Leon siedzi w sali Juliet już dobre pół godziny. Nie wiem co on tam robi, ale... Mają dużo spraw do wyjaśnienia. Bardzo dużo.
Nagle przy sali dziewczyny pojawia się lekarz. Naciska klamkę i wchodzi do środka.
- Panie Verdas... Miała być minuta, nie trzydzieści - karci chłopaka.
- No tak, ale... - słyszę głos Leona.
- Żadne ale, proszę wyjść - wyprasza go. Już po chwili z sali wychodzi lekko zasmucony szatyn.
- Serio minęło pół godziny? - pyta.
Przytakuję, a on siada na krześle obok mnie.
- I jak?
- Ehh, mówi, że czuje się fatalnie, ale da sobie radę. No i... Pogodziliśmy się.
- Na prawdę? - uśmiecham się delikatnie.
- Tak - odwzajemnia uśmiech. - Oddałem jej pierścionek - patrzy na mnie.
- To dobrze...
Kiwa delikatnie głową i odwraca wzrok. Spogląda na drzwi.
- Nadal się o nią martwię.
- Wiem Leon, wiem.
Kładę dłoń na jego dłoni. Jest zimna. Widzę, że strasznie się o nią boi. Ponownie odwraca głowę w moją stronę a ja, patrzę mu prosto w oczy. Widzę w nich iskierkę nadziei.
- Mam głupie pytanie... - drapie się po głowie, tym samym zabierając swoją rękę. Patrzę na niego wyczekująco - Przytulisz mnie? - Posyłam mu jeden z moich życzliwych uśmiechów i oplatam go swoimi ramionami, a on wtula się we mnie.
- Ale teraz będzie już tylko lepiej - przekonuję go, gładząc po plecach.
- Tak myślisz?
- Tak, tak myślę.
Nagle przy sali dziewczyny pojawia się lekarz. Naciska klamkę i wchodzi do środka.
- Panie Verdas... Miała być minuta, nie trzydzieści - karci chłopaka.
- No tak, ale... - słyszę głos Leona.
- Żadne ale, proszę wyjść - wyprasza go. Już po chwili z sali wychodzi lekko zasmucony szatyn.
- Serio minęło pół godziny? - pyta.
Przytakuję, a on siada na krześle obok mnie.
- I jak?
- Ehh, mówi, że czuje się fatalnie, ale da sobie radę. No i... Pogodziliśmy się.
- Na prawdę? - uśmiecham się delikatnie.
- Tak - odwzajemnia uśmiech. - Oddałem jej pierścionek - patrzy na mnie.
- To dobrze...
Kiwa delikatnie głową i odwraca wzrok. Spogląda na drzwi.
- Nadal się o nią martwię.
- Wiem Leon, wiem.
Kładę dłoń na jego dłoni. Jest zimna. Widzę, że strasznie się o nią boi. Ponownie odwraca głowę w moją stronę a ja, patrzę mu prosto w oczy. Widzę w nich iskierkę nadziei.
- Mam głupie pytanie... - drapie się po głowie, tym samym zabierając swoją rękę. Patrzę na niego wyczekująco - Przytulisz mnie? - Posyłam mu jeden z moich życzliwych uśmiechów i oplatam go swoimi ramionami, a on wtula się we mnie.
- Ale teraz będzie już tylko lepiej - przekonuję go, gładząc po plecach.
- Tak myślisz?
- Tak, tak myślę.