się nie uda? Jeżeli zapomnę kwestii? Westchnęłam i poszłam na scenę, gdzie rozpoczęliśmy próbę. 

-Daniel, czy ty, jesteś tego pewien?- zapytałam patrząc szatynowi w oczy. 
-Pewien czego? Swoich uczuć? Tak. A ty nie? 
-Nie to chciałam powiedzieć... Chodzi o..
-O pocałunek? 

-Ja nie wiem... 
-Czy mnie kochasz..?- zapytał, a ja westchnęłam. Nie dam rady nauczyć się tego cholernego scenariusza! Tego jest za wiele... Ta sztuka trwa ponad dwie godziny, a ja na to wiele czasu nie mam..
-Leon, nie daję rady- powiedziałam i upuściłam scenariusz z rąk. 

-Spokojnie- podszedł do mnie z uśmiechem. 
-Spokojnie? Leon, zostały jakieś 3 dni! Jak my się wyrobimy?! Bilety już są sprzedane, mam pójść na scenę z kartką papieru i z niej czytać? Wiesz.. Lepiej zadzwońcie do Jasmine... 
-Nie ma takiej opcji- powiedział i położył swoje dłonie na moich ramionach- Uspokój się- chciałam coś powiedzieć, ale mi przerwał- Zamknij oczy, nic nie mów- Zamknęłam oczy i słuchałam co chce mi dalej powiedzieć- Wszystko będzie dobrze, nie martw się, damy sobie radę. Rozluźnij się...
-Leon... 
-Cicho..!- powiedział, na co ja się zaśmiałam- Ze wszystkim zdążymy, okej?- pokiwałam przecząco głową. Zaśmiał się, czego ja niestety nie widziałam, bo nadal miałam zamknięte oczy- Już okej?- zapytał po chwili. Ja jednak powtórzyłam ruch sprzed chwili. Po chwili poczułam, jego dłoń na policzku, a następnie jego delikatne wargi na swoich. Po raz kolejny czułam to ciepło, te motyle w brzuchu, to było wspaniałe. Otworzyłam oczy i oddałam delikatnie pocałunek- A teraz okej?- zapytał dotykając jeszcze swoimi ustami moje.     
-Tak- szepnęłam, a on się delikatnie uśmiechnął. 

~Wieczorem~

-Możemy porozmawiać?- usłyszałam jego wspaniały głos, gdy brałam swoją torbę z krzesła. 
-Tak, a o czym?- uśmiechnęłam się. 
-O nas- odpowiedział krótko. 
-A dokładniej?- udawałam, że nie wiem o co chodzi. Bałam się, że chce mi powiedzieć, że mnie nie kocha, to by mnie zabiło emocjonalnie. 
-Wiesz o czym- uśmiechnął się ciepło, a jego oczy zaświeciły. 
-Dobrze, wyjdźmy z teatru- powiedziałam, po czym oboje opuściliśmy budynek- To co chcesz mi powiedzieć?- spytałam po chwili. 
-Podobasz mi się- powiedział po chwili. W jego głosie było lekkie zawahanie, jednak jego oczy były napełnione miłością i szczęściem.  
-Mówisz poważnie?
-Najpoważniej- zaśmiał się- A to takie dziwne, że się w tobie zakochałem? 
-Po prostu.. Nieważne- uśmiechnęłam się delikatnie- Ważne jest to, że.. Ty też nie jesteś mi obojętny. 
-Czy to znaczy, że, przyjmujesz moje zaproszenie? 
-Zaproszenie? 
-No tak, na kolację. Dziś, u mnie- uśmiechnął się słodko. 
-Tak- odwzajemniłam jego gest- O której mam być? 
-Chodźmy teraz, nie traćmy czasu. 
-Muszę się w coś ładnego ubrać!- oburzyłam się. 
-Wyglądasz ślicznie- skomplementował mnie, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. 
-Dziękuję- powiedziałam cicho, na co on delikatnie musną mój policzek. 

Jesteśmy już u niego w domu. Nie powiem, jest tu ślicznie. 
-Nadal się martwisz przedstawieniem, tak?- zapytał po chwili. 
-No tak, a jak inaczej? To moja pierwsza rola, a ja mam tak mało czasu na przygotowanie się do niej. 
-Mała- pstryknął delikatnie mój nos, na co się zaśmiałam- Mówiłem ci, że będzie dobrze. Najwyżej improwizuj, my się do ciebie podegramy. 
-Przestań, nie będę z siebie robić królowej, której każdy ma się podporządkowywać!- oburzyłam się, na co on się uśmiechnął. 
-Jak chcesz możemy teraz przećwiczyć kilka scen- poruszał zabawnie brwiami. 
-A co oznacza kilka scen?- spojrzałam na niego podejrzliwie, po czym wybuchnęłam śmiechem. 
-To znaczy te sceny, w których się całujemy- odpowiedział, a ja w niego rzuciłam poduszką-No co? Nie chcesz przećwiczyć tych scen? 
-Tego nie powiedziałam- zaśmiałam się- Ale chyba nie masz nic do mojego całowania! 
-No wiesz, moglibyśmy to jeszcze trochę przećwiczyć, zawsze może wyjść lepiej- uśmiechną się. 
-Wyjść lepiej? Co byś zmienił?- zapytałam z uśmiechem. 
-Na przykład to, że do tego moglibyśmy dołączyć języki. 
-Nie rozpędzaj się- ponownie się zaśmiałam i usiadłam obok niego. 
-Masz coś do mojego języka? 
-Nic- odpowiedziałam i oparłam się o jego tors. 
-A tak na serio, to chcesz przećwiczyć? 
-Yhmm. 
-To wstawaj. 
-A nie możemy na siedząco?
-Zgadnij- powiedział ironicznie, na co ja niechętnie się podniosłam z podłogi. Po chwili on też wstał i zaczęliśmy ćwiczyć nasze rolę.

Jest już po drugiej. Leżymy na kanapie i nadal senni, ćwiczymy swoje kwestię. 

-Isabell, wszystko okej?
-Yhmm- odpowiedziałam po czym ziewnęłam. 
-A jeżeli.. się ten, nie uda? 
-To.. yymm.. damy radę, nie..? Tak mówiłeś, czy coś... 
-Yhmm- odpowiedział, po czym usłyszałam jak tym razem on ziewa. Poczułam jak moje powieki stają się coraz cięższe i po chwili zasnęłam. 

~Rano~

Obudziłam się wtulona w ciało Leona. Dopiero po chwili przypomniałam sobie co się wczoraj wydarzyło. 
-Śpisz?- usłyszałam jego zaspany głos. 
-Nie- odpowiedziałam sennie. 
-Vilu, mam pytanie.. 
-Tak? 
-Zostaniesz moją dziewczyną? 
-Dziewczyną? 
-No, że wiesz, będziemy razem.. 
-Leon wiem, co miałeś na myśli mówiąc dziewczyna, ale jja.. myślałam, że...- westchnęłam- Myślałam, że już jesteśmy razem- powiedziałam cicho- Ten pocałunek w teatrze, ta rozmowa, kolacja i je...- przerwał mi, namiętnie całując. Oddałam pocałunek, a swoją prawą dłoń położyłam na jego policzku. 
-Więc się zgadzasz?- szepnął wprost w moje usta. 
-Tak- odpowiedziałam i wtuliłam się w niego. 
-Wiesz... Tak na prawdę, gdy zauważyłem cię po raz pierwszy, miałem nadzieję, że to właśnie ty będziesz Isabell. Od razu mi się spodobałaś. 
-Też mi się spodobałeś, od razu- uśmiechnęłam się, a on delikatnie musnął mój policzek. 
-Która godzina?- spytał po chwili. Wzięłam telefon ze stolika i odblokowałam ekran, a pierwsze co zauważyłam, to dwadzieścia nie odebranych połączeń od Ludmiły. No tak, przecież nie mówiłam jej, że idę do Leona..! Musiała się strasznie martwić! Czym prędzej zadzwoniłam do niej i modliłam się, aby nie była zła. 
-Halo? Vils?- odezwała się po chwili. 
-Tak..- odpowiedziałam niepewnie. 
-Możesz mi wytłumaczyć co się z tobą działo?!- powiedziała zła. 
-Wytłumaczę ci wszystko w teatrze, okej? 
-Mam nadzieję, że to było coś ważnego, bo tak łatwo ci nie wybaczę!- powiedziała i się rozłączyła. 
-Jest zła?- zapytał Leon, który przyglądał się całej rozmowie. 
-Może trochę...- westchnęłam- Ale gdy się dowie, że.. Jesteśmy razem, to jej cała złość minię- powiedziałam pewna siebie i ponownie wtuliłam się w ciało Leona. 

Weszliśmy do teatru trzymając się za ręce. To naprawdę wspaniałe uczucie! 
-Widzę, że wczuwacie się w rolę- powiedziała z uśmiechem Maya, a my z Leonem spojrzeliśmy na siebie. 
-Chciałbym Wam oficjalnie przedstawić moją dziewczynę- wskazał na mnie, a ja się uśmiechnęłam. Patrzałam na miny wszystkich zebranych w teatrze. 
-Jesteście razem?- krzyknęła podekscytowana brunetka, na co oboje kiwnęliśmy głowami- Nawet nie wiecie jak się cieszę! Szczęścia!- przytuliła nas mocno, a my się zaśmialiśmy. 
-Spokojnie.. My nie bierzemy ślubu- zaśmiał się Leon, a ja razem z nim. 
-Wybaczam ci!- powiedziała Ludmiła, na co ja się zaśmiałam. Wiedziałam, że tak będzie, znam ją na wylot- Ale, czekaj, czekaj- podeszła do nas i pociągnęła- Jesteście razem... A ty- wskazała na mnie- Nie wróciłaś na noc..! Wytłumaczycie mi to?- Spojrzała na nas podejrzliwie. 
-Lu.. my nie spaliśmy razem- powiedziałam zażenowana. 
-Nie wierzę wam- powiedziała pewnie. 
-Lu. On mnie zaprosił tyl.. 
-Ja już wiem jak się zakończyło to "tylko". Nie tłumaczcie mi się, ja wiem swoje- uśmiechnęła się zwycięsko- Ale ty- pokazała na Leona- Jeżeli ją zranisz, będziesz miał ze mną do czynienia! 
-Przysięgam Pani, Panno Ludmiło, że nie zranię tej oto ślicznotki- objął mnie ramieniem. 
-Mam nadzieję!- powiedziała po czym odeszła od nas. 
-Przepraszam cię za to- szepnęłam w jego stronę, na co odpowiedział mi uśmiechem. 

Za nami już kolejna godzina w teatrze. Co jak co, ale muszę przyznać, że dziś mi wszystko wychodzi lepiej. To zapewne przez to, że zostałam dziewczyną Leona! 
-Wiesz.. miałeś rację, od samego początku...- mówiłam parząc w Oczy szatynowi. 
-To normalne, Isabell, że po tym, co przeżyłaś, miałaś wątpliwości. 
-Ale teraz wiem, że jedyne czego pragnę to ciebie, Daniel. Chcę być przy tobie, chcę móc codziennie widzieć twoje oczy... Pomiędzy nami, nie ma już żadnej przeszkody, nic nam nie zepsuje szczęścia.
-Kocham cię Isabell- powiedział z uśmiechem patrząc na mnie. 

-Ja ciebie też kocham- odpowiedziałam, po czym splotłam dłonie za jego szyją, a nasze usta się połączyły w długim pocałunku. 
-Udało się- powiedział z uśmiechem Leon. Po raz pierwszy w tym składzie, udało nam się przećwiczyć całą sztukę!- Mówiłem, że się uda. 
-To tylko dlatego, że cały czas byłeś przy mnie... Dziękuję.  
-Udało nam się dlatego, że jesteś świetną aktorką. 
-Nie mów tak, to nie prawda. Gdyby nie ty, nadal bym nic nie umiała. 
-Dobra gołąbeczki, my robimy przerwę, a wy się pogruchajcie- powiedziała Chelsea, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem. Chwyciłam Leona za rękę i razem wyszliśmy z teatru. Szliśmy powoli alejką, pomiędzy nami panowała cisza, jednak była przyjemna. Po chwili usiedliśmy na murku, patrzałam na Leona, a on na mnie. 
-Kocham cię- powiedział patrząc w moje oczy, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. 
-Też cię kocham- odpowiedziałam i usiadłam na jego kolanach. 
-Czemu my się dopiero teraz spotkaliśmy? 
-Nie wiem, ale lepiej później niż wcale- uśmiechnęłam się i wtuliłam w niego niczym w pluszowego misia. 

~Dzień Przedstawienia

-Leon.. A jeżeli się nie uda?- zapytałam zdenerwowana. 
-Co ma się nie udać? Kochanie, ćwiczyliśmy to już wiele razy i za każdym razem wychodziło ci wspaniale. 
-A jak zapomnę tekstu?
-Nie zapomnisz. 
-A jeżeli zapomnę? 
-To spojrzysz w moje oczy i wszystko ci się przypomni. 
-Leon, mówię poważnie. 
-Ja też- podszedł do mnie i chwycił mnie za ręce- Nie denerwuj się. Wszystko wyjdzie dobrze. Uwierz w siebie, na próbach ci wychodziło, czemu teraz miałoby być inaczej? 
-Kiedyś na próbie też mnie tak uspakajałeś, jednak nie słowa sprawiły, że zaczęłam wierzyć w siebie- zaśmiałam się, a on bez namysłu wbił się w moje usta- Lepiej? 
-Lepiej- odpowiedziałam z uśmiechem po czym ponownie wbiłam się w jego usta. 
-Zaraz wchodzimy na scenę- powiedział i się uśmiechnął. 
-Wiem- również się uśmiechnęłam- I ciesze się, że będę tam z tobą. 

-Ale teraz wiem, że jedyne czego pragnę to ciebie, Daniel. Chcę być przy tobie, chcę móc codziennie widzieć twoje oczy... Pomiędzy nami, nie ma już żadnej przeszkody, nic nam nie zepsuje szczęścia- Powiedziałam z uśmiechem. 
-Kocham cię Isabell.
-Ja ciebie też kocham- odpowiedziałam i zarzuciłam ręce za jego szyję, po czym namiętnie pocałowałam. W  tej chwili w całym teatrze było słychać brawa, a światła powoli gasły. Po chwili na scenę przeszli wszyscy aktorzy i się ukłoniliśmy. 

-Udało się!- powiedziałam szczęśliwa i wtuliłam się w Leona. 
-Nie było nawet sekundy, żebym w to zwątpił- uśmiechnął się do mnie. 
-Kocham cię- szepnęłam i chwyciłam jego dłonie- Dziękuję, że cały czas we mnie wierzyłeś... Byłeś przy mnie... Że razem, do drugiej w nocy ćwiczyliśmy kwestię... Jak mogłabym ci się odwdzięczyć? 
-Bądź przy mnie. 
-Tylko tyle?- zaśmiałam się. 
-Aż tyle, kochanie- powiedział na co się zarumieniłam. 

KONIEC..? 
NIE, TO DOPIERO POCZĄTEK..!

###
A więc dziś, kolejny raz dodaję post!
Oto cały Part, mi się jak najbardziej podoba ;D
Nie kończy się, zaręczynami, małżeństwem, dziećmi więc można u mnie zaliczyć to do rzadkości ;D
Ogólnie to miał być koniec, ale szczerze mówiąc nie wiem.
Pisało mi się go zdecydowanie dobrze, więc.. kto wie?
Piszcie w kom, czy chcecie, czy ma już tak pozostać ;P
Przypominam, że dziś ten blog ma urodzinki! <33

(Poniżej rozdział 11!) 

Buziaki!
Suzzy :* 

Rozdział 11 "Musimy zrezygnować z planu"+ ROOOOK BLOGA!

ROZDZIAŁ DEDYKOWANY ElimelGamesPl 
MIŁEJ LEKTURY :* 


- Bo ty... Nie znasz całej prawdy.
- Jakiej prawdy? O czym ty mówisz? - pyta zdezorientowana.
- Shell... - wzdycham.
- Mów Violetta - nakazuje.
- Bo ja... Kiedyś byłam z Danielem.
Patrzy na mnie zdziwiona.
- Jak to?
- Byliśmy razem... Ale on zdradził mnie... W sylwestra - dodaję.
Natychmiast wstaje z kanapy.
- Czemu mi nie powiedziałaś do cholery?! - pyta zdenerwowana. - To dla tego tak się na niego uwzięłaś, tak?
- Shell, ja naprawdę chciałam tylko... - przerywa mi.
- Violetta, nic mi nie powiedziałaś! A myślałam, że... A zresztą, wychodzę!- mówi wściekła i idzie do drzwi.
- Poczekaj! Shell! - niestety, zanim zdołam się obejrzeć, jej już nie ma.
Przecież ja chciałam dobrze!

Budzą mnie promienie słońca, które tym razem są mi obojętne. Od wczoraj myślę o Shell, dzwonię do niej bez przerwy, piszę, ale ona na nic nie odpowiada. Zepsułam wszystko, ale przecież nie celowo! Ja nie wiedziałam, że ona tak zareaguje.
Nagle słyszę piosenkę, którą ustawiłam jako dzwonek Shell.
Zrywam się z łóżka i podbiegam do biurka na którym leży telefon. Nie mylę się - dzwoni Shell. Odbieram.
- Shell za nim cokolwiek powiesz... - przerywa mi.
- Nie Violetta, nie mam zamiaru cię słuchać. Chcę tylko powiedzieć, że wyjeżdżam.
Poczułam ukłucie w sercu.
- Aale, Shell...
- Żadne 'ale'. Myślałam, że kuzynki mówią sobie tak ważne rzeczy. A ty zataiłaś to przede mną.
- Shell, proszę... - przerywa mi ponownie.
- Nie Violetta - jej ton jest stanowczy i zimny - chciałam się pożegnać, więc... Do usłyszenia.
Zanim zdążę cokolwiek powiedzieć, ona się rozłącza. Kładę się zniechęcona na łóżko.
Opuściła mnie... Moja kuzynka. Dodatkowo nie wiem, czy zerwała z Danielem czy też nie...

Siedzę na kanapie już drugą godzinę i oglądam jakiś wyciskacz łez. Wokół mnie leżą tony chusteczek. Nie mam na nic ochoty. Nawet ubrać się nie mam siły więc od rana siedzę w piżamie. Shell wyjechała, przeze mnie. Gdybym tylko wcześniej powiedziała jej o Danielu... Ehh, czasu nie cofnę. 
Nagle dzwoni mój telefon. Biorę go ze stolika i zerkam na wyświetlacz. Ludmiła. 
- Halo? 
- Violetta, hej! 
- Hej Lu... - wzdycham.
- Ej, coś się stało? - pyta.
- Nie... To znaczy tak! Ugh, nie!
- To w końcu tak czy nie? - słyszę jej cichy śmiech.
- No tak jakby... - prostuję. - Możemy się spotkać? W kawiarni dziewczyn?
- Tak, jasne.
- To za dwadzieścia minut, powiedz Fran i Naty, że idziemy do nich z wizytą - mówię.
- Okej, do zobaczenia - woła blondynka i rozłącza się.

Właśnie wchodzę do Coffee Heaven, gdzie czekają już na mnie dziewczyny. Podchodzę do nich.
- Heej dziewczyny - przeciągam i siadam na wolnym krześle.
- Hej Vils - mówi Naty.
- Dobra, a teraz mów co się stało! - żąda Lu.
- Aale co..? - pytam.
- No nie udawaj, za dobrze cię znam, widzę, że coś się stało.
Wzdycham.
- No bo... Shell wyjechała.
Dziewczynom oczy się powiększają.
- Jak to wyjechała? Czemu? - pytają.
- Pamiętacie Daniela? - pytam.
- Tego dupka? Jego się nie da zapomnieć...
- A pamiętacie chłopaka Shell? - pytam ponownie.
- Tak... - mówią zdziwione.
Patrzę na nie wyczekująco. One co chwilę zerkają na siebie.
- Zaraz... - zaczyna Lu. - Chyba nie mówisz, że... - kiwam głową. - To był Daniel?!
- Tak, to był Daniel.
- Ten sam dupek? Na prawdę?!
- No tak! - mówię. - Ale to nie wszystko...
- Coś jeszcze się stało? - pytają na raz.
- Tak... - biorę głęboki wdech. - Musimy zrezygnować z planu.
Robią wielkie oczy.
- Violetta... Ty chyba nie mówisz poważnie... Prawda?
- Nie, mówię całkiem poważnie.
- Aale przecież... - przerywam im.
- Słuchajcie, sama doskonale wiem jak to jest stracić bliską ci osobę. Juliet na prawdę kocha Leona, to widać. Nie chcę niszczyć jej szczęścia, bo on zawinił.
- Ale on ją zdradził!
- Ale najwidoczniej żałuje, są ze sobą szczęśliwi a ja nie chcę tego psuć. Poznałam bliżej Juliet, jest wspaniałą dziewczyną i zasługuje na szczęście...
- Ehh... - wzdycha Lu. - Według mnie, powinnaś jej o tym powiedzieć...
- Lu, przestań już. Plan jest już nie ważny - wstaję z krzesła.
- Przejdźmy się na jakieś zakupy, dobrze ci to zrobi - zachęca mnie blondynka. - Zakupy zawsze poprawiają humor!
Uśmiecham się.
- Okej, to pa dziewczyny - przytulam Naty i Fran. - Miłej pracy.
Posyłają nam uśmiech. Lu bierze swoją torebkę i wychodzimy z Coffee Heaven.
- A jak tam z Federico? - pytam.
- Na prawdę chcesz teraz o tym rozmawiać? - śmiejemy się.

- Lu, dziękuję ci - mówię.
Dochodzimy właśnie do mojego mieszkania.
- Ale nie masz za co! Uwielbiam zakupy z tobą! - uśmiecham się.
Chwilę potem stoimy przed drzwiami do mojego domu.
- Wejdziesz? - pytam otwierając drzwi.
- Nie kochana, wybacz, ale Fede ma przyjść wieczorem... - zabawnie porusza brwiami a ja wybucham śmiechem.
- Okej, no to miłego... No. Wiesz o co chodzi - śmieję się.
- Violetta! - karci mnie blondynka.
- No dobrze, dobrze no... - znów wybuchamy śmiechem.
- To papa - macha mi niczym mała dziewczynka.
- Cześć Lu, do jutra - żegnam się z nią po czym zamykam drzwi.
Jestem tak zmęczona, że idę prosto do sypialni, przebieram się w piżamę i idę spać...


###
No Witam Witam!
Dawno nie było rozdziału, nie?
Rozdział powinien być w sobotę, ale ponieważ z okazji Roku Bloga, dodaję do dziś :*
Przede wszystkim chciałam Wam podziękować!  
Wszystkim!
Tym, co są tu od początku (pewnie nie ma takich xD)
Tym, którzy są tu teraz!
Ale też tym, którzy znaleźli się tu przez przypadek i nigdy więcej tu nie zajrzeli!
Nie spodziewałam się, że na Bloggerze odniosę taki sukces! 
Blog miał być dodatkiem, sprawdzeniem umiejętności, a tym czasem on, jak i Wy staliście się częścią mnie! I właśnie za To chciałam Wam bardzo podziękować.
Dzięki Blogowi, nie tylko poprawiłam swój styl pisania, zaczęłam wierzyć w siebie, odkryłam swoją pasję, ale też poznałam naprawdę wspaniałe osoby.
Nie będę się już rozpisywać bo pewnie i tak mało kto doczytał! <3

Suzzy&Viki

Rozdział 12- W najbliższą sobotę! (min. 15 kom !)  

niedziela, 5 kwietnia 2015

Konkursowy One Part by Monika MZ + Notka pod spodem

One Part Wyróżnienie
By Monika MZ

-Cześć kochanie - powiedziała Francesca siadając obok zamyślonego Diego - Coś się stało? - zapytała widząc ,że ukochany nie zareagował na jej powitanie.
-Musimy zerwać - powiedział Diego stanowczym tonem, po czym wstał z kanapy i stanął przy oknie.
-Co? Dlaczego? Przecież za dwa tygodnie miał być nasz ślub. Czemu musimy zerwać? - zapytała Fran łamiącym się głosem.
-Muszę wyjechać - odparł Diego nie odrywając wzroku od okna - Nie wiem kiedy wrócę. Nie wiem czy w ogóle wrócę. Taki związek nie ma sensu. Nadal bardzo cię kocham - Diego odszedł od okna i poszedł do sypialni. Po  chwili wrócił z dwoma walizkami.
-Nie możesz zabrać mnie ze sobą? - zapytała Francesca ze łzami w oczach.
-Nie mogę. Mój ojciec zlecił mi ten wyjazd. Muszę z nim jechać. Zabierając cię, zniszczyłbym twoje plany na przyszłość związane z pracą.
-Ale Diego ja cię kocham - powiedziała dziewczyna prawie szeptem.
-Ja też cię kocham - odpowiedział Diego - Żegnaj Fran - podszedł do płaczącej dziewczyny i pocałował ją w policzek, po czym opuścił dom. Francesca zapłakana pobiegła do łazienki. Wzięła do ręki żyletkę i przyłożyła do nadgarstka.



Pierwsza rana
-Za to pierwsze spotkanie - szepnęła.

-Jak chodzisz?! - krzyknęła szatynka lądując na ziemi.
-Przepraszam. Nie zauważyłem cię - odparł zmieszany chłopak podając rękę dziewczynie.
-Nie potrzebuję pomocy. Sama wstanę - powiedziała dumnie Francesca podnosząc się.
-Nie to nie - odpowiedział jej Diego wyraźnie urażony.
Oboje poszli w swoje strony.


Druga rana
-Za początek przyjaźni.

-Ty Fran będziesz pracować z.... Z Diego. Napiszecie referat na temat II wojny światowej - powiedziała nauczycielka z uśmiechem.
Po lekcjach Diego i Francesca spotkali się w parku.
-Dobra to kiedy i u kogo piszemy ten referat? - zapytała  starając się nie patrzeć na chłopaka.
-A może skoro musimy razem pracować to najpierw zawrzemy rozejm? - zapytał Diego z uśmiechem na twarzy.
-Serio? - spytała Fran niedowiarzając.
-Serio. To co? Zgoda? - wyciągnął do dziewczyny rękę na znak zawarcia rozejmu.
-Zgoda - chwyciła rękę i uśmiechnęła się do nowego przyjaciela.


Trzecia rana
-Za pierwsze "kocham cię".

-Fran , chcesz być moją dziewczyną? - spytał Diego nieco zmieszany.
-Tak! Od zawsze coś do ciebie czułam tylko bałam się przyznać.
-Teraz na zawsze będziemy razem. Kocham cię.


Czwarta rana
-Za pierwszą randkę.

-Co dzisiaj robisz? - zapytał Diego Francescę gdy razem wracali po szkole do domu.
-Tak w sumie to nic. A co? - odpowiedziała szatynka.
-W takim razie zapraszam cię na randkę.
-Ok. To o której?
-O 15 przyjdę po ciebie i pójdziemy na naszą pierwszą randkę.


Piąta rana
-Za pierwszy pocałunek.

-I jak ci się podobała nasza pierwsza randka? - zapytał Diego przed domem Francesci.
-Była idealna - odparła dziewczyna z uśmiechem.
-Nie. Nie była - powiedział tajemniczo Diego - Brakuje tego - w tym momencie chłopak złożył na ustach Fran pierwszy, gorący pocałunek.


Szósta rana
-Za nasz pierwszy raz.

Po godzinie oglądania filmu Diego znudził się. Zaczął całować swoją dziewczynę po szyi.
-Co robisz Diego? - zapytała Fran z wyraźnym zadowoleniem.
-No co? Nie mogę całować po szyi swojej dziewczyny? - powiedział Diego  nie przerywając poprzedniej czynności.
-Ale ja wolę w usta - po tych słowach dziewczyna namiętnie pocałowała Diego. Zaczęli pogłębiać swoje pocałunki. Z każdą chwilą całowali się coraz namiętniej i brutalniej...

Siódma rana
-Za oświadczyny.

-Fran. Znamy się już trzy lata. W dniu w którym cię poznałem od razu wiedziałem ,że nie będziesz mi obojętna. Francesco. Wiesz jak bardzo cię kocham. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? - Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko wpiła się w usta chłopaka.
-Taka odpowiedź wystarczy? - zapytała po oderwaniu.
-Zdecydowanie - odpowiedział chłopak z uśmiechem.



Kolejna ważna chwila w jej życiu miała być jeszcze piękniejsza niż ta poprzednia. Niestety. Za późno. Przymknęła oczy czując że to koniec. Żyletka wypadła jej z ręki a ona osunęła się na ziemię.
Nagle do łazienki wszedł Diego. Wrócił bo plany się pozmieniały i dowiedział się ,że nie musi wyjeżdżać. Niestety. Spóźnił się. Uklęknął przy ukochanej i chwycił jej dłoń.
-Fran. Kocham cię. Proszę. Nie odchodź. Proszę... - wyszeptał płacząc.
Jednak to na nic się zdało.
Było za późno.
Jej serce przestało bić...


***
No Heeeeeeeeeey!
Oto ostatni wynagrodzony shot! 

Mam nadzieję, że Wam się podoba!
Już 7 Kwietnia pojawi się Rozdział i Part, może ktoś z Was wie, dlaczego akurat wtedy?
Buziaki!
Do wtorku! <3
Aha no i... Mokrego jutra! Ja jednak mam nadzieję, że u mnie będzie sucho ;P 

sobota, 4 kwietnia 2015

Konkursowy One Part by Natalie Verdas

One Part Wyróżnienie
By Natalie Verdas

  One Shot ------------------------> Jortini
  "Jedno spotkanie może zmienić wszystko..."


Narrator

Piękna 17 – letnia szatynka przechadzała się ulicami Buenos Aires do którego wczoraj powróciła. Podziwiała cudowną okolicę stolicy swojego rodzinnego państwa – Argentyny. Nagle poczuła zderzenie. Zamknęła oczy, bo myślała, że czeka ją zderzenie z ziemią, lecz poczuła się jakby latała. Otworzyła oczy i ujżała przystojnego, szatyna ze szmaragdowymi oczami. Ocknęła się dopiero pochwili.
- Przepraszam... To moja wina... Zagapiłem się w telefon... Nic ci nie jest ? - spytał widocznie zmartwiony szatyn.
- Nie nic mi nie jest... Nie obwiiaj się, to moja wina... Powinnam bardziej uważać. - powiedziała szatynka. Była nadzwyczaj oczarowana postawą szatyna. Inny facet zapewne nie złapałby jej, a nawet gdyby nie przeją by się nią.
- Jestem Jorge. - podał jej ręke.
- A ja Martina, ale możesz mi mówić Tini. - podała mu dłoń, a on ją pocałował. Szatynka zachichotała na gest chłopaka. 
- A więc Tini, może miałabyś ochotę pójść do kawiarni ? - spytał z nadzieją chłopak. Szatynka bardzo spodobała się chłopakowi.
- Dobrze. - odpowiedziała.
- No to chodźmy. - powiedział uśmiechnięty brunet.
Przez całą drogę śmiali się, wygłupiali zupełnie jakby znali się od zawsze. Mieli mnóstwo wspólnych tematów. Mogli tak rozmawiać godzinami. Łączyło ich tak wiele rzeczy.
W końcu dotarli do wspomnianej przez szatyna kawiarni. Usiedli przy jednym ze stolików. Nagle podszedł do nich kelner i podał im karty dań.
- Co państwo zamawiają ? - spytał.
- Poproszę latte macchiato i babeczkę z nadzieniem kokosowym. - powiedziała dziewczyna.
- Ja poproszę to samo. - powiedział z uśmiechem chłopak.
- Normalnie nie wierze... - powiedziała - Ty też to uwielbiasz ? - spytała z uśmiechem szatynka.
- Na to wygląda slicznotko. - odparł, a ona się zarumieniła  
i spuściła głowę.
- Nie chowaj tych rumieńców. - powiedział szatyn patrząc na dziewczyne, a ona podniosła głowę i szczerze się uśmiechnęła.
- Opowiedz mi coś o sobie. - powiedział nagle chłopak.
- Dobra, ale póżniej ty. - odparła.
- Dobrze. - odpowiedział.
- A więc... Nazywam się Martina Stoessel co pewnie już wiesz, mam 17 lat, i ogólnie jeżdże na walizkach, bo mój tata jest światowym inżynierem i musi mnie zawsze ze sobą zabierać, mam młodszą siostre - bliźniaczkę Mercedes, kocham muzykę i wszystko co jest z nią związane, uwielbiam też tańczyć, nie mam chłopaka, dopiero nie całą godzinę temu przyleciałam samolotem do Buenos Aires, aby rozpocząć nowe życie, ponieważ nasz tata powiedział, że przeniósł firmę tutaj i to chyba wszystko na mój temat, a teraz ty. - zakończyła swój monolog dziewczyna.
- No dobra... Jestem Jorge Blanco, mam 18 lat, mam młodszą siostre Violettę, która ma 6 lat, tak samo jak ty kocham śpiew i taniec, chodze do szkoły muzucznej Studia On Beat, nie mam dziewczyny, mam wspaniałych przyjaciół, a wśród nich moją kuzynkę, i to chyba wszystko.- zakończył.
Nagle zadzwonił telefon szatynki. Odebrała go i okazło się, że dzwonił ojciec dziewczyny.
- Przepraszam cię, ale muszę już iść... - powiedziała smutna nastolatka.
- Odprowadzę cię. - powiedział szatyn.
- Lepiej nie, bo zaraz tata będzie się mnie czepiał...- powiedziała dziewczyna.
- Ale wiesz, że to nie było pytanie ? - powiedział z uśmiechem chłopak i się zaśmiał.
- No dobrze... - westchnęła szatynka.
Po drodze nadal rozmawiali, lecz krótko, bo droga do domu nastolatki nie była długa. Po 10 minutach byli juz pod domem szatynki. Dziewczyna pożegnała się z chłopakiem, a on musnął jej policzek, po czym się posłał jej uśmiech, który odwzajemniła.
- Cześć Tini ! - pożegnał się szatyn.
- Pa Jorge ! - odpowiedziała i pomachała młodzieńcowi.
Szczęśliwa szatynka weszła do domu, a gdy zamknęła drzwi w progu czekał na nią jej tata.
- A gdzie to się było panienko ? - spytał.
- Nic tylko spcerowałam po mieście i zwiedzałam okolicę. - odparła.
- A kim był ten chłopak przy bramie ? - spytał z uśmiechem ojciec.
- Tato... To tylko kolega... - powiedziała szatynka i na myśl o przystojnym szatynie uśmiechnęła się.
- Tylko kolega ? To czemu jak o nim wspomniałaś uśmiechnęłaś się ? - spytała moja rodzicielka wychodząc z kuchni.
- Czy ja o czymś przypadkiem niewiem ? - spytała Mercedes schodząca ze schodów. 
- Tak, tak zejdźcie się wszyscy jeszcze tylko Ramallo i Olga i będzie komplet. - powiedziała dziewczyna z sarkazmem.
- Czy ktoś nas wołał ? - spytały jednocześnie wspominiane wcześniej przez szatynkę osoby, a nastolatka przybiła Face Palma.
- Jak ma na imię ten chłopak ? - spytał jej tata. 
- Jorge. - dpowiedziała krótko szatynka, która była już nadzwyczajnie znudzona pytaniami od wszystkich mieszkańców tego domu.
- Blanco ? - spytał ponownie.
- Tak, a skąd wiesz ? - spytała zaciekawiona.
- Alejandro, a czy ty przypadkiem nie prowadzisz interesów z Blancami ? - spytała mama dziewczyny.
- Tak Eric Blanco to mój dobry przyjaciel. - powiedział z uśmiechem ojciec szatynki.
- Naprawdę ? - spytał niedowierzając.
- Tak, ma też żonę Veronicę i dwójkę dzieci. - odparł.
- No dobra... To ja ide z Mechi do pokoju... - powiedziała nastolatka i pociągnęła swoją siostre do jej pokoju.
Gdy wbiegły do pokoju Mercedes od razu zaczęła przesłuchnia.
- A więc, opowiadaj. - powiedziała zaciekawiona blondynka.
- Ale co ? - spytała z głupawym uśmiechem szatynka.
- Jak się poznaliście ? Co robiliście ? I jeszcze pare innych szczegółów. - powiedziała Mechi.
- A więc, gdy szłam po mieście wpadłam na kogoś, już miało mnie czekać spotkanie z ziemią, ale on mnie uratował. - zaczęłam -
Potem zaprosił mnie do kawiarni i potem okazało się, że lubimy te samą kawę i ten sam rodzaj babeczek, potem gdy zadzwonił do mnie tata powiedziałam mu, że muszę iść, a on zaproponował mi odprowadzenie,a ja mu powiedziałam, że lepiej nie, bo zaraz tata by mi użądził awanturę, ale on powiedział, że to nie było pytanie, a ja sie ostatecznie zgodziłam i później gdy się ze mną żegnał pocałował mnie w policzek, rozumiesz w policzek !!! - krzyknęłam.
- Opowiedz mi coś o nim. - powiedziała ciekawa blondynka.
- No to tak... Ma na imię Jorge Blanco, ma 18 lat, ma młodsza siostrę, kocha muzykę i taniec, jest cholernie przystojny, ma piękne szmaragdowe oczy w które można się patrzeć bez końca... - powiedziała rozmarzona szatynka.
- Uuuu... Ktoś tu się zakochał... - powiedziała z uśmiechem blondynka.
- Ja ? Nie... - powiedziała zawstydzona szatynka.
- Nie, normalnie Tinky Winky. - powiedziała z sarkazmem jej siostra.
- Naprawdę ? Nie wiedziałam. - powiedziała szatynka powstrzymując się od napadu śmiechu.
- To teraz już wiesz. - powiedziała blondynka i przybiła Face Palma.
- Dobra... Nie wiem jak ty, ale ja idę się kąpać. - powiedziała nastolatka.
- Ale wiesz, że ta rozmowa cię nie ominie ? - spytała Mercedes.
- Yhmm... - powiedziała 17 - latka i udała się w stronę swojej łazienki. 
- Oj Tini... I co ja się z tobą mam... - westchnęła blondynka.
- Słyszałam !!! - krzyknęła szatynka z pod prysznica.
- I bardzo dobrze !!! - odkrzyknęła jej siostra po czym poszła się sama myć.
Po kąpieli dziewczyny poszły do łożek, ale nie zamierzały jeszcze zasypiać.
- Tini ? - spytała blondynka nastolatki.
- Co ? - spytała szatynka.
- Pamiętasz, że jutro idziemy na przesłuchanie do Studia On Beat ? - spytała Mechi.
- Tak... - powiedziała szatynka i westchnęła.
- Ej... Co się dzieje ? - spytała zmartwiona blondynka.
- Nic... Tylko... Co będzie jeżeli się nie dostanę ? - spytała 17 - latka.
- Tini, czy ty siebie słyszysz ?! - zaczęła - Jesteś najbardziej utalentowaną osobą jaką znam, nie znam żadnej osoby, która by śpiewała i tańczyła z taką pasją, która wkładała by tak wielki wysiłek w to co robi. I ty mi jeszcze mówisz, że się nie dostaniesz ?! - krzyknęła wściekła Mechi.
- Nie wiem... - odpowiedziała jej.
- Nie masz się o co martwić, jeżeli ciebie nie przyjmą to im nogi z dupy powyrywam !!! - krzyknęła siostra szatynki.
- Dziękuje. - powiedziała nastolatka i przytuliła się do blondynki. 
- Nie ma za co. - powiedziała uśmiechnięta.
- Bardzo cię kocham, wiesz ? - spytała szatynka siostry.
- Wiem i ja tez ciebie bardzo kocham. - odpowiedziała jej blondynka. 
- A teraz uśmiech ! - krzyknęła Mechi i wyszczerzyła zęby tak, żeby jej siostra padła ze śmiechu. Tak jak pomyślała tak zrobiła szatynka i śmiejąc się turlała się po podłodze. Szatynka tak śmiesznie to robiła, że w śmiech wpadła też Mechi, aż w końcu do pokoju weszła Mama.
- Dziewczyny, co wy robicie ? - spytała zdziwiona rodzicielka.
- A nic... - powiedziała szatynka ogarniając się i wstawając z podłogi.
- Yhmmm... Bo wam uwierze...- powiedziała - Ale przejdźmy do rzeczy... Kładźcie się już spać, bo jutro nie zdążycie na przesłuchnie. - powiedziała Marianna.
- Ugh... No dobrze... - powiedziały zrezygnowane siostry i położyły sie do łóżek.
- Dobranoc. - powiedziała Mama.
- Dobranoc Mamo. - powiedziały.
Gdy Marianna zamknęła drzwi Mechi powiedziała :
- No Tini... Życzę ci, aby śnił ci się ten przystojniak, o którym tak zacięcie mi dzisiaj opowiadałaś.- powiedziała blondynka powstrzymując się od wpadnięcia w śmiech.
- Hahaha... Bardzo śmiesznie Mechi, normalnie leże i kwicze ze śmiechu... - powiedziała z sarkazmem szatynka.
- Dobranoc, Jorgowych snów. - powiedziała Mechi i ziewnęła.
- Taaaa... Dobranoc Mechi. - powiedziała szatynka i zasnęła myśląc o chłopaku, którym się zauroczyła.


Następnego dnia...
                      
 Martina


Właśnie w śnie Jorge miał mnie pocałować, gdy nagle... Mechi zaczęła mnie szturchachać i krzyczeć :
- Tini ! Wstawaj ! - krzyczała Mechi.
- Ale ja nie chcę... - powiedziałam i próbowałam dalej usnąć.
- Wstawaj ! Dzisiaj mamy przesłuchnie ! - krzyczała moja siostra usiłując zepchnąć mnie z łóżka.
- I właśnie dlatego dzisiaj leniuchuje w łóżku. - powiedziałam spokojnie, bo wiedziałam, że z moją siostrą się nie zadziera, ponieważ jak się wścieknie to mogę tego nie przeżyć.
- Tato ! - krzyknęła wściekła Mechi.
- Ide ! - odkrzykną jej i przyszedł, a raczej przybiegł do nas w mniej niż 5 sekund z kijem od szczotki.
- Co się dzieje ? Pali się coś ? Nic wam się nie stało ? - pytał tata, a ja o mało co nie pękłam ze śmiechu.
- Nie tylko Tini nie chce iść na przesłuchnie, pomożesz mi ? - spytała blondynka robiąc maślane oczka do naszego Taty.
- No Tini... Mechi ma racje... Musisz iść na te przesłuchanie. - powiedział nasz Tata, a Mercedes uśmiechnęła sie zwycięsko.
- Ugh... No dobra... - powiedziałam od niechcenia.
- Tylko szybko, za 30 minut wychodzimy. - krzykneła Mechi, gdy wychodziłam z pokoju. 
- Co ? Czemu mnie wcześniej nie obudziłaś !!! - krzyknęłam wściekła.
- Nie moja wina, że położyłaś się o 00:00. - powiedziała, a ja w tępie natychmiastowym poszłam do łazienki i odświerzyłam się.
Po umyciu poszłam się ubrać. Następnie zeszłam na dół w celu zjedzenia śniadania. Po posiłku założyłam buty i wraz z Mechi poszłam do Studia. Po drodze wpadłyśmy na trzy dziewczyny.
- Oj... Przepraszamy... - powiedziała czarnowłosa.
- Nic się nie stało. - powiedziałam spokojnie.
- Jestem Lodo, ta ruda to Cande, a ta w lokach to Alba. - powiedziała włoszka.
- Ja jestem Tini, a ta tutaj obok to moja siostra Mechi.- powiedziałam.
- Cześć. - przywitały się dziewczyny.
- Cześć. - powiedziałyśmy wraz z moją siostrą.
- A tak z innej beczki, gdzie idziecie ? - spytała rudowłosa.
- Na przesłuchania do Studia On Beat. - powiedziała Mechi, a one się uśmiechnęły.
- My tam chodzimy na zajęcia. - powiedziała z uśmiechem Alba.
- Naprawdę ? - spytałam niedowierzając.
- Tak. - odpowiedziała Lodo.
- To może pójdziecie z nami ? - spytała Cande.
- Jasne. - powiedziałyśmy i ruszyłyśmy w drogę.
Przez całą drogę rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się.
- A zapomniałyśmy wam powiedzieć... Nasza trójka to tylko część naszej paczki. - powiedziała Lodo.
- Paczki ? - spytała Mechi.
- Tak... - zaczęła Cande - Jest jeszcze jedna dziewczyna Valeria i jeszcze siedmiu chłopaków. - powiedziała rudowłosa.
- Wow... To sporą macie tą paczkę... - powiedziałam zszokowana.
Po 10 minutach dotarłysmy na miejscę. Gdy Tata mówił nam o tej szkole nie spodziewałam się, że to miejsce jest takie niesamowite. Ludzie tutaj tańczą i śpiewają na korytarzach. To jest wspaniałe !
Dziewczyny zaprowadziły nas do pokoju nauczycielskiego.
- Dzień Dobry Antonio. - powiedziała Alba.
- Cześć dziewczyny, co was do mnie sprowadza ? - spytał.
- Do Studia miały dojść dwie nowe uczennice, czyli Martina i Mercedes Stoessel, tak ? - spytała dla pewności Cande.
- No tak. - potwierdził starszy męższczyzna.
- Oto one. - powiedziała Lodo.
- Witajcie dziewczyny, jestem Antonio Fernandez, jestem dobrym przyjacielem waszego taty, a on mówił mi jak przepięknie śpiewacie, więc postanowiłem przyjąć was do Studia. - powiedział z uśmiechem Antonio.
- A będziemy musiały coś zaśpiewać ? - spytałam.
- Tak, ale to dopiero przy całej klasie. - powiedział.
- A do której klasy będą chodzić dziewczyny ? - spytała Lodo.
- Do waszej. - powiedział, a my zaczęłyśmy piszczeć, skakać i się przytulać. Po pieszczotach Antonio dał nam plan lekcji i powiedział, abyśmy weszły do sali.
Gdy szłyśmy korytarzem z sali głównej słychać było jakąś muzykę.
- Kto tam gra ? - spytała Mechi
- To pewnie chłopcy mają próbę zespołu. - powiedziała Cande.
Gdy weszłyśmy do sali zauważyłam pięciu chłopaków, a wśród nich... Jorge ?! Nic nie mówił mi o tym,że chodzi do Studia.
Gdy chłopaki skończyli grać zeszli ze sceny.
- Tini ?- spytał zdziwiony Jorge i pocałował mnie w policzek, a ja się zarumieniłam.
- Cześć Jorge. - powiedziałam z uśmiechem.
- To wy się znacie ? - spytała Cande.
- Tak, poznaliśmy się wczoraj. - powiedziałam i spojżałam się na niego, a on puścił mi oczko, a ja znowu się zarumieniłam i spuściłam głowe.
- A więc to jest ten przystojniak, o którym opowiadałaś mi godzinami i nie mogłaś się zamknąć ? Jestem Mechi, siostra tej tu co o tobie w kółko gadała. - powiedziała Mechi, a ja miałam ochotę zabić ją tu i teraz.
- Przystojny powiadasz... - powiedział z uśmiechem szatyn patrząc na mnie. Pod wpływem jego wzroku chcę się zapaść pod ziemię i z niej nigdy nie wychodzić.
- Dobra, koniec tych miłosnych pogawętek - zaczęła - Ja jestem Valeria, ale możesz mi mówić Val ,jestem kuzynką Jorge, to jest Rugg, te w czapeczce to Facu, ten brązowy to Samu, ten w kurtce to Diego, ten z lasem na głowie to Xabi, a ten w koszuli to Nico. - zakończyła brunetka.
- Cześć, ja jestem Mechi, a ta zapatrzona w Jorge to Tini. - powiedziała moja siostra. I znowu te uczucie kiedy chcem ją zabić.
- Cześć dzieciaki. - powiedział wchodzący do sali Antonio.
- Dzień Dobry Antonio. - odpowiedzieliśmy.
- Mamy dwie nowe uczennice, Martinę i Mercedes Stoessel, dziewczyny wejdźcie na scene i zaśpiewajcie coś. - powiedział, a my weszłyśmy na scene i zaczęłyśmy śpiewać ,,Mas que dos''.
Podczas śpiewu całą swoją uwagę zwracałam na Jorge, który stał usmiechnięty. Gdy zeszłyśmy ze sceny podszedł do mnie Jorge.
- Wiedziałem, że śpiewasz, ale nie mówiłaś, że śpiewasz jak anioł. - powiedział, a ja spłonęłąm rumieńcem i spuściłam głowę.
- Nie chowaj tych pięknych rumieńców. - powiedział i chwycił mnie za podbrudek i podniósł go tak, że patrzyłam w jego oczy. Posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam.
- Tini, przejdziemy się ? - spytał z nadzieją.
- Jasne tylko powiem Mechi, że ide z tobą. - powiedziałam.
- Dobra to ja czekam przed Studiem. - powiedział i zniknął za drzwiami.
- Mechi, ja ide z Jorge na spacer. - powiedziałam. 
- Dobrze. - powiedziała Mechi, która była tak pochłonięta rozmową z Ruggiem, że pewnie tego nie usłyszała.
Wyszłam przed Studio, a tam zobaczyłam Jorge, który stał tyłem oparty o motor. Podeszłam go od tyłu i zakryłam mu oczy.
- Zgadnij kto to ? - spytałam.
- Najpiękniejsza  szatynka, która ma głos jak anioł ? - spytał i się odwrócił, a ja spłonęłąm rumieńcem.
- Przesadzasz... - powiedziałam.
- Ja ? Nigdy... - powiedział i podał mi kask.
- Po co mi to ? - spytałam.
- No jak to po co ? - spytał z głupim uśmieszkiem szatyn.
- Mieliśmy iść na spacer, a nie jechać na motorze. - powiedziałam.
- Ale plany się zmnieniły. - powiedział z uśmiechem i pomógł mi założyć kask i wsiąść na motor. Nastepnie sam wsiadł, a ja złapałam go w pasie i mocno sie do niego przytuliłam.
Gdy dojechliśmy na miejsce Jorge kazał zamknąć mi oczy. Zgodziłam się. Gdy dotarliśmy na miejsce odsłonił mi oczy, a ja ujrzałam pięknął polankę.
- Jejku... Jak tu pięknie. - powiedziałam z zachwytem.
- Ale to miejsce nie jest piękniejsze niż ty powiedział, a ja znowu spłynęłam rumieńcem.
- Dziękuje. - powiedziałam i przytuliłam się do niego.
- Nie masz za co. - powiedział.
- Jorge ? - spytałam.
- Tak ślicznotko ? - spytał patrząc swoimi szmaragdowymi oczkami w moje oczy.
- Czemu... Tak mnie komplementujesz ? - spytałam zaciekawiona.
- Bo mi się podobasz. - powiedział, a mnie zatkało.
- Naprawdę ? - spytałam niedowierzając.
- Tini... Odkąd cię zobaczyłem wiedziałem, że nie bedziesz mi obojętna, jesteś miła, mądra, piękna, masz talent i wiele by tu jeszcze wymieniać... Może i znamy się nie cały dzień, ale... Nie jesteś tak jak niektóre dziewczyny, czyli pustą lalką z toną makijarzu... Jesteś sobą... I właśnie za to cię kocham... - ostatnie zdanie powiedział ciszej.
- Kochasz mnie ? - spytałam.
- Nawet nie wiesz jak bardzo... - powiedział i pocałował mnie ja oddałam pocałunek, a nawet go pogłębiłam.
- Ja też cię bardzo kocham. - powiedziałam po pocałunku.
- A więc... Martino Stoessel, zostaniesz moją dziewczyną ? - spytał z nadzieją.
- Oczywiście, że tak !!! - krzyknęłam i przytuliłam się do niego. On z radości podniósł mnie i pocałował.
- Ooooooo... Jak słodko... - powiedział Facu, a Alba pacnęła go w łeb.
- No i co zrobiłeś ? Zauwazyli nas ! - krzyknęła Cande.
Nagle ni stąd ni zowąd zza drzew wyszli nasi przyjaciele.
- Śledziliście nas ? - spytałam.
- Oczywiście, ze tak. - powiedział z uśmiechem Diego, a Val go walnęła w głowę.
- Nawet grama prywatności nam się nie należy ? - spytał zdenerwowany Jorge.
- Spokojnie kotku. - powiedziałam i pocałowałam jego policzek.
- A no tak... Gratulacje !!! - krzyknęła Lodo i wszystkie dziewczyny zaczęły piszczeć i mnie przytulać, a chłopaki gratulować Jorge.
- No... To teraz tylko musimy znaleźć dziewczynę Nicolasowi i każdy będzie miał już swoją druga półówkę... - powiedział Rugg do którego przytulała się Mechi... Zaraz... Mechi ?!
-  A od kiedy wy jesteście razem ? - spytałam.
- Od jakiś 10 minut. - powiedziała Mechi.
Nagle usłyszeliśmy jakieś krzyki z korony drzew.
- Aaaaaaaa.... Jestem Tarzanem !!! - krzyczał Nico.
- No dobra... Spójrzmy prawdzie w oczy... O nigdy nie będzie miał dziewczyny... - powiedział Samu.
- Potwierdzam !!! - krzyknął każdy i każdy rozszedł się do swoich domów...

Ta historia jeszcze się nie skończyła, ona się dopiero zaczęła...