wtorek, 31 marca 2015

Konkursowy One Part by Mechi Comello

One Part Miejsce 1
By Mechi Comello

zajrzyj! --->  te-amo-violetta.blogspot.com 



On the way for happiness

Mała dziewczynka wybiegła rozradowana na dwór. Pozwalała, by wiatr rozwiał jej ciemne, niesforne włosy. Nie liczyło się dla niej to, jak wygląda. W tej chwili najważniejszy był jej najlepszy przyjaciel i to, by jak najszybciej mogła go zobaczyć.
Mimo że widziała go zaledwie kilka godzin temu, już zdążyła się stęsknić. Uwielbiała przebywać w jego towarzystwie. Zabawa z nim była najlepsza na świecie. Wolała znajdować się obok niego, niż przy swoich koleżankach. Jeśli miałaby być szczera, nie lubiła ich. Zawsze wydawały jej się całkiem inne od niej. Nie potrafiła ich zrozumieć. Przy nich musiała udawać kogoś, kim nie była, by ją akceptowały. W końcu znudziła jej się ta „zabawa”. Wybrała chłopczyka. Przy nim nie musiała grać. Zachowywała się tak, jak tylko chciała. Wiedziała, że Marco nigdy jej nie wyśmieje, że zaakceptuje taką, jaką jest.
Siedemnastolatka pokręciła głową i skarciła się w myślach. Znów zaczęła wspominać to, co było kiedyś i już nigdy nie wróci. Wydarzenia, które działy się całe siedem lat temu. Okres, w którym nie znała życia, dzięki czemu mogła być naprawdę szczęśliwa.
Często wracała do tamtych chwil, z czego w ogóle nie była zadowolona. Już dawno powinna zapomnieć o małym, roześmianym chłopczyku, który kiedyś byś jej prawdziwym przyjacielem.
Myślała, że z czasem wymaże go z pamięci, jednak nic na to nie wskazywało. Im starsza się stawała, tym dokładniejsze były jej wspomnienia. Z roku na rok czuła coraz mocniejszy ucisk w sercu za każdym razem, gdy o nim pomyślała. Ciągle brakowało jej obecności bruneta. Jednak zdążyła się do tego przyzwyczaić. Traktowała to jak monotonię. Rzecz, która po prostu musi istnieć, a ona nic na to nie zaradzi.
- Musisz wyjeżdżać? – spytała, ledwo wyduszając słowa przez płacz.
- Tak… - opuścił głowę. – Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym z tobą zostać – w oczach chłopczyka pojawiły się malutkie kropelki.
- Będę tęsknić – wtuliła się w jego drobne ciałko.
- Ja też – szepnął. – Obiecuję, że kiedyś do ciebie wrócę i znowu będziemy nierozłączni.
Prychnęła. Teraz wiedziała, że nie wróci. Jego obietnica nie było nic warta. Traktowała ją jak zwykłe słowa wypowiedziane przez dziecko.
Jednak nie mogła zaprzeczyć, że wcześniej w nie wierzyła. Myślała, że mówił prawdę. Każdego dnia miała nadzieję na to, że zobaczy swojego przyjaciela z dzieciństwa. Jednak codziennie przeżywała zawiedzenie.
*Francesca*
- Fran, wszędzie cię szukałam – do kawiarni wparowała niska szatynka, przyjaciółka Włoszki.
- Właśnie miałam iść do studio, niepotrzebne się fatygowałaś, Vilu – zaśmiałam się.
- Martwiłam się o ciebie, wiesz? – dosiadła się. – Znowu myślałaś o tym chłopczyku? – dokładnie zilustrowała mnie wzrokiem.
- Nieważne. To i tak zamknięty temat. Wiem, że w ogóle nie powinnam o nim pamiętać, ale coś w środku nie pozwala mi zapomnieć – podparłam głowę rękoma.
- Nie uciekniesz od przeszłości. Zwłaszcza, jeśli była ona pełna radości, do której z chęcią byś wróciła – na twarzy Violetty pojawił się pokrzepiający uśmiech. – Chodźmy już na zajęcia. Jeśli zaraz się nie pojawimy, Gregorio na pewno się na nas wścieknie.
Pokiwałam głową i wstałam z miejsca, by po chwili zacząć podążać za dziewczyną.
Żałuję, że spotkałam ją dopiero rok temu, gdy zaczęłam naukę w studio. Gdybyśmy znały się wcześniej, nie miałabym złego zdania o dziewczynach. Jako dziecko myślałam, że nigdy z żadną się nie zaprzyjaźnię. Oceniałam wszystkich na podstawie jednego przypadku. Idiotyzm.
Przecież wiadomo, że nie ma dwójki takich samych ludzi. Każdy jest inny, oryginalny. To, że jedna osoba nas zraniła, nie znaczy, że druga zrobi to samo. Jeszcze istnieją na tym świecie przyjaźni ludzie, którzy będą gotowi oddać swoje życie za Twoje szczęście.
Gdy zaszłyśmy do studio, od razu wpadła we mnie Camila, przytulając mnie z całej siły.
- Stęskniłam się – pisnęła mi prosto do ucha.
- Nie widziałyśmy się tylko godzinę – zaśmiałam się.
Trzymałam w ramionach kolejną osobę, która zwróciła mi wiarę w ludzkość. Pokazała, że mimo przeciwności losu można wciąż chodzić radosnym, ciągle rozsiewać pozytywną energię. Dzięki niej zobaczyłam, że nigdy nie można się poddać, bo kiedyś nadejdzie czas, w którym będzie można powiedzieć „Jestem w pełni szczęśliwa.”
We trójkę minęłyśmy próg sali i od razu doszedł nas ogłuszający krzyk nauczyciela.
Gdy zaczął na nas narzekać, całkowicie wyłączyłam myślenie. Nie miałam ochoty słuchać tego kolejny już raz w tym tygodniu.
Ciemnowłosa dziewczynka została otoczona przez swoje dawne przyjaciółki. Wreszcie zauważyły, że stało się to, do czego nie chciały dopuścić. Francesca poznała smak szczęścia. Mimo że starały się z całych sił, by nie udało jej się odnaleźć drogi do radości, nie dały rady. A wszystko przez Marco.
- Myślisz, że teraz wszystko będzie dobrze? Po tym, jak od nas odeszłaś? – odezwała się ich „liderka”.
To niezrozumiałe, jak w niektórych dzieciach może znajdować się tyle nienawiści.
- Zostawcie ją!
Francesca odwróciła głowę i ujrzała swojego przyjaciela. Jak zwykle przybył w odpowiednim momencie po to, by ją uratować. Jak książę pragnący wybawić księżniczkę z opresji.
Znów się zamyśliłam.. Dlaczego teraz to zdarza mi się tak często? Wcześniej nie wracałam ciągle do tych idiotycznych wydarzeń z przeszłości.
Kilka razy puknęłam się w głowę z nadzieją, że to pomoże zapomnieć. Jak byłam mała, zawsze pomagało..
~*~
Włoszka, pierwszy raz od rozpoczęcia roku szkolnego, wracała sama do domu. Jednak wolała iść bez przyjaciółek, niż czekać na nie kilka godzin, aż skończą im się zajęcia dodatkowe.
Jak zwykle, zatonęła we własnych myślach i nie patrzyła przed siebie. Przez rozkojarzenie wpadła na wysokiego, brązowookiego chłopaka. Z przyzwyczajenia powiedziała „przepraszam” i chciała iść dalej, jednak w ostatniej chwili przystanęła. Przechodzień wydał się jej dziwnie znajomy.
- Czy to możliwe, że skądś cię znam? – spytała, podchodząc do niego kilka kroków.
- Wątpię – wyminął dziewczynę.
Ciemnowłosa wodziła za nim wzrokiem, dopóki nie zniknął jej z oczu. Mimo tego, co powiedział, wciąż myślała, że już wcześniej go widziała.
Lub wyobraźnia zaczęła płatać jej figle. Przez ciągle myślenie o przyjacielu z dzieciństwa, zaczęła widzieć go w realnym świecie.
„Ogarnij się, Fran” skarciła się w myślach. Jeśli tak dalej pójdzie, w końcu wyląduje w psychiatryku.
Opuściła głowę, zawiedziona własną bezsilnością, kiedy zobaczyła mały skrawek papieru, leżący na ziemi. Nie zastanawiając się wiele, przykucnęła i podniosła karteczkę. Gdy zauważyła, że jest na niej zapisany adres domu, który stoi tuż obok jej mieszkania, oniemiała. Czy to możliwe, że niedawno spotkany chłopak jest jej przyszłym sąsiadem?
Nie czekając ani chwili dłużej, zerwała się i pobiegła w stronę swojego miejsca zamieszkania. Chciała znaleźć się jak najszybciej, by upewnić się, że to nie był tylko sen, z którego zaraz się wybudzi.
W pewnej chwili przystała, by zastanowić się nad sensem tego, co robi. Przecież chłopak sam powiedział, że się nie znają, więc nie może być Marco. On nigdy by się tak nie odezwał. Jakby tylko zobaczył Francescę, uściskałby ją z całych sił. A przynajmniej tak jej się wydawało.
*Francesca*
Mimo wszystkich niepewności, które wypełniały całą moją głowę, postanowiłam, że chociaż spytam, jak ma na imię. Wtedy będę mogła upewnić się w przekonaniu, że to nie jest on. Albo w końcu przestać się łudzić, że odnalazłam mojego przyjaciela.
Stanęłam przed drzwiami do domu, który jeszcze wczoraj stał pusty. Uniosłam dłoń złożoną w piąstkę i właśnie miałam pukać, kiedy ktoś nacisnął klamkę i wszedł we mnie z impetem. Zachwiałam się na nogach, by po chwili upaść na ziemię. Uniosłam głowę i spiorunowałam wzrokiem osobę, która była za wszystko odpowiedzialna. Jednak cała złość ze mnie wyparowała, gdy zobaczyłam, że to był ten chłopak.
- Znowu ty – przekręcił oczyma.
Mimo widocznego niezadowolenia, wyciągnął dłoń w moją stronę i pomógł mi wstać.
- W takich sytuacjach zazwyczaj mówi się „przepraszam”, wiesz? – przybrałam sarkastyczny ton (powiedziałam sarkastycznie).
- Przepraszam – skopiował mój ton i ironicznie się uśmiechnął.
To nie może być ten, którego pragnęłam zobaczyć od tylu lat. Chłopak, który stoi przede mną jest całkowitym jego przeciwieństwem. Zachowuje się chamsko i nie ma (respektu?) do innych.
Mimo to, chcę się upewnić.
- Trochę słaby początek znajomości – przeczesałam ręką włosy. – Jestem twoją sąsiadką – uniosłam kąciki ust. – Francesca – wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
- Mało obchodzi mnie to, jak się nazywasz i tak długo tutaj nie posiedzę – odwrócił wzrok. – Muszę iść, mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy.
Poczułam silny ucisk w sercu. Dlaczego mówi mi takie rzeczy? Podobno mnie nie znał, więc nie miał powodów by mnie nienawidzić.
- Nie mogę poznać nawet Twojego imienia? – krzyknęłam za nim.
- Marco – rzucił od niechcenia.
Wystarczyło jedno słowo, bym straciła możliwość oddechu.
Dziewczynka podbiegła do chłopczyka i przytuliła go z całej siły.
- Kocham cię, Marco – powiedziała, szeroko się uśmiechając.
Oczywiście nie miała na myśli miłości, jaką dzielą się dorośli. Kochała go jak przyjaciela. Najdroższego na całej ziemi.
To nie może być on. Po prostu nie może. Zwykły zbieg okoliczności. Przecież na świecie nie żyje tylko jeden człowiek o takim imieniu.
~*~
Siedziała rozkojarzona i rysowała w zeszycie przeróżne kreski. W ogóle nie słuchała nauczycielki, mówiącej o nowym uczniu, który jeszcze dzisiaj ma dołączyć do studio. Dopiero, gdy owy chłopak wszedł do sali, wróciła na ziemię. Otworzyła szeroko oczy i wstrzymała oddech.
Marco wyłapał jej wzrok i rzucił jej spojrzenie pełne nienawiści. Gdyby miał w oczach laser, z pewnością leżałaby martwa…
Z każdą chwilą coraz mniej rozumiała jego zachowanie. Chyba nie był taki tylko dlatego, że na niego wpadła. Nikt, nawet osoba z wygórowanym mniemaniem, nie denerwowałaby się o coś takiego.
Mimo jego idiotycznego charakteru, chciała lepiej go poznać. Było w nic coś, co sprawiało, że pragnęła dowiedzieć się o jego przeszłości. Nie wiedziała, czy to przez to, że przypomina jej dawnego przyjaciela, jednak nie chciała dłużej o tym myśleć
- Dzisiaj zacznie się jedno z zadań, o których wam wcześniej mówiłam – odezwała się Angeles. – Chłopcy wylosują karteczki, na których będą napisane imiona dziewczyn, przez co zostaną wybrane pary. W dwójkach wymyślicie układ, który przedstawicie na zajęciach – podeszła po szklane naczynie wypełnione skrawkami papieru.
Włoszka patrzyła, jak męska część jej klasy zajmuje się losowaniem. Od razu wiedziała, że Leon trafił na Violettę, Maxi na Natalię, Federico na Ludmilę, a Broduey na Camilę. Uśmiechy na ich twarzach mówiły same za siebie.
Dopiero po kilku, jakże długich, chwilach zrozumiała, że jedyną dziewczyną, jaka pozostała bez pary, była ona. Nie musiała być jasnowidzem, by wiedzieć, kogo wylosuje Marco.
- Można zmienić partnerkę? – ręka chłopaka wystrzeliła w górę.
Ciemnowłosa modliła się w myślach, by Angeles się nie zgodziła. Tak bardzo chciała wykonać z nim projekt. To był jedyny sposób, by mogła czegoś się o nim dowiedzieć.
- Przykro mi, ale nie – na twarzy nauczycielki pojawił się pokrzepiający uśmiech.
Włoszka miała ochotę piszczeć ze szczęścia, ale zważając na miejsce, w którym się znajdowała, pohamowała się.
Francesca
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że będę razem z Leonem – pisnęła Violetta. – Dzięki temu spędzimy razem jeszcze więcej czasu.
Nie słuchałam dalej, całkiem zatopiłam się we własnych myślach. Wyobrażałam sobie, jak będzie, gdy zacznę ćwiczyć z Marco. Wymyślałam przeróżne scenariusze. Od najlepszych, po najgorsze. Chciałam przygotować się na każdą (możliwość/ewentualność). Jednak zapomniałam o najważniejszym. Życie samo układa naszą historię. Nigdy nie będziemy mogli w pełni przygotować się na przyszłość. Nawet, jeśli wydaje nam się, że wiemy, co może się wydarzyć, mylimy się. Zawsze znajdzie się coś, czego nie przewidzieliśmy. Mała „niespodzianka” od losu, która będzie w stanie zniszczyć nasze plany i każe nam działać pod wpływem impulsu, bez żadnego przygotowania. Ale to nie jest nic złego. Tak właśnie się uczymy. Przyjmujemy wyzwania. Jeśli wyjdzie dobrze, cieszymy się, a jeśli źle, musimy pogodzić się z rzeczywistością. Na tym właśnie polega życie.
- Chłopak, z którym tańczysz, też nie jest taki zły – mrugnęła do mnie Castillo. – Wiesz, że nawet trochę przypomina mi „legendarnego” Marco? Twoje opisy były jak gdyby właśnie o nim – zaśmiała się.
- To nie on – odparłam pewnie. – Sam mi powiedział, że nie mogliśmy się wcześniej spotkać. A po drugie, ma całkiem inny charakter.
- Ludzie się zmieniają – odparła Camila.
- Jakby to był on, nie okłamałby mnie. Przecież nie miałby powodu. Po prostu wygląda podobnie i tak samo się nazywa, zwykły zbieg okoliczności.
- Skąd znasz jego imię? – spytały równocześnie.
- Wcześniej udało mi się trochę z nim porozmawiać – przekręciłam oczyma.
- Naprawdę wierzysz w takie „przypadki”? – dociekała Violetta. – Według mnie to twój malutki przyjaciel, ale nie chce się przyznać z jakiegoś powodu.
- Już mówiłam, że tamten Marco nigdy by mnie nie oszukał – ucięłam.
Zapewne dalej próbowałyby mi wpajać swoją rację, gdyby nie to, że pojawili się ich ukochani i zabrali je ze sobą. Czasem nawet ja mam szczęście.
Otworzyłam swoją szafkę i wyciągnęłam z niej strój na zajęcia z tańca. Chciałam udać się w stronę szatni, jednak Marco zaszedł mi drogę.
- Niestety spotkaliśmy się ponownie – zaczął.
- Przepraszam, teraz się spieszę. Jeśli chcesz, możemy porozmawiać potem – spróbowałam go ominąć, jednak mi na to nie pozwolił.
- Nie chcę, tylko muszę. Jedyne, czego chcę, to dowiedzieć się, kiedy zobaczymy się, żeby wymyślić układ – przybrał znudzony wyraz twarzy.
- Możesz dzisiaj po lekcjach? – spytałam.
- Dobrze. Przyjdź do mnie o szesnastej – odszedł, nie pozwalając mi nic więcej powiedzieć.
Nie miałam na myśli tego, aby spotykać się w jego domu. Chciałam, żebyśmy zostali trochę dłużej w szkole, ale on to źle odebrał. Cholera.
~*~
Czuła, jak trzęsą jej się ręce. Denerwowała się bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Uniosła dłoń i kilkakrotnie zapukała. Po chwili usłyszała, jak ktoś zbiega ze schodów i podbiega do drzwi, wpadając po drodze w każdy możliwy przedmiot. Nie musiała długo czekać, by zobaczyć twarz swojego sąsiada.
- Aż tak się spieszyłeś, żeby mnie zobaczyć? – zaśmiała się.
- M-myślałem, że to ktoś inny – burknął.
Zauważyła, jak na jego policzkach pojawiają się delikatne zaróżowienia. Rumienił się dokładnie tak samo, jak jej przyjaciel z dzieciństwa.
Nastolatek otworzył szerzej drzwi, zapraszając dziewczynę do środka.
Zaczął iść na górę, wskazując ruchem głowy, by szła za nim. Nie potrzebowała powtórek, od razu podążyła za Marco. Po drodze bacznie przyglądała się każdej mijanej rzeczy. Miała cichą nadzieję na to, że znajdzie coś, co zaprzeczy słowom chłopaka i pokaże jej, że tak naprawdę był jej przyjacielem.
- Masz pomysł na choreografię? – spytał, zapraszając ją do pokoju.
- Nawet kilka – szeroko się uśmiechnęła, wchodząc do pomieszczenia. – Mogę ci pokazać – spojrzała na niego.
- Byle szybko, nie mam wiele czasu – burknął.
Włoszka nie zwróciła uwagi na ton jego głosu i od razu zaczęła ujawniać swoje umiejętności taneczne. Każdy ruch, jaki wykonywała, był dokładnie przemyślany. Wszystkie zgrywały się w spójną całość. Dziewczyna wyglądała tak olśniewająco podczas tańcu, że chłopak nie mógł oderwać od niej oczu.
- Który wybierasz? – zwróciła się do niego, głęboko oddychając.
- Bez różnicy – odparł beznamiętnie.
- Oczekiwałam innej odpowiedzi – naburmuszyła się. – Mógłbyś chociaż trochę pochwalić mój trud.
- Nie mam zamiaru. Przyszłaś, aby ćwiczyć, a nie wysłuchiwać pochwał – przekręcił oczyma.
Francesca nabrała powietrza w policzki i usiadła obrażona na rogu łóżka. Mimo że nie spodziewała się innej odpowiedzi, poczuła się urażona. Tak bardzo się starała, by pokazać mu, że też się do czegoś nadaje, a on to najzwyczajniej zignorował. Idiota.
- Marco, możesz przyjść mi pomóc? – usłyszeli głos mężczyzny, dochodzący z dołu.
Ciało ciemnowłosej przeszedł dreszcz. To imię wciąż dziwnie na nią działało. Sprawiało, że chciała jednocześnie skakać z radości i utonąć w morzu łez. Napajało ją tyloma dobrymi, jak i złymi, emocjami.
- Zaraz wrócę – odezwał się brunet. – Niczego nie dotykaj – powiedział ostro.
Ostatnie zdanie brzmiało jak ostrzeżenie. Tak, jakby Marco bał się, że Francesca znajdzie coś w jego pokoju.
Jednak ciemnowłosa odebrała je jako rozkaz. Nienawidziła, gdy ktoś mówił jej, co ma robić, więc od razu wstała i zaczęła rozglądać się za czymś wartym uwagi. Wiedziała, że to niekulturalne z jej strony i nie powinna dotykać jego rzeczy, ale nie mogła się powstrzymać. Ciekawość wzięła nad nią władzę.
W pewnej chwili zauważyła kartonowe pudełko z napisem „Dzieciństwo”, znajdujące się na szycie szafy. W jej oczach momentalnie pojawiły się ogniki nadziei. Jeśli zobaczy, co jest w środku, w końcu przestanie wierzyć w to, że Marco jest jej najdroższym przyjacielem.
Szatynka uniosła się na palce i starała się ściągnąć karton, ale wciąż była zbyt niska. Rozejrzała się wokół, by znaleźć cokolwiek, co mogłoby dodać jej kilka centymetrów. Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, był niski stołeczek. Nie czekając dłużej, chwyciła go w dłonie i postawiła przed meblem.
Tym razem bez problemu sięgnęła po pudełko. Chwyciła rogi i pociągnęła w swoją stronę. Niestety, nie przewidziała tego, że zawartość może być tak ciężka. Zachwiała się, a po chwili runęła na ziemię, rozsypując wszystko, co znajdowało się w środku.
- Zawsze muszę coś popsuć – syknęła do siebie.
Na chwilę zamarła w bezruchu, by upewnić się, że nikt nie idzie w jej stronę, sprawdzić, co się stało. Odetchnęła dopiero po kilku minutach.
Nie czekając ani chwili dłużej, zaczęła przeglądać zawartość kartonu. Znalazła w nim wiele zapisanych zeszytów, do których nie miała zamiaru zaglądać. Może jest wścibska, ale bez przesady. Do czegoś takiego się nie posunie.
~*Francesca~*
Powoli traciłam nadzieję na odnalezienie czegokolwiek znaczącego. Może w końcu powinnam pogodzić się z tym, że to całkiem inny Marco, który najzwyczajniej mnie nienawidzi.
Ponownie stanęłam na stołek i odłożyłam pudełko na szczyt szafy. Rzuciłam się na łóżko, całkowicie zawiedziona.
W pewnej chwili zauważyłam zdjęcie, leżące na podłodze. Zapewne wypadło z kartonu, ale wcześniej go nie zobaczyłam.
Wzięłam fotografię w dłoń momentalnie i znieruchomiałam. Poczułam, jakby moje serce łamało się na pół. Nie musiałam długo czekać, by po twarzy zaczęły spływać mi strużki łez. Zaczęłam dławić się słonymi kropelkami, wylatującymi z moich oczu.
Czułam się okropne. W mojej głowie zaczęły pojawiać się miliony pytań. Dlaczego mnie okłamał? Co mu zrobiłam? Przez co mnie znienawidził?
Nagle w pokoju pojawił się Marco. Zobaczył, co trzymam w ręku i szybko do mnie podszedł, by wyrwać mi zdjęcie.
- Mówiłem, żebyś niczego nie dotykała! – krzyknął.
Jego głos jedynie powiększył mój ból. Chciałam powiedzieć mu tyle rzeczy, pragnęłam mu wszystko wygarnąć, ale nie mogłam. Coś ugrzęzło mi w gardle, nie pozwalając na wydobycie jakiegokolwiek dźwięku.
Nie byłam w stanie dłużej zostać w tym miejscu. Wyminęłam go bez słowa i wybiegłam na dwór, wciąż nie przestając płakać. Nie mogłam powstrzymać łez. Zadał mi najmocniejszy cios w serce. Wiedział, że było w jego władaniu. Wystarczył jeden nieostrożny ruch, by przerwał je na pół i sprawił, bym całkowicie się załamała.
Przetarłam oczy, jednak to na nic się nie stało. Łzy ciągle ciekły i nie miały zamiaru przestać. W końcu mogły się uwolnić. Wreszcie dałam upust emocjom, które skrywałam przez siedem lat. Ale teraz działały one ze wzmożoną siłą. Sprawiały jeszcze większy ból.
- Francesca! – usłyszałam głos chłopaka.
Nie odwróciłam się, nie byłam w stanie spojrzeć w jego twarz. Zaczęłam biec. Chciałam uciec od niego, od przeszłości, od miłości?
– Obiecuję, że kiedyś do ciebie wrócę i znowu będziemy nierozłączni.
- Ty cholerny kłamco! – krzyknęłam, nie mogąc dłużej się hamować.
W pewnej chwili poczułam, jak ktoś łapie mnie z całej siły za nadgarstek i odciąga do tyłu. Po chwili przed moimi oczyma przejechał rozpędzony samochód. Było blisko…
Odwróciłam się i zobaczyłam tego, od którego pragnęłam uciec.
- Puść mnie – szepnęłam.
- Nie – odparł stanowczo.
- Zostaw mnie w spokoju, rozumiesz?! – krzyknęłam. – Nie chcę cię znać! Nie po tym, co mi zrobiłeś!
- Sama chciałaś, żebym zapomniało o tobie i naszej „przyjaźni” – prychnął.
- Świetnie – zaśmiałam się gorzko. – Teraz zrzuć wszystko na mnie. Nienawidzę cię – syknęłam.
- Nie mów, że nie pamiętasz o liście, który mi wysłałaś – powiedział z ironią.
Zaczęłam dokładnie przeszukiwać zakątki mojej pamięci, by przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek mu coś napisałam. Jednak byłam prawie pewna, że nigdy tego nie zrobiłam. Przecież nawet nie znałam jego adresu.
- Może pokażesz mi to, co ci „wysłałam”? – spytałam coraz bardziej zdenerwowana.
Smutek z każdą chwilą przeradzał się w coraz większą złość. Nie dość, że zawinił, chce zrzucić wszystko na mnie. Cholerny idiota.
Patrzyłam, jak sięga do tylnej kieszenie spodni i wyciąga skrawek papieru, a następnie podaje mi.
Pierwszym, co zobaczyłam po otworzeniu kartki było pismo całkiem odmienne od mojego.
Drogi Marco!
Piszę do Ciebie, ponieważ muszę powiedzieć Ci o czymś bardzo ważnym.
Wydaje mi się, że powinniśmy zakończyć naszą przyjaźń. To już nie ma sensu. Mieszkamy zbyt daleko od siebie.
Po drugie, nie chcę Cię dłużej znać. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak okropnym przyjacielem byłeś. Nigdy nie dorównywałeś do dziewczyn. Przez Ciebie straciłam z nimi kontakt. Jak teraz tak o tym myślę, to zaczynam Cię nienawidzić.
Zagrajmy w grę, dobrze? Jeśli kiedykolwiek spotkasz mnie ponownie, nie odzywaj się do mnie. Udawaj, że nigdy się nie poznaliśmy. Stań się nieznajomym.
Jednak mam nadzieję, że już nigdy się nie zobaczymy.
Fran.
Poczułam, jak do oczu cisną mi się kolejny łzy. Nie wiem, kto napisał takie brednie, ale nienawidzę tej osoby. Przez nią straciłam Marco. Ten ktoś jest winny całemu złu, jakie mi się przydarzyło.
- Naprawdę myślisz, że mogłabym coś takiego napisać? – spojrzałam prosto w jego oczy.
- Nie wiem. Wszystko wskazuje na to, że jednak tak – odparł bez krzty uczucia.
Schowałam twarz w dłonie i zaniosłam się głośnym płaczem. Był moim przyjacielem. Cholernym przyjacielem na całe życie. Mimo to uwierzył we wszystkie kłamstwa, które ktoś napisał w tym liście. Nawet nie dał mi szansy na wyjaśnienie, nie chciał mnie słuchać, sam wysnuł wnioski. Jestem pewna, że nie zastanawiał się nad tym, kto wysłał kartkę. Najważniejsze, że było podpisane „Francesca”, reszta się nie liczy.
- Jesteś największym idiotą, jakiego kiedykolwiek poznałam – popatrzyłam na niego oczyma pełnymi łez. – Nigdy nie napisałabym czegoś takiego. Byłeś moim najdroższym przyjacielem. Kochałam cię z całego serca. Przez wszystkie lata zastanawiałam się, czy wciąż o mnie pamiętasz, martwiłam się o ciebie, jak głupia. A ty po prostu mnie nienawidziłeś – powiedziałam na jednym wdechu. – Zresztą, po co ci się tłumaczę, skoro i tak nie uwierzysz – pokręciłam głową.
Wstałam i odeszłam, zostawiając go sam na sam z myślami.
~*~
Marco sam nie wiedział, co ma myśleć. Przez cały ten czas żył w przekonaniu, że Francesca go odrzuciła, ale teraz w jego głowie pojawiły się miliony wątpliwości. Kiedyś znał ją bardzo dobrze i wiedział, że nigdy nie kłamała. Zawsze mówiła prawdę. Nawet wtedy, gdy mogło to zaboleć.
Ale po co wysyłałaby ten list?
Nagle wstrzymał oddech. Dopiero teraz zrozumiał, jakim był idiotą.
Wierzył w coś, co wmówił sobie jako dziecko. Uważał, że Włoszka była za wszystko odpowiedzialna, zrzucał na nią całą winę. A to on był jedynym, który zniszczył ich przyjaźń. Jakby nie uwierzył w słowa zawarte w liście, nie zakończyłby ich doskonałej znajomości.
Gdyby tylko wcześniej zrozumiał, że ona nie musiała tego wysłać…
Schował twarz w dłonie, zawiedzony swoją postawą.
Chciałby wszystko naprawić, ale było już za późno. Fran zdążyła znienawidzić go z całego serca.
A on zrozumiał, że ją kocha. Gdy byli dziećmi, nie wiedzieli, co to „miłość”, więc nie mogli się nią darzyć. Ale teraz, gdy są prawie dorośli, doskonale znają to uczucie. Szkoda, że zauważyli je tak późno.
Francesca leżała na łóżku i wypłakiwała łzy w poduszkę. Nie miała na nic siły. Najchętniej zniknęłaby z tego świata. Tak byłoby najlepiej, prawda?
W pewnej chwili usłyszała dzwonek telefonu. Niechętnie się podniosła i sięgnęła po komórkę.
- Słucham? – spytała zachrypniętym głosem.
- Płakałaś? – odezwała się Violettta.
To było raczej twierdzenie, niż pytanie. Castillo znała Włoszkę tak dobrze, jak samą siebie. Nie musiała być obok niej, by wiedzieć, jak się czuje.
- Zaraz u ciebie będę – oznajmiła, nie dając czasu na sprzeciw.
Ciemnowłosa mimowolnie się uśmiechnęła. Miała wielkie szczęście przyjaźnić się z Violettą.
W tym samym czasie Marco zadręczał się myślami. Nie wiedział, co może zrobić, by jego ukochana mu wybaczyła. Znał ją i zdawał sobie sprawę z tego, jak delikatną osobą była. Wystarczył jeden nieostrożny ruch, by odebrać jej całą radość z życia.
Jednak najbardziej żałował tego, że nie odważył się wcześniej wrócić do Buenos Aires i wszystkiego wyjaśnić. Miał tyle okazji, by się tutaj pojawić, ale wolał siedzieć w Madrycie i zachowywać się jak obrażony dzieciak.
Stracił tak wiele czasu, który mógłby być przeznaczony dla Francesci. Nawet teraz nie robi niczego, by chociaż spróbować naprawić swoje błędy.
Nie ma nawet jednego cholernego pomysłu. Nie wie, kto może mu pomóc, nie zna żadnego przyjaciela Włoszki.
Usłyszała pukanie do swojego pokoju. Nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ Violetta od razu wkroczyła do środka. Nie czekała ani chwili, od razu podeszła do niej i uścisnęła ją z całych sił.
Brunetka nie pytała przyjaciółki, jak się czuje. Doskonale znała jej ból. Wiedziała, jak jest być okłamywanym przez bliską osobę.
- Wybaczysz mu? – spytała w końcu.
- Nie wiem – pokręciła głową. – Jakby tylko mnie okłamał, dałabym mu drugą szansę. Ale to nie wszystko. On przez wszystkie lata myślał, że nie chcę się z nim przyjaźnić, bo ktoś wysłał mu list i podpisał moim imieniem. Najbardziej boli mnie to, że we mnie zwątpił. Nie potrafił mi zaufać, mimo że wiedział, że zawsze dotrzymuję danego słowa.
- Zgadzam się z tobą, postąpił źle. Bardzo źle – Violetta spojrzała na nią. – Ale każdy zasługuje na wybaczenie. Postaw się na jego miejscu. Jakbyś otrzymała od niego wiadomość o zakończeniu znajomości, wściekłabyś się, prawda?
- Nie – odparła dosadnie. – Wciąż bym w niego wierzyła.
- Zastanów się – Castillo uśmiechnęła się delikatnie. – Tak poza tym, wiesz, kto mógł wysłać ten list?
- Nie mam pojęci…
Francesca otworzyła szeroko oczy. Dopiero teraz przypomniały jej się słowa największego wroga z dzieciństwa. Gdy słyszała je pierwszy raz, nie wiedziała, o co chodzi dziewczynie, ale teraz to ma sens.
- Wątpię, aby Marco chciał cię kiedykolwiek więcej zobaczyć – powiedziała ze zwycięskim uśmiechem.
- Nie obchodzi mnie to, co myślisz – szatynka przekręciła oczyma. – On nie jest przyjacielem „na pokaz”. Nigdy mnie nie odrzuci.

Francesca

- To Matylda! – krzyknęłam.
 - Skoro wiesz, kto jest za to odpowiedzialny, idź i powiedz to swojemu ukochanemu – zachęciła mnie Violetta.
- Nie kocham go! – obruszyłam się.
Poczułam, jak na moich policzkach pojawia się rumieniec. Jeśli mam być szczera, sama nie wiedziałam, co do niego czuję. Kiedyś myślałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale teraz, kiedy ponownie go spotkałam, zaczął mi się podobać.
Jednak to uczucie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. A przynajmniej mam taką nadzieję…
Przecież nie byłoby jakichkolwiek szans na związek pomiędzy naszą dwójką. Marco zawsze traktował mnie jak przyjaciółkę. Teraz nie wiem, za kogo mnie uważa i mało mnie to obchodzi. Chyba…
- Właśnie widać – zaśmiała się. – Fran, nie umiesz kłamać.
- Teraz to nie ma znaczenia - ucięłam.
Nie chciałam dłużej o tym rozmawiać. Samo rozpoczęcie tematu o Marco powodowało smutek, a tym bardziej kwestia moich uczuć względem niego. Nie chcę wiedzieć, czy go kocham. Jeśli tak, zrobię wszystko, by uciec od tej miłości. Nie potrzebuję jej. Nie teraz.
- Jeżeli ty z nim nie porozmawiasz, ja to zrobię – przybrała poważny wyraz twarzy.
- Nie! – krzyknęłam. – Nie zrobiłabyś mi tego, prawda? – spojrzałam na nią z nadzieją w oczach.
- Ktoś musi w końcu zakończyć wasze cierpienie spowodowane rozłąką.
- Po czyjej stronie jesteś? – spytałam zrozpaczona.
- Po stronie miłości – uniosła kąciki ust. – A skoro o niej mowa, Leon na pewne pomoże mi z tobą i Marco.
Opadłam na łóżko i przycisnęłam poduszkę do twarzy. Nie chcę takiej „pomocy”. To moje życie. Nikt inny nie powinien wymuszać na mnie decyzji. Zwłaszcza nie moi przyjaciele, którzy powinni zrozumieć to, że poradzę sobie sama.
- Nie zrobisz tego – odparłam krótko.
- Chcesz się przekonać? – zaśmiała się.
Uniosłam się do pozycji siedzącej i dokładnie zilustrowałam ją wzrokiem. Wyglądała, jakby mówiła całkowicie poważnie, co wcale mnie nie uspokajało.
- Brak odpowiedzi jest równoznaczny ze zgodą – wstała i ruszyła w stronę drzwi. – Jeśli wszystko dobrze pójdzie, jutro będziecie parą – szeroko się uśmiechnęła, a następnie wybiegła z pomieszczenia.
- Violetta, nie! – krzyknęłam za nią.
Gwałtownie zerwałam się z łóżka. Nie pozwolę jej z nim porozmawiać. Jeśli mam wybierać, wolę sama mu o wszystkim powiedzieć. Obym zdążyła przed Castillo…
*dzień później*
Francesce, mimo usilnych starań, nie udało się znaleźć Marco. Nie ukrywała, że była z tego powodu zadowolona. Nie musiała przeprowadzać kolejnej trudnej rozmowy, podczas której zapewne ponownie by się rozkleiła.
Sama się sobie dziwiła, ale wcześniejsza rozpacz szybko jej przeszła. Nawet zaczęła robić sobie wyrzuty sumienia. Uważała, że nie powinna tak naskakiwać na chłopaka, że zasługuje na drugą szansę, tak, jak mówiła Violetta. Jednak jedna, malutka część jej serca krzyczała, by oddaliła się od niego i zapomniała o nim na zawsze. Nie wiedziała czemu, ale skłaniała się ku temu pojedynczemu odłamkowi.
Może wolała wybrać ucieczkę przez strach? Bała się, że Marco może ponownie ją skrzywdzić. Że znów poczuje się jak najgorsza osoba na świecie przez chłopaka, który tak wiele dla niej znaczy.
Wiedziała, że to jest złe. Zdawała sobie sprawę z tego, że powinna wyjść naprzeciw niedogodnościom losu i spróbować odnowić swoje relacje z brunetem. Ale miała w sobie zbyt mało odwagi, by ruszyć chociażby o krok.
Bała się bólu, rozpaczy, samotności. Na tym świecie było tak wiele rzeczy, które napawały ją strachem. Wiele razy z nimi walczyła. O dziwo zawsze udawało jej się wygrać. Więc dlaczego teraz by nie spróbować?
Gwałtownie pokręciła głową.
Teraz ma do czynienia z czymś o wiele ważniejszym. Woli zachować dystans między nią a Marco, niż stracić go na zawsze przez kilka niepotrzebnych słów.
Szkoda, że nie udało jej się dostrzec tego, że nie robiąc niczego, jedynie powiększa dystans między nimi.
Marco zastanawiał się, co może zrobić, by Francesca mu wybaczyła. Wiedział, że nie podda się bez walki i dokona nawet niemożliwego, aby znów byli przyjaciółmi albo kimś więcej. Stracił tyle lat, nie chce marnować więcej czasu.
Wstał, z zamiarem odnalezienia Włoszki, jednak ktoś w niego wpadł. Tą osobą okazała się niska dziewczyna z brązowymi, lekko kręconymi włosami.
- Przepra… - urwała i spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczyma. – To ty jesteś Marco? – na jej twarz momentalnie wstąpił uśmiech.
- Tak – zwęził powieki. – A ty to..?
- Violetta – wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka. – Jestem przyjaciółką Francesci.
Marco poczuł, jak jego serce zaczyna wybijać szybszy rytm. Ona jest jego jedyną nadzieją. Tylko z jej pomocą może ponownie zbliżyć się do swojej ukochanej.
- Wyświadczysz mi przysługę? – popatrzył na nią z nadzieją w oczach.
- Jeśli dotyczy ona Fran, nie ma problemu – uniosła kąciki ust.
- Zorganizujesz nam spotkanie?

*Francesca*
Siedziałam na ławce w parku i czekałam, aż Violetta raczy się pojawić. Napisała do mnie, abyśmy się spotkały, bo ma mi coś ważnego do powiedzenia, a spóźnia się już całe pół godziny. Obiecuję, że jak tylko się pojawi, nie pozostawię tego bez słowa.
W pewnej chwili poczułam, jak ktoś zasłania mi oczy dłońmi.
- Violetta, to nie jest zabawne – warknęłam. – Po drugie, wiesz, ile się spóźniłaś? Wydaje mi się, że czas kupić zegarek – prychnęłam.
- Nie jestem Violettą – usłyszałam melodyjny, dobrze znany mi głos.
Gwałtownie zerwałam się z miejsca i rzuciłam przerażone spojrzenie osobie, która jeszcze chwilę temu znajdowała się za mną.
- M-Marco?! – ledwo wydusiłam jego imię.
Z trudem łapałam oddech. Jeśli tylko byłabym w stanie, uciekłabym.
- Musimy porozmawiać – usiadł na ławce i wskazał ruchem głowy, bym zajęła miejsce obok.
W tej chwili w mojej głowie rozgrywała się walka pomiędzy sercem, a rozumem. Z jednej strony chciałam zostać i wysłuchać, co ma mi do powiedzenia. Pragnęłam wybaczyć mu wszystko i odnowić więzi, jakie kiedyś nas łączyły. A z drugiej nie mogłam zapomnieć tego, jak mnie potraktował. Im ktoś jest dla ciebie ważniejszy, tym mocniej może cię zranić. Nawet banalną czynnością..
W końcu wybrałam pierwszą opcję. Nie byłam pewna swojej decyzji, ale wydawało mi się, że tak będzie lepiej. „Każdy zasługuje na drugą szansę”.
Dosiadłam się do chłopaka i spojrzałam na niego wyczekująco.
- Przepraszam – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Twoim zdaniem to było na tyle ważne, bym wyszła wcześniej ze szkoły, narażając się na wściekłość Gregorio? – zwężyłam powieki. – Myślałam, że powiesz mi coś innego – dodałam z niekrytym zawodem.
- Na przykład „kocham cię”? – spytał.
Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Uchyliłam wargi, lecz nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa.
- To chciałaś usłyszeć? – uniósł kąciki ust.
- Po prostu myślałam, że powiesz więcej, niż jedno słowo – wyminęłam odpowiedź.
Spuściłam głowę i wbiłam wzrok w ziemię. Robiłam wszystko, bym nie musiała na niego patrzeć. Nie chciałam, by zobaczył moje zaróżowione policzki i drżące wargi.
- Wedle życzenia – ułożył swoje dłonie na moich. – Przepraszam za to, że w ciebie zwątpiłem. Powinienem ufać ci ponad wszystko i wiedzieć, że nie napisałabyś czegoś takiego. Zachowałem się, jak idiota i zdaję sobie z tego sprawę. Chciałbym móc cofnąć czas i naprawić błędy, ale to jest niemożliwe. Dlatego pozwól mi stworzyć szczęśliwą przyszłość i wybacz mi, Francesco – uniósł mój podbródek, zmuszając mnie do patrzenia mu prosto w oczy.
- Niech będzie – zaśmiałam się. – Twoje grzechy zostały zapomniane – przybrałam oficjalny ton.
Tym razem nie potrzebowałam ani chwili namysłu. Wreszcie zrozumiałam, że nie warto rozpamiętywać przeszłości. Trzeba żyć teraźniejszością i nie martwić się tym, co będzie dalej. Robić to, na co ma się ochotę, co sprawi, że chociaż na chwilę poczujemy szczęście.
- Dziękuję – przycisnął mnie do siebie.
Poczułam, jak całe moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze.
Wtuliłam się mocniej w jego tors i zaciągnęłam zapachem jego perfum. Teraz już wiem, dlaczego nie byłam w stanie zapomnieć go mimo upływu tak długiego czasu. Chłopaka takiego, jak on najzwyczajniej nie da się wymazać z pamięci.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – szepnął.
Moje serce ponownie się zatrzymało. Myślałam, że puści to w niepamięć i nie będzie przejmował się brakiem odzewu. Dlaczego zawsze musiał być tak cholernie ciekawy?
- Jakie? – zaśmiałam się nerwowo, delikatnie odsuwając się od niego.
- Chciałabyś usłyszeć, że cię kocham? – spojrzał prosto w moje oczy.
- Nawet jeśli, to nie ma znaczenia, bo teraz jesteśmy przyjaciółmi – przygryzłam dolną wargę i opuściłam głowę.
- Według mnie nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy byli kimś więcej – zbliżył swoją twarz do mojej.
Nie zdążyłam nawet nic odpowiedzieć, ponieważ Marco złączył nasze wargi. Czułam, jak całe moje ciało wypełnia ciepło. Brunet poruszał delikatnie ustami, jednak to wystarczyło, bym znalazła się w stanie największego szczęścia. Nigdy wcześniej nie doznałam czegoś takiego. To było jak najpiękniejszy sen. Nie chciałam, by ta chwila kiedykolwiek dobiegła końca. Niestety, wszystkie najlepsze momenty trwają krótko..
Dopiero po oderwaniu się, zdałam sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znajduję. Chłopak czeka na odpowiedź. Wszystko byłoby dobrze, gdybym tylko ją znała. Mimo tak wspaniałego pocałunku, nie jestem pewna, co powinnam zrobić. Chcę stać się jego dziewczyną, to moje największe marzenie. Ale boje się tego, że jeśli nam nie wyjdzie, oddalimy się od siebie. Cholera, Fran, zacznij robić to, na co masz ochotę.
- Udzielisz mi wreszcie odpowiedzi? – spojrzał na mnie wyczekująco.
- Tak – poparzyłam na niego. – Chciałam usłyszeć te słowa z twych ust – uniosłam kąciki ust.
Zobaczyłam, jak na jego twarz wstępuje szeroki uśmiech. Chwilę potem Marco wziął mnie w objęcia i kilkukrotnie okręcił wokół własnej osi.
- Czyli teraz oficjalnie jesteśmy parą? – spytał, stawiając mnie na ziemi.
- Na to wygląda – poczułam, jak całą moją twarz wypełnia rumieniec.
- Od teraz zawsze będziemy razem.
Jego słowa zabrzmiały jak przysięga. Mam nadzieję, że nigdy jej nie złamie.
Przymknęłam powieki i uniosłam się na place, by dostać do jego ust. Po chwili złączyłam nasze wargi w namiętnym pocałunku.
*6 lat później*
- Vilu, chodź tu szybko, proszę – zawołałam przyjaciółkę.
Za niecałe dziesięć minut biorę ślub z najwspanialszym chłopakiem na świecie. Wszystko byłoby świetnie gdyby nie to, że cały czas napotykam trudności. Najpierw włosy nie chciały się układać, a teraz ten cholerny suwak się zaciął.
- Przestań tak się wszystkim przejmować – weszła do pomieszczenia. – Nieważne, jak wyjdzie ceremonia. Ty i Marco jesteście NAJWAŻNIEJSI.
- I mówi to ktoś, kto jeszcze dwa miesiące temu prawie wywrócił świat, by było idealnie – prychnęłam.
Pamiętam, jak Violetta denerwowała się przed swoim ślubem z Leonem. Pragnęła, aby nikt nigdy nie zapomniał tego wydarzenia. Jestem pewna, że jej się udało. Ceremonia była naprawdę piękna. Jednak nic nie udałoby się, gdyby nie wielka miłość pomiędzy tą dwójką.
- Już nie mogę się doczekać, aż zobaczę minę Marco, gdy ujrzy cię w tej sukni – zaśmiała się brunetka. – Mam nadzieję, że nie zemdleje przed ołtarzem.
Rzuciłam jej oburzone spojrzenie.
- Uważaj, żebyś nie upadła, gdy będziesz niosła obrączki – prychnęłam. – A, zapomniałam, przecież będzie tu twój książę, który zawsze się ochroni – uniosłam oczy do góry.
Violetta zapewne chciała się odgryźć, jednak nie zdążyła, ponieważ do pomieszczenia wparował Leon.
- Właśnie o tobie mówiłyśmy – zaśmiałam się.
- Nieważne, chodźcie już, zaraz się zaczyna. Chyba nie chcesz spóźnić się na własny ślub – mrugnął do mnie.
Burknęłam pod nosem kilka obelg w imieniu męża Violetty, a następnie udałam się na miejsce, z którego wejdę do kościoła.
Wciąż nie dociera do mnie to, że za kilka minut spełnię moje największe marzenie i zostanę żoną Marco. To jest tak piękne, że wydaje mi się cudownym snem.
- Fran, jesteś gotowa? – spytał mój ojciec.
Nie byłam w stanie wymówić ani jednego słowa, więc jedynie kiwnęłam głową. Chwilę potem wchodziłam do kościoła u boku taty. Czułam na sobie oczy wszystkich zebranych. Mimo że każdy był moim przyjacielem, byłam dziwnie zdenerwowana.
W końcu doszłam do ołtarza. Spojrzałam na twarz Marco i od razu odzyskałam wcześniejszą pewność siebie. Jego uśmiech dodał mi sił, sprawił, że wszystkie negatywne emocji wyprawowały.
Przez cały czas nie słuchałam słów księdza, jedynie powtarzałam wyuczoną formułkę. Nie to, co mówimy było najważniejsze. Nasza miłość nas tutaj zaprowadziła. Ona sprawiła, że zdecydowaliśmy się na sformalizowanie naszych uczuć.
- Możesz pocałować pannę młodą – w końcu dotarł do mnie głos kapłana.
Marco nie czekał ani chwili. Tuż po usłyszeniu słów, na które czekał przez cały czas, zbliżył się do mnie i złożył swoje wargi na moich, jednocześnie czyniąc mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie.

Od dzisiaj na zawsze.

poniedziałek, 30 marca 2015

ViolettaLive Łódź 14.30

No Witam, Witam!



Jak można się domyślić, dzisiejszy post będzie dotyczył wczorajszego koncertu ViolettaLive  w Łodzi. Ja akurat byłam na 14.30 i po krótko opiszę jak to wyglądało.
Nie będę się rozpisywać, bo myślę, że większość i tak wie, jak to wszystko wyglądało.
Poniżej macie kilka filmików, które nakręciłam. Od razu mówię, że nie wzięłam aparatu, bo mówiono, że nie można robić zdjęć, jednak było inaczej.

Koncert rozpoczęła grupa tancerzy z neonowymi strojami. Po skończonym tańcu, pojawili się aktorzy z piosenką "En Gira"




Niedługo po tym, aktorzy przywitali się z nami ciepło, mówiąc kilka słów w naszym ojczystym języku. Po chwili na scenę weszła Justyna Bojczuk, która poprowadziła koncert.


Aktorzy zaśpiewali wiele piosenek. Nawet te z 1 sezonu! To było niesamowite! Publiczność po każdej piosence nagradzała obsadę głośnymi piskami i brawami! Nie można ukryć, że koncert jak najbardziej się wszystkim podobał!


Inne nagrania znalezione na kanale YouTube [Warto zobaczyć!]















Coś co najbardziej zapamiętałam, to to, gdy podczas sceny z pocałunkiem [Violetty i Leona] Jorge spojrzał na Martinę i patrząc jej w oczy powiedział 'Kocham cię' Jeszcze się nie zdążyli pocałować, a publiczność już piszczała! Nie nagrałam tego [Nagrałam, ale nic nie widać xd] Jednak, na YouTubie jest filmik. Pozwolę sobie TUTAJ wstawić linka.



Koncert uważam za NIEZAPOMNIANE przeżycie! Wszystko było dopięte na ostatni guzik! Począwszy od strojów aktorów po
atmosferę! Ci co byli, wiedzą o czym mówię i z pewnością się ze mną zgadzają!


Ostatnią piosenką było... LIBRE SOOOOOOY!






<--- Martina podczas koncertu ubrała POLSKĄ FLAGĘ!



Nie obyło się również bez... ROXY!
---->



Emocji było naprawdę wiele, nawet MARTINA SIĘ POPŁAKAŁA! To było coś naprawdę Wspaniałego!



A wy byliście? Może się spotkałyśmy? 
Jeżeli macie jakieś pytania to zadawajcie śmiało! 

Buziaki!!! 
Suzz!

sobota, 28 marca 2015

Konkursowy One Part by ELimelGamesPL

One Part Miejsce 1
By ElimelGamesPL




Nie z Tego Świata


"Tak! Dzisiaj nareszcie mam okazję! Pewnie jesteście ciekawi do czego. Mój ojciec wyjeżdża do babci, a ja mogę udać się do kraju czarodziei! Tak w ogóle to jestem Violetta i jestem księżniczką wróżek. Na pewno ciekawi jesteście czemu jak mój ojciec jest to nie mogę lecieć do świata czarodziei. Nie mogę tam lecieć, ponieważ świat wróżek i świat czarodziejów się nienawidzą. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że wróżki i czarodzieje kiedyś rywalizowali kto lepiej rzuca zaklęcie czy coś tam. Wątpię żeby to było powodem. Ale mniejsza z tym. Niepostrzeżenie udało mi się wyjść z pałacu. Czyli najcięższą rzecz mam za sobą. Gdy wleciałam do miasta niestety natknęłam się na Ludmiłę moją najlepszą przyjaciółkę. Jest o 2 lata starsza i nie lubi łamać zasad. Jak ja to mówię... Jest przeciwniczką dobrej zabawy.
- Gdzie lecisz Vivi? - Czemu ja nie umiem kłamać? ~ pomyślałam.
- Na tereny czarodziejów. - odpowiedziałam ściszonym głosem.
- Z kim się spotkasz?
- Z nikim.
- Po co tam lecisz?
- Chcę pozbierać sadzonki roślin, które można znaleźć tylko tam.
- Violetta! Nie możesz tam iść! To niebezpieczne! Jak ktoś Cię tam zobaczy mogą Cię zamknąć! Jeżeli Twój ojciec się dowie to rozpęta wojnę! Nie możesz dla własnej zachcianki lecieć na terytorium wroga! To byłoby z Twojej strony nieodpowiedzialne! Poza tym Ty jako księżniczka jesteś potrzebna tutaj!
- Nic mi nie będzie. Jak chcesz możesz polecieć ze mną.
- Ok. Ale tylko po to żeby Cię przypilnować.

Kilka godzin później.

W końcu doleciałyśmy do granicy. Na chwilę wylądowałyśmy. Złapałyśmy się za ręce.
- Na trzy robimy krok. - powiedziałam. - Raz...
- Dwa... - widziałam, że się boi.
- Trzy. - powiedziałam i obie zrobiłyśmy duży krok w przód. Uśmiechnęłam się do niej i wzbiłyśmy się w powietrze. Czułam się taka wolna. Żadnej straży. Żadnych pilnujący mojego zachowania i tego co mówię ludzi. Nie mogę przejmować się strachem Lu. Niestety, a może stety rośliny, które chciałam rosną bardziej w głębi kraju, ale z dala od miast. Gdy znalazłyśmy polanę na której było dużo roślin z tego świata wylądowałyśmy i zabrałyśmy się za zbieranie.

Kilka godzin później.

- Dobra Lu mamy prawie wszystko. - powiedziałam średnio zadowolona.
- Czegoś nam jeszcze brakuje? Przecież mamy tego multum.
- Brakuje tylko tęczowej róży.
- To gdzie ona jest? Szybko tam podlecimy i będziesz miała.
- No... Jest problem.
- Jaki?
- Musimy udać się w okolicę stolicy. - powiedziałam. W moich oczach można było zobaczyć strach.
- Violka! Zwariowałaś! Przecież widzę, że nawet Ty się boisz.
- Lu... Taka szansa może się już nigdy nie powtórzyć. To jest najprawdopodobniej pierwsza i ostatnia moja okazja na zdobycie tego kwiatu.
- Proszę... Vilu... Wróć ze mną do domu. Waśń nie będzie wieczna. Na pewno jeszcze kiedyś zdobędziesz ten kwiatek.
- Nie Ludmiła. Lecę tam. Trzymaj. W moim pokoju jest otwarte okno. Wleć przez nie i schowaj torby pod łóżkiem.
- Dobra... Tylko uważaj na siebie. - powiedziała niechętnie i odleciała. Dobra Violka dasz radę. ~ powiedziałam do siebie i poleciałam w stronę stolicy. Szukałam jej i szukałam. Nagle zobaczyłam kępę kolorowych róż. Szybko skierowałam się w tamtą stronę.
- Uważaj!!!! - usłyszałam czyjeś krzyki. Odwróciłam się w tamtą stronę. Za nim cokolwiek zobaczyłam jakaś piłka uderzyła mnie w głowę. Upadłam na ziemię i na chwilę straciłam przytomność. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam przystojnego szatyna o szmaragdowych oczach.
- Nic Ci nie jest? - zapytał. Pokręciłam głową. - To dobrze. Tak w ogóle co ty tu robisz? Nie powinno Cię tu być. Jeszcze ktoś Cię tu zobaczy. Tak w ogóle jestem Leon. A ty?
- Violetta.
- Zaraz. Księżniczka wróżek?
- Tak. A ty to czasem nie książę czarodziei?
- W rzeczy samej. To... Księżniczko... Co ty tu robisz?
- Mój ojciec wyjechał. Chciałam skorzystać z okazji i pozbierać rośliny.
- Znalazłaś jakieś?
- Tak. Ale moja przyjaciółka już je zabrała. Ja przyleciałam tu po różę.
- Wiem o co chodzi. - powiedział i pomógł mi wstać.
- Leon!!! Masz ten głupi kafel?!!! - usłyszeliśmy krzyki.
- Muszę iść. - powiedziałam i chciałam odlecieć, ale chłopak mnie zatrzymał.
- Zobaczymy się jeszcze? - zapytał z nadzieją.
- Nie wiem. - odpowiedziałam wyrywając mu swoją rękę. Po chwili stracił mnie z pola widzenia.

Wieczorem.

Wróciłam już do domu. Ludmiła pomogła mi zasadzić nasze zbiory. Z jednej strony jestem szczęśliwa ze swoich dzisiejszych zbiorów, ale z drugiej trochę smutna, bo nie mam w swojej kolekcji róży. Nagle usłyszałam jak coś stuka w szybę mojego okna. Wstałam z łóżka, podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony. Zobaczyłam za nim śliczną białą sowę z tęczową różą w dziobie. Szybko otworzyłam okno i wpuściłam ptaka do środka. Wzięłam go na rękę i podeszłam do biurka przy którym usiadłam. Odstawiłam sowę na blat i wzięłam od niej kwiat. Do łapki miała przyczepioną kartkę. Odczepiłam ją i zaczęłam czytać:
"Słyszałem, że żeby zdobyć tą różę złamałaś kilka zasad. Żebyś nie musiała złamać zasad po raz kolejny z tak błahego powodu przysyłam Ci tę różę. Mam nadzieję, że się spotkamy. Leon"
Postanowiłam odpisać:
"A czy łamaniem zasad nie jest pisanie do mnie? Ale, że etykieta i moje dobre maniery tego nakazuję chciałabym podziękować Ci za różę. Też mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Postanawiam złamać kolejną zasadę i zaoferować Ci spotkanie. Jutro o 15 na granicy. Będę czekać. Violetta."
Gdy skończyłam pisać złożyłam starannie kartkę i włożyłam ją do dzioba sowy. Ona po chwili odleciała, ale ze skrzydła wypadło jej pióro, które podniosłam. Różę włożyłam do wazonu i poszłam do łazienki. Wykonałam wieczorne czynności, przebrałam się w piżamę i wyszłam z pomieszczenia. Położyłam się do łóżka i zasnęłam myśląc o Leonie.

Rano

Jakieś 15 minut temu wstałam i się ogarnęłam. Cała w skowronkach pobiegłam na śniadanie.
- Hej mamo. - powiedziałam nader szczęśliwa.
- Hej córciu. Co się wczoraj stało, że jesteś taka... szczęśliwa. - powiedziała. Niby nie jest wróżką, a rozumie mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Tak moja matka nie jest wróżką. Jest wampirem.
- Nic się nie wydarzyło. - próbowałam ją oszukać, bo wiem że gdybym zaczęła mówić prawdę powiedziałabym jej, że wczoraj byłam na terenie czarodziejów.
- Chłopak. - stwierdziła. - Kto to?
- Nie chcesz wiedzieć. - zapewniłam ją.
- Chcę. Wiesz, że nie mam uprzedzeń jak Twój ojciec. Wiesz, że mi nie przeszkadzałoby mi nawet gdyby był to czarodziej. - O nie... Czemu nie mogę umieć kłamać? ~ zastanawiałam się.
- To dobrze.
- Serio to czarodziej?
- I to nie byle jaki. - powiedziałam rozmarzona.
- Siadaj i opowiadaj ze szczegółami. Nie będę krzyczeć jak przy ojcu. - zapewniła po raz kolejny.
- A więc... To książę czarodziei, Leon. Gdy byłam wczoraj z Lu na ich terenie zbierać rośliny. Znalazłyśmy polanę z prawie wszystkimi roślinami tamtego kraju. Nie było tylko najcenniejszej tęczowej róży. Okazało się, że trzeba lecieć aż do stolicy. Powiedziałam Lu żeby wracała i sama tam poleciałam. Gdy zlokalizowałam różę usłyszałam krzyki i odwróciłam się w tamtą stronę. Dostałam tak jakby piłką tylko oni nazwali ją jakoś dziwnie...
- Tłuczek, złoty znicz? - pokręciłam głową. - To może kafel?
- Tak kafel! Spadłam na ziemię i na chwilę straciłam przytomność. Gdy się obudziłam on już był przy mnie. Wpatrywałam się w jego szmaragdowe oczy. On zapytał czy nic mi nie jest. Zaprzeczyłam. Później wymieniliśmy się kilkoma zdaniami aż jego znajomi zaczęli wrzeszczeć. Powiedziałam, że muszę lecieć, ale on mnie zatrzymał. Znaczy nie do końca, bo i tak po chwili odleciałam. Gdy wieczorem byłam już w pokoju do szyby zapukała biała sowa. Przyniosła mi różę i list od niego. Miał nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Odpisałam i powiedziałam, że będę czekać dzisiaj na granicy o 15. - powiedziałam. Moja mama się tylko szeroko uśmiechnęła, ale po chwili mina jej zrzedła. - Nie cieszysz się, że mam szansę na chociaż trochę szczęścia?
- Cieszę. Chodzi o to, że jak Twój ojciec się dowie będzie źle.
- Czyli jesteś przeciwna naszemu spotkaniu? - powiedziałam bliska łez.
- W żadnym razie. Tylko jeżeli to coś poważnego to wiesz, że nie możecie tu zostać.
- Wiem. Ale wątpię żeby on uważał to za coś poważnego.
- Słuchaj Violu. Mój ojciec był przeciwny żebym wyszła za mąż za, jeszcze wtedy, księcia wróżek, bo uważał, że wróżki są nieprzewidywalne i niegodne by związywać się z wampirami. Musiałam uciec aż tu. Uwierz, że nie było mi z tym łatwo.
- Mamo...
- Dobrze nie mówmy o rzeczach smutnych. Idziesz do Ludmiły?
- Nie ona przychodzi do mnie. Powinna się ucieszyć, że jednak mam wszystko to co chciałam.
- Na pewno będzie się cieszyć razem z Tobą. - zapewniła moja mama i podała mi talerz ze śniadaniem.

Po śniadaniu

Właśnie siedzę w moim pokoju i słucham jak opiernicza mnie Ludmi.
- Jak mogłaś się umówić z czarodziejem?! No jak?! Pomyślałaś co może się stać gdy jego ojciec się dowie?! Albo chociaż Twój! Może wybuchnąć wojna! Czy ty jesteś nie poważna!? Jako księżniczka powinnaś myśleć o swoich przyjaciołach, rodzinie i co najważniejsze o poddanych! Jeżeli będzie wojna nie możesz mieć nawet pojęcia ile osób zginie! Powinnaś pomyśleć! - i jakim cudem znoszę to od co najmniej 30 minut.
- Lu! Spokój! Książek nie czytałaś?
- Czytałam.
- No właśnie. W tylu opisana jest zakazana miłość. Ta miłość zawsze godziła zwaśnione strony. Może i w tym przypadku też tak będzie. Każdy w naszym kraju wie że czarodzieje nic do nas nie mają. A u nich jest tak samo. Oni wiedzą, że my nic nie mamy do nich. Każdy na całym świecie wie, że ojciec mój i Leona się nienawidzą. Przecież to dlatego jest ta cała nieprzyjemna sytuacja.
- Violetta... Nie powinnaś tam lecieć. - Teraz to mnie wkurzyła.
- Ludmiła! Wiem czemu nie chcesz żebym tam leciała! Wiem, że to dlatego, że sama nie masz chłopaka! Gdy u mnie pojawiła się szans na miłość ty jesteś zazdrosna!!! Czemu nie chcesz żebym w końcu była szczęśliwa!!??
- Vivi... Chcę żebyś była szczęśliwa. Ale się martwię.
- Ale o co?
- O Ciebie. Że Leon Cię zrani. Że powie o waszych spotkaniach swojemu ojcu i, że mi Cię zabiorą. Jesteś dla mnie jak siostra. Znamy się od zawsze. Zależy mi na Tobie.
- A mi na Tobie Lu. Pewnego dnia znajdziesz księcia z bajki. A teraz daj mi poszukać mojego, którego chyba znalazła.
- Mam nadzieję, że będziesz dobrze się bawić. Idziemy posadzić tego tęczowego habazia?
- Tak. - powiedziałam przez śmiech.

Piętnasta, Granica

Właśnie lecę na granicę. Mam nadzieję, że Leon na mnie zaczeka. Mój ojciec zwariował! Kazał straży mnie pilnować i wszędzie za mną łazić! Myślałam, że ich nie zgubię! Czasami oddałabym wszystko żeby być normalną wróżką, a nie księżniczką. To mnie powoli dobija. Gdy byłam już blisko zobaczyłam Leona. Przyśpieszyłam. Po chwili znajdowałam się w jego ramionach.
- Już myślałem, że nie przylecisz... - wyszeptał w moje włosy.
- Przepraszam, że się spóźniłam, ale mój powalony ojciec kazał straży mnie pilnować. Myślałam, że ich nie zgubię. - powiedziałam.
- Rozumiem. Też miałem z nimi problem. - zaśmialiśmy się.
- A tak w ogóle to po co chciałeś się spotkać?
- Po prostu.
- A jaśniej.
- Chciałem Cię zobaczyć.
- Po co? - cisza. - Leon... Po co?
- Nie ważne.
- Ważne. Ja to i tak mam przechlapane za łamanie zasad. Nie chcę żebyś ty miał kłopoty.
- Nie martw się. Kłopotów to akurat kto jak kto ale ja mieć nie będę.
- To nie zmienia faktu, że chcę wiedzieć czemu chciałeś się ze mną spotkać.
- To głupie... Więc Ci nie powiem.
- Leon... Jestem wróżką. Uwierz słyszałam na pewno dużo głupsze rzeczy.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? - O czo mu chodzi?
- Tak, a co?
- Bo chyba mnie dopadła. - oznajmił, a ja trochę posmutniałam. Co poradzę, że mnie chyba też dopadła miłość. Miłość do Leona.
- Kim jest ta szczęściara?
- Powinnaś ją znać. Ma brązowe włosy, czekoladowe oczy... Jest wróżką... Ogólnie jest śliczna. Poznałem ją gdy oberwała w głowę kaflem, którym rzucałem. Kojarzysz? - zapytał z wymalowaną na mordce (od aut. <3 so sweet) nadzieją.
- Chyba ją znam... Ale nie jestem do końca pewna. - No. Verdas. Teraz się droczymy.
- Serio? To... Jest księżniczką wróżek... - mówił zbliżając się do mnie. - I cholernie mi się podoba. - powiedział i zmniejszył odległość między nami do zera. Nie wierzę... Pocałował mnie.
- Violetta! - usłyszałam wrzaski... O nie... To mój ojciec.
- Leon! - znów wrzaski. To... Ojciec Leona. Chyba. Szybko się od siebie odsunęliśmy. Mój ojciec zjawił się przy mnie. A ojciec Leona obok niego.
- Ty! - wrzasnęli oby dwoje.
- Nie wierzę! Twój synek pod moją nieobecność omotał sobie moją córeczkę! Pewnie ty mu kazałeś!
- Ja?! Jesteś śmieszny! Twoja córunia uwiodła mojego syna! Mam o Tobie złe zdanie, ale o coś takiego nawet Ciebie bym nie oskarżył!
- Ty magiku zakichany! Jesteś zazdrosny, bo wróżki są doskonałymi stworzeniami! Wy i te wasze zaklęcia nie możecie się z nami równać!
- Słuchaj skrzydlaku! My jesteśmy najdoskonalszą nacją w dziejach tego świata! Nikt nie może się z nami równać! A zwłaszcza wy!
- To może spróbujemy! Zmierzmy się w prawdziwej walce!
- Podaj czas i miejsce!
- Za miesiąc! Na tej łące granicznej! - wykrzyczał mój ojciec. Chwycił moją rękę. Pociągną mnie w powietrze. W stronę zamku.

Później. W pokoju Violetty.

- Jak mogłaś ty głupia dziewczyno się z nim spotkać!?
- Ja... - Nie wiem co powiedzieć. Myśl Violetta. Myśl! ~ pomyślałam.
- No co ty?! Wiedziałem, że ten wyjazd to głupota! Matka przecież była w domu! Mogłaś jej powiedzieć!
- Ale tato ja go kocham! - wykrzyczałam i łzy zaczęły ciurkiem lecieć z moich oczu.
- Zwariowałaś! Odpowiesz za swoją głupotę! Masz stanąć do walki! Nie obchodzi mnie że jesteś dziewczyną! Będziesz walczyć! Jak nasi poddani! - zarządził i wyszedł z mojego pokoju. Położyłam się na łóżku. Przytuliłam do poduszki. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się.

Miesiąc później.

Miną miesiąc? Tak! Przecież stoję na łące granicznej. Nie udało się tego odwołać. Stoję wśród ludzi. Zwykłych ludzi. I rycerzy! Znaczy straży! Oni są po drugiej stronie. Jest Leon. On również musi walczyć! Ruszyliśmy do ataku. Oni również. Wszystko działo się tak szybko. Zaklęcie. Tu i tam. Ktoś upada. Ktoś umiera. W niebo wznieśli się nasi i ich lotnicy. Co jakiś czas ktoś spadł na ziemię. Nienawidzę walk. Robię uniki. Rzucam zaklęcia. Minęły minuty?... Godziny...? Nie wiem. Zobaczyłam jak ktoś upada. To Leon! Zaczęłam płakać. Podleciałam do niego. Uklęknęłam przy nim. Zobaczył to jego ojciec. I mój ojciec. Kiwnęli głowami. Wszystko ustało. Leon jeszcze oddychał.
- Leon.... - wychlipałam. Wiedziałam, że umiera.
- Violetta... - wydusił z siebie. Całej akcji przyglądali się nasi ojcowie. Lu, która również walczyła. Jakiś chłopak. Cała straż. Wszyscy ludzie.
- Leon nie zostawiaj mnie. Proszę. - przytuliłam go mimo że leżał.
- Viola... Ja... Umieram... Koniec... - wymusił kilka słów.
- Leon potrzebuję Cię. Kocham Cię. Zostań ze mną.
- Ja też Cię kocham... Zapamiętaj mnie... Viol... - nie dokończył. Zakaszlał. Oczy miał otwarte. Zrobił się biały? Siny? Biało-siny? Nie wiem. Gasł w oczach. Zrobił głęboki wdech. Znów kaszlnął. Pokręcił głową. Jego spojrzenie zrobiło się martwe. Powietrze wyleciało z jego płuc. Głowa przekręciła się na bok. Umarł... Nie żyje! Wybuchnęłam płaczem. Zaczął padać deszcz. Spojrzałam na Lu. Płakała. Spojrzałam na chłopaka. Płakał. Spojrzałam na jego ojca. Płakał. Spojrzałam na ludzi. Płakali. Wszyscy płakali. Mój ojciec też. Płakał. Płakał cały świat. Mój ojciec podszedł do ojca Leona.
- Dość. Tak nie może być. Twój syn umarł. Moja córka płacze. Wszyscy cierpią. Koniec. Koniec tej wojny. Koniec tej waśni. - wyciągną rękę w stronę czarodzieja. On ją ujął. To koniec wojny! Koniec waśni! Ale... Ale koniec Leona. Żeby wszystko się skończyło musiało umrzeć czyjeś dziecko. Uroki wojny. Minęły kolejne... Sekundy?... Minuty?... Godziny?... Straciłam rachubę czasu. Ale nie przestałam płakać. Obok przykucnęła Ludmiła. Ten chłopak. Mój ojciec. Ojciec Leona. Lu i ojciec mnie od jego ciała oderwali. Przytulili mnie.
- Przepraszam. - wyszeptał mój ojciec..."
W końcu zakończyłam wpis w moim pamiętniku. Cały ten czas pamiętam jakby to było wczoraj. Od tego okresu minęły 3 lata. Ojciec mój i Leona się zaprzyjaźnili. Lu i Fede są razem. Federico to chłopak, który był w dniu walki koło Leona. Ja... Jestem samotna. Znaczy nie mam chłopaka ani nikogo takiego. Jest dobrze tak jak jest. Siedzę przy grobie Leona jak co dzień. To miejsce jest śliczne. Pełno kwiatów... Krzewów, i innych roślin. Nie mogę uwierzyć że dziś jest 3 rocznica jego śmierci. To wydarzenie... Dalej boli. Ale żyć trzeba dalej. Nie? Bardzo mi go brakuje. Tamten czas... Na zawsze zostanie w mojej głowie... Pamięci... Sercu. Jest zmierzch. Muszę wracać do zamku.
- Do jutra Leoś. - powiedziałam i położyłam mój pamiętnik koło znicza i bukietu kwiatów znajdującym się na grobie pod brzozą...


***
Os Świetny! Niby smutny, ale wzruszający!
Gdy będzie odpowiednia ilość kom, dodam kolejny OP ;) 
Ja już zmykam, bo zaraz jadę do Łodzi na jutrzejsze VL!
Do zobaczenia! :* 
Suzzy :*