One Part Miejsce 1
By Mechi Comello
zajrzyj! ---> te-amo-violetta.blogspot.com
On the way for happiness
Mała dziewczynka wybiegła rozradowana na dwór. Pozwalała, by wiatr rozwiał jej ciemne, niesforne włosy. Nie liczyło się dla niej to, jak wygląda. W tej chwili najważniejszy był jej najlepszy przyjaciel i to, by jak najszybciej mogła go zobaczyć.
Mimo że widziała go zaledwie kilka godzin temu, już zdążyła się stęsknić. Uwielbiała przebywać w jego towarzystwie. Zabawa z nim była najlepsza na świecie. Wolała znajdować się obok niego, niż przy swoich koleżankach. Jeśli miałaby być szczera, nie lubiła ich. Zawsze wydawały jej się całkiem inne od niej. Nie potrafiła ich zrozumieć. Przy nich musiała udawać kogoś, kim nie była, by ją akceptowały. W końcu znudziła jej się ta „zabawa”. Wybrała chłopczyka. Przy nim nie musiała grać. Zachowywała się tak, jak tylko chciała. Wiedziała, że Marco nigdy jej nie wyśmieje, że zaakceptuje taką, jaką jest.
Siedemnastolatka pokręciła głową i skarciła się w myślach. Znów zaczęła wspominać to, co było kiedyś i już nigdy nie wróci. Wydarzenia, które działy się całe siedem lat temu. Okres, w którym nie znała życia, dzięki czemu mogła być naprawdę szczęśliwa.
Często wracała do tamtych chwil, z czego w ogóle nie była zadowolona. Już dawno powinna zapomnieć o małym, roześmianym chłopczyku, który kiedyś byś jej prawdziwym przyjacielem.
Myślała, że z czasem wymaże go z pamięci, jednak nic na to nie wskazywało. Im starsza się stawała, tym dokładniejsze były jej wspomnienia. Z roku na rok czuła coraz mocniejszy ucisk w sercu za każdym razem, gdy o nim pomyślała. Ciągle brakowało jej obecności bruneta. Jednak zdążyła się do tego przyzwyczaić. Traktowała to jak monotonię. Rzecz, która po prostu musi istnieć, a ona nic na to nie zaradzi.
- Musisz wyjeżdżać? – spytała, ledwo wyduszając słowa przez płacz.
- Tak… - opuścił głowę. – Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym z tobą zostać – w oczach chłopczyka pojawiły się malutkie kropelki.
- Będę tęsknić – wtuliła się w jego drobne ciałko.
- Ja też – szepnął. – Obiecuję, że kiedyś do ciebie wrócę i znowu będziemy nierozłączni.
Prychnęła. Teraz wiedziała, że nie wróci. Jego obietnica nie było nic warta. Traktowała ją jak zwykłe słowa wypowiedziane przez dziecko.
Jednak nie mogła zaprzeczyć, że wcześniej w nie wierzyła. Myślała, że mówił prawdę. Każdego dnia miała nadzieję na to, że zobaczy swojego przyjaciela z dzieciństwa. Jednak codziennie przeżywała zawiedzenie.
*Francesca*
- Fran, wszędzie cię szukałam – do kawiarni wparowała niska szatynka, przyjaciółka Włoszki.
- Właśnie miałam iść do studio, niepotrzebne się fatygowałaś, Vilu – zaśmiałam się.
- Martwiłam się o ciebie, wiesz? – dosiadła się. – Znowu myślałaś o tym chłopczyku? – dokładnie zilustrowała mnie wzrokiem.
- Nieważne. To i tak zamknięty temat. Wiem, że w ogóle nie powinnam o nim pamiętać, ale coś w środku nie pozwala mi zapomnieć – podparłam głowę rękoma.
- Nie uciekniesz od przeszłości. Zwłaszcza, jeśli była ona pełna radości, do której z chęcią byś wróciła – na twarzy Violetty pojawił się pokrzepiający uśmiech. – Chodźmy już na zajęcia. Jeśli zaraz się nie pojawimy, Gregorio na pewno się na nas wścieknie.
Pokiwałam głową i wstałam z miejsca, by po chwili zacząć podążać za dziewczyną.
Żałuję, że spotkałam ją dopiero rok temu, gdy zaczęłam naukę w studio. Gdybyśmy znały się wcześniej, nie miałabym złego zdania o dziewczynach. Jako dziecko myślałam, że nigdy z żadną się nie zaprzyjaźnię. Oceniałam wszystkich na podstawie jednego przypadku. Idiotyzm.
Przecież wiadomo, że nie ma dwójki takich samych ludzi. Każdy jest inny, oryginalny. To, że jedna osoba nas zraniła, nie znaczy, że druga zrobi to samo. Jeszcze istnieją na tym świecie przyjaźni ludzie, którzy będą gotowi oddać swoje życie za Twoje szczęście.
Gdy zaszłyśmy do studio, od razu wpadła we mnie Camila, przytulając mnie z całej siły.
- Stęskniłam się – pisnęła mi prosto do ucha.
- Nie widziałyśmy się tylko godzinę – zaśmiałam się.
Trzymałam w ramionach kolejną osobę, która zwróciła mi wiarę w ludzkość. Pokazała, że mimo przeciwności losu można wciąż chodzić radosnym, ciągle rozsiewać pozytywną energię. Dzięki niej zobaczyłam, że nigdy nie można się poddać, bo kiedyś nadejdzie czas, w którym będzie można powiedzieć „Jestem w pełni szczęśliwa.”
We trójkę minęłyśmy próg sali i od razu doszedł nas ogłuszający krzyk nauczyciela.
Gdy zaczął na nas narzekać, całkowicie wyłączyłam myślenie. Nie miałam ochoty słuchać tego kolejny już raz w tym tygodniu.
Ciemnowłosa dziewczynka została otoczona przez swoje dawne przyjaciółki. Wreszcie zauważyły, że stało się to, do czego nie chciały dopuścić. Francesca poznała smak szczęścia. Mimo że starały się z całych sił, by nie udało jej się odnaleźć drogi do radości, nie dały rady. A wszystko przez Marco.
- Myślisz, że teraz wszystko będzie dobrze? Po tym, jak od nas odeszłaś? – odezwała się ich „liderka”.
To niezrozumiałe, jak w niektórych dzieciach może znajdować się tyle nienawiści.
- Zostawcie ją!
Francesca odwróciła głowę i ujrzała swojego przyjaciela. Jak zwykle przybył w odpowiednim momencie po to, by ją uratować. Jak książę pragnący wybawić księżniczkę z opresji.
Znów się zamyśliłam.. Dlaczego teraz to zdarza mi się tak często? Wcześniej nie wracałam ciągle do tych idiotycznych wydarzeń z przeszłości.
Kilka razy puknęłam się w głowę z nadzieją, że to pomoże zapomnieć. Jak byłam mała, zawsze pomagało..
~*~
Włoszka, pierwszy raz od rozpoczęcia roku szkolnego, wracała sama do domu. Jednak wolała iść bez przyjaciółek, niż czekać na nie kilka godzin, aż skończą im się zajęcia dodatkowe.
Jak zwykle, zatonęła we własnych myślach i nie patrzyła przed siebie. Przez rozkojarzenie wpadła na wysokiego, brązowookiego chłopaka. Z przyzwyczajenia powiedziała „przepraszam” i chciała iść dalej, jednak w ostatniej chwili przystanęła. Przechodzień wydał się jej dziwnie znajomy.
- Czy to możliwe, że skądś cię znam? – spytała, podchodząc do niego kilka kroków.
- Wątpię – wyminął dziewczynę.
Ciemnowłosa wodziła za nim wzrokiem, dopóki nie zniknął jej z oczu. Mimo tego, co powiedział, wciąż myślała, że już wcześniej go widziała.
Lub wyobraźnia zaczęła płatać jej figle. Przez ciągle myślenie o przyjacielu z dzieciństwa, zaczęła widzieć go w realnym świecie.
„Ogarnij się, Fran” skarciła się w myślach. Jeśli tak dalej pójdzie, w końcu wyląduje w psychiatryku.
Opuściła głowę, zawiedziona własną bezsilnością, kiedy zobaczyła mały skrawek papieru, leżący na ziemi. Nie zastanawiając się wiele, przykucnęła i podniosła karteczkę. Gdy zauważyła, że jest na niej zapisany adres domu, który stoi tuż obok jej mieszkania, oniemiała. Czy to możliwe, że niedawno spotkany chłopak jest jej przyszłym sąsiadem?
Nie czekając ani chwili dłużej, zerwała się i pobiegła w stronę swojego miejsca zamieszkania. Chciała znaleźć się jak najszybciej, by upewnić się, że to nie był tylko sen, z którego zaraz się wybudzi.
W pewnej chwili przystała, by zastanowić się nad sensem tego, co robi. Przecież chłopak sam powiedział, że się nie znają, więc nie może być Marco. On nigdy by się tak nie odezwał. Jakby tylko zobaczył Francescę, uściskałby ją z całych sił. A przynajmniej tak jej się wydawało.
*Francesca*
Mimo wszystkich niepewności, które wypełniały całą moją głowę, postanowiłam, że chociaż spytam, jak ma na imię. Wtedy będę mogła upewnić się w przekonaniu, że to nie jest on. Albo w końcu przestać się łudzić, że odnalazłam mojego przyjaciela.
Stanęłam przed drzwiami do domu, który jeszcze wczoraj stał pusty. Uniosłam dłoń złożoną w piąstkę i właśnie miałam pukać, kiedy ktoś nacisnął klamkę i wszedł we mnie z impetem. Zachwiałam się na nogach, by po chwili upaść na ziemię. Uniosłam głowę i spiorunowałam wzrokiem osobę, która była za wszystko odpowiedzialna. Jednak cała złość ze mnie wyparowała, gdy zobaczyłam, że to był ten chłopak.
- Znowu ty – przekręcił oczyma.
Mimo widocznego niezadowolenia, wyciągnął dłoń w moją stronę i pomógł mi wstać.
- W takich sytuacjach zazwyczaj mówi się „przepraszam”, wiesz? – przybrałam sarkastyczny ton (powiedziałam sarkastycznie).
- Przepraszam – skopiował mój ton i ironicznie się uśmiechnął.
To nie może być ten, którego pragnęłam zobaczyć od tylu lat. Chłopak, który stoi przede mną jest całkowitym jego przeciwieństwem. Zachowuje się chamsko i nie ma (respektu?) do innych.
Mimo to, chcę się upewnić.
- Trochę słaby początek znajomości – przeczesałam ręką włosy. – Jestem twoją sąsiadką – uniosłam kąciki ust. – Francesca – wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
- Mało obchodzi mnie to, jak się nazywasz i tak długo tutaj nie posiedzę – odwrócił wzrok. – Muszę iść, mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy.
Poczułam silny ucisk w sercu. Dlaczego mówi mi takie rzeczy? Podobno mnie nie znał, więc nie miał powodów by mnie nienawidzić.
- Nie mogę poznać nawet Twojego imienia? – krzyknęłam za nim.
- Marco – rzucił od niechcenia.
Wystarczyło jedno słowo, bym straciła możliwość oddechu.
Dziewczynka podbiegła do chłopczyka i przytuliła go z całej siły.
- Kocham cię, Marco – powiedziała, szeroko się uśmiechając.
Oczywiście nie miała na myśli miłości, jaką dzielą się dorośli. Kochała go jak przyjaciela. Najdroższego na całej ziemi.
To nie może być on. Po prostu nie może. Zwykły zbieg okoliczności. Przecież na świecie nie żyje tylko jeden człowiek o takim imieniu.
~*~
Siedziała rozkojarzona i rysowała w zeszycie przeróżne kreski. W ogóle nie słuchała nauczycielki, mówiącej o nowym uczniu, który jeszcze dzisiaj ma dołączyć do studio. Dopiero, gdy owy chłopak wszedł do sali, wróciła na ziemię. Otworzyła szeroko oczy i wstrzymała oddech.
Marco wyłapał jej wzrok i rzucił jej spojrzenie pełne nienawiści. Gdyby miał w oczach laser, z pewnością leżałaby martwa…
Z każdą chwilą coraz mniej rozumiała jego zachowanie. Chyba nie był taki tylko dlatego, że na niego wpadła. Nikt, nawet osoba z wygórowanym mniemaniem, nie denerwowałaby się o coś takiego.
Mimo jego idiotycznego charakteru, chciała lepiej go poznać. Było w nic coś, co sprawiało, że pragnęła dowiedzieć się o jego przeszłości. Nie wiedziała, czy to przez to, że przypomina jej dawnego przyjaciela, jednak nie chciała dłużej o tym myśleć
- Dzisiaj zacznie się jedno z zadań, o których wam wcześniej mówiłam – odezwała się Angeles. – Chłopcy wylosują karteczki, na których będą napisane imiona dziewczyn, przez co zostaną wybrane pary. W dwójkach wymyślicie układ, który przedstawicie na zajęciach – podeszła po szklane naczynie wypełnione skrawkami papieru.
Włoszka patrzyła, jak męska część jej klasy zajmuje się losowaniem. Od razu wiedziała, że Leon trafił na Violettę, Maxi na Natalię, Federico na Ludmilę, a Broduey na Camilę. Uśmiechy na ich twarzach mówiły same za siebie.
Dopiero po kilku, jakże długich, chwilach zrozumiała, że jedyną dziewczyną, jaka pozostała bez pary, była ona. Nie musiała być jasnowidzem, by wiedzieć, kogo wylosuje Marco.
- Można zmienić partnerkę? – ręka chłopaka wystrzeliła w górę.
Ciemnowłosa modliła się w myślach, by Angeles się nie zgodziła. Tak bardzo chciała wykonać z nim projekt. To był jedyny sposób, by mogła czegoś się o nim dowiedzieć.
- Przykro mi, ale nie – na twarzy nauczycielki pojawił się pokrzepiający uśmiech.
Włoszka miała ochotę piszczeć ze szczęścia, ale zważając na miejsce, w którym się znajdowała, pohamowała się.
Francesca
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że będę razem z Leonem – pisnęła Violetta. – Dzięki temu spędzimy razem jeszcze więcej czasu.
Nie słuchałam dalej, całkiem zatopiłam się we własnych myślach. Wyobrażałam sobie, jak będzie, gdy zacznę ćwiczyć z Marco. Wymyślałam przeróżne scenariusze. Od najlepszych, po najgorsze. Chciałam przygotować się na każdą (możliwość/ewentualność). Jednak zapomniałam o najważniejszym. Życie samo układa naszą historię. Nigdy nie będziemy mogli w pełni przygotować się na przyszłość. Nawet, jeśli wydaje nam się, że wiemy, co może się wydarzyć, mylimy się. Zawsze znajdzie się coś, czego nie przewidzieliśmy. Mała „niespodzianka” od losu, która będzie w stanie zniszczyć nasze plany i każe nam działać pod wpływem impulsu, bez żadnego przygotowania. Ale to nie jest nic złego. Tak właśnie się uczymy. Przyjmujemy wyzwania. Jeśli wyjdzie dobrze, cieszymy się, a jeśli źle, musimy pogodzić się z rzeczywistością. Na tym właśnie polega życie.
- Chłopak, z którym tańczysz, też nie jest taki zły – mrugnęła do mnie Castillo. – Wiesz, że nawet trochę przypomina mi „legendarnego” Marco? Twoje opisy były jak gdyby właśnie o nim – zaśmiała się.
- To nie on – odparłam pewnie. – Sam mi powiedział, że nie mogliśmy się wcześniej spotkać. A po drugie, ma całkiem inny charakter.
- Ludzie się zmieniają – odparła Camila.
- Jakby to był on, nie okłamałby mnie. Przecież nie miałby powodu. Po prostu wygląda podobnie i tak samo się nazywa, zwykły zbieg okoliczności.
- Skąd znasz jego imię? – spytały równocześnie.
- Wcześniej udało mi się trochę z nim porozmawiać – przekręciłam oczyma.
- Naprawdę wierzysz w takie „przypadki”? – dociekała Violetta. – Według mnie to twój malutki przyjaciel, ale nie chce się przyznać z jakiegoś powodu.
- Już mówiłam, że tamten Marco nigdy by mnie nie oszukał – ucięłam.
Zapewne dalej próbowałyby mi wpajać swoją rację, gdyby nie to, że pojawili się ich ukochani i zabrali je ze sobą. Czasem nawet ja mam szczęście.
Otworzyłam swoją szafkę i wyciągnęłam z niej strój na zajęcia z tańca. Chciałam udać się w stronę szatni, jednak Marco zaszedł mi drogę.
- Niestety spotkaliśmy się ponownie – zaczął.
- Przepraszam, teraz się spieszę. Jeśli chcesz, możemy porozmawiać potem – spróbowałam go ominąć, jednak mi na to nie pozwolił.
- Nie chcę, tylko muszę. Jedyne, czego chcę, to dowiedzieć się, kiedy zobaczymy się, żeby wymyślić układ – przybrał znudzony wyraz twarzy.
- Możesz dzisiaj po lekcjach? – spytałam.
- Dobrze. Przyjdź do mnie o szesnastej – odszedł, nie pozwalając mi nic więcej powiedzieć.
Nie miałam na myśli tego, aby spotykać się w jego domu. Chciałam, żebyśmy zostali trochę dłużej w szkole, ale on to źle odebrał. Cholera.
~*~
Czuła, jak trzęsą jej się ręce. Denerwowała się bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Uniosła dłoń i kilkakrotnie zapukała. Po chwili usłyszała, jak ktoś zbiega ze schodów i podbiega do drzwi, wpadając po drodze w każdy możliwy przedmiot. Nie musiała długo czekać, by zobaczyć twarz swojego sąsiada.
- Aż tak się spieszyłeś, żeby mnie zobaczyć? – zaśmiała się.
- M-myślałem, że to ktoś inny – burknął.
Zauważyła, jak na jego policzkach pojawiają się delikatne zaróżowienia. Rumienił się dokładnie tak samo, jak jej przyjaciel z dzieciństwa.
Nastolatek otworzył szerzej drzwi, zapraszając dziewczynę do środka.
Zaczął iść na górę, wskazując ruchem głowy, by szła za nim. Nie potrzebowała powtórek, od razu podążyła za Marco. Po drodze bacznie przyglądała się każdej mijanej rzeczy. Miała cichą nadzieję na to, że znajdzie coś, co zaprzeczy słowom chłopaka i pokaże jej, że tak naprawdę był jej przyjacielem.
- Masz pomysł na choreografię? – spytał, zapraszając ją do pokoju.
- Nawet kilka – szeroko się uśmiechnęła, wchodząc do pomieszczenia. – Mogę ci pokazać – spojrzała na niego.
- Byle szybko, nie mam wiele czasu – burknął.
Włoszka nie zwróciła uwagi na ton jego głosu i od razu zaczęła ujawniać swoje umiejętności taneczne. Każdy ruch, jaki wykonywała, był dokładnie przemyślany. Wszystkie zgrywały się w spójną całość. Dziewczyna wyglądała tak olśniewająco podczas tańcu, że chłopak nie mógł oderwać od niej oczu.
- Który wybierasz? – zwróciła się do niego, głęboko oddychając.
- Bez różnicy – odparł beznamiętnie.
- Oczekiwałam innej odpowiedzi – naburmuszyła się. – Mógłbyś chociaż trochę pochwalić mój trud.
- Nie mam zamiaru. Przyszłaś, aby ćwiczyć, a nie wysłuchiwać pochwał – przekręcił oczyma.
Francesca nabrała powietrza w policzki i usiadła obrażona na rogu łóżka. Mimo że nie spodziewała się innej odpowiedzi, poczuła się urażona. Tak bardzo się starała, by pokazać mu, że też się do czegoś nadaje, a on to najzwyczajniej zignorował. Idiota.
- Marco, możesz przyjść mi pomóc? – usłyszeli głos mężczyzny, dochodzący z dołu.
Ciało ciemnowłosej przeszedł dreszcz. To imię wciąż dziwnie na nią działało. Sprawiało, że chciała jednocześnie skakać z radości i utonąć w morzu łez. Napajało ją tyloma dobrymi, jak i złymi, emocjami.
- Zaraz wrócę – odezwał się brunet. – Niczego nie dotykaj – powiedział ostro.
Ostatnie zdanie brzmiało jak ostrzeżenie. Tak, jakby Marco bał się, że Francesca znajdzie coś w jego pokoju.
Jednak ciemnowłosa odebrała je jako rozkaz. Nienawidziła, gdy ktoś mówił jej, co ma robić, więc od razu wstała i zaczęła rozglądać się za czymś wartym uwagi. Wiedziała, że to niekulturalne z jej strony i nie powinna dotykać jego rzeczy, ale nie mogła się powstrzymać. Ciekawość wzięła nad nią władzę.
W pewnej chwili zauważyła kartonowe pudełko z napisem „Dzieciństwo”, znajdujące się na szycie szafy. W jej oczach momentalnie pojawiły się ogniki nadziei. Jeśli zobaczy, co jest w środku, w końcu przestanie wierzyć w to, że Marco jest jej najdroższym przyjacielem.
Szatynka uniosła się na palce i starała się ściągnąć karton, ale wciąż była zbyt niska. Rozejrzała się wokół, by znaleźć cokolwiek, co mogłoby dodać jej kilka centymetrów. Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, był niski stołeczek. Nie czekając dłużej, chwyciła go w dłonie i postawiła przed meblem.
Tym razem bez problemu sięgnęła po pudełko. Chwyciła rogi i pociągnęła w swoją stronę. Niestety, nie przewidziała tego, że zawartość może być tak ciężka. Zachwiała się, a po chwili runęła na ziemię, rozsypując wszystko, co znajdowało się w środku.
- Zawsze muszę coś popsuć – syknęła do siebie.
Na chwilę zamarła w bezruchu, by upewnić się, że nikt nie idzie w jej stronę, sprawdzić, co się stało. Odetchnęła dopiero po kilku minutach.
Nie czekając ani chwili dłużej, zaczęła przeglądać zawartość kartonu. Znalazła w nim wiele zapisanych zeszytów, do których nie miała zamiaru zaglądać. Może jest wścibska, ale bez przesady. Do czegoś takiego się nie posunie.
~*Francesca~*
Powoli traciłam nadzieję na odnalezienie czegokolwiek znaczącego. Może w końcu powinnam pogodzić się z tym, że to całkiem inny Marco, który najzwyczajniej mnie nienawidzi.
Ponownie stanęłam na stołek i odłożyłam pudełko na szczyt szafy. Rzuciłam się na łóżko, całkowicie zawiedziona.
W pewnej chwili zauważyłam zdjęcie, leżące na podłodze. Zapewne wypadło z kartonu, ale wcześniej go nie zobaczyłam.
Wzięłam fotografię w dłoń momentalnie i znieruchomiałam. Poczułam, jakby moje serce łamało się na pół. Nie musiałam długo czekać, by po twarzy zaczęły spływać mi strużki łez. Zaczęłam dławić się słonymi kropelkami, wylatującymi z moich oczu.
Czułam się okropne. W mojej głowie zaczęły pojawiać się miliony pytań. Dlaczego mnie okłamał? Co mu zrobiłam? Przez co mnie znienawidził?
Nagle w pokoju pojawił się Marco. Zobaczył, co trzymam w ręku i szybko do mnie podszedł, by wyrwać mi zdjęcie.
- Mówiłem, żebyś niczego nie dotykała! – krzyknął.
Jego głos jedynie powiększył mój ból. Chciałam powiedzieć mu tyle rzeczy, pragnęłam mu wszystko wygarnąć, ale nie mogłam. Coś ugrzęzło mi w gardle, nie pozwalając na wydobycie jakiegokolwiek dźwięku.
Nie byłam w stanie dłużej zostać w tym miejscu. Wyminęłam go bez słowa i wybiegłam na dwór, wciąż nie przestając płakać. Nie mogłam powstrzymać łez. Zadał mi najmocniejszy cios w serce. Wiedział, że było w jego władaniu. Wystarczył jeden nieostrożny ruch, by przerwał je na pół i sprawił, bym całkowicie się załamała.
Przetarłam oczy, jednak to na nic się nie stało. Łzy ciągle ciekły i nie miały zamiaru przestać. W końcu mogły się uwolnić. Wreszcie dałam upust emocjom, które skrywałam przez siedem lat. Ale teraz działały one ze wzmożoną siłą. Sprawiały jeszcze większy ból.
- Francesca! – usłyszałam głos chłopaka.
Nie odwróciłam się, nie byłam w stanie spojrzeć w jego twarz. Zaczęłam biec. Chciałam uciec od niego, od przeszłości, od miłości?
– Obiecuję, że kiedyś do ciebie wrócę i znowu będziemy nierozłączni.
- Ty cholerny kłamco! – krzyknęłam, nie mogąc dłużej się hamować.
W pewnej chwili poczułam, jak ktoś łapie mnie z całej siły za nadgarstek i odciąga do tyłu. Po chwili przed moimi oczyma przejechał rozpędzony samochód. Było blisko…
Odwróciłam się i zobaczyłam tego, od którego pragnęłam uciec.
- Puść mnie – szepnęłam.
- Nie – odparł stanowczo.
- Zostaw mnie w spokoju, rozumiesz?! – krzyknęłam. – Nie chcę cię znać! Nie po tym, co mi zrobiłeś!
- Sama chciałaś, żebym zapomniało o tobie i naszej „przyjaźni” – prychnął.
- Świetnie – zaśmiałam się gorzko. – Teraz zrzuć wszystko na mnie. Nienawidzę cię – syknęłam.
- Nie mów, że nie pamiętasz o liście, który mi wysłałaś – powiedział z ironią.
Zaczęłam dokładnie przeszukiwać zakątki mojej pamięci, by przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek mu coś napisałam. Jednak byłam prawie pewna, że nigdy tego nie zrobiłam. Przecież nawet nie znałam jego adresu.
- Może pokażesz mi to, co ci „wysłałam”? – spytałam coraz bardziej zdenerwowana.
Smutek z każdą chwilą przeradzał się w coraz większą złość. Nie dość, że zawinił, chce zrzucić wszystko na mnie. Cholerny idiota.
Patrzyłam, jak sięga do tylnej kieszenie spodni i wyciąga skrawek papieru, a następnie podaje mi.
Pierwszym, co zobaczyłam po otworzeniu kartki było pismo całkiem odmienne od mojego.
Drogi Marco!
Piszę do Ciebie, ponieważ muszę powiedzieć Ci o czymś bardzo ważnym.
Wydaje mi się, że powinniśmy zakończyć naszą przyjaźń. To już nie ma sensu. Mieszkamy zbyt daleko od siebie.
Po drugie, nie chcę Cię dłużej znać. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak okropnym przyjacielem byłeś. Nigdy nie dorównywałeś do dziewczyn. Przez Ciebie straciłam z nimi kontakt. Jak teraz tak o tym myślę, to zaczynam Cię nienawidzić.
Zagrajmy w grę, dobrze? Jeśli kiedykolwiek spotkasz mnie ponownie, nie odzywaj się do mnie. Udawaj, że nigdy się nie poznaliśmy. Stań się nieznajomym.
Jednak mam nadzieję, że już nigdy się nie zobaczymy.
Fran.
Poczułam, jak do oczu cisną mi się kolejny łzy. Nie wiem, kto napisał takie brednie, ale nienawidzę tej osoby. Przez nią straciłam Marco. Ten ktoś jest winny całemu złu, jakie mi się przydarzyło.
- Naprawdę myślisz, że mogłabym coś takiego napisać? – spojrzałam prosto w jego oczy.
- Nie wiem. Wszystko wskazuje na to, że jednak tak – odparł bez krzty uczucia.
Schowałam twarz w dłonie i zaniosłam się głośnym płaczem. Był moim przyjacielem. Cholernym przyjacielem na całe życie. Mimo to uwierzył we wszystkie kłamstwa, które ktoś napisał w tym liście. Nawet nie dał mi szansy na wyjaśnienie, nie chciał mnie słuchać, sam wysnuł wnioski. Jestem pewna, że nie zastanawiał się nad tym, kto wysłał kartkę. Najważniejsze, że było podpisane „Francesca”, reszta się nie liczy.
- Jesteś największym idiotą, jakiego kiedykolwiek poznałam – popatrzyłam na niego oczyma pełnymi łez. – Nigdy nie napisałabym czegoś takiego. Byłeś moim najdroższym przyjacielem. Kochałam cię z całego serca. Przez wszystkie lata zastanawiałam się, czy wciąż o mnie pamiętasz, martwiłam się o ciebie, jak głupia. A ty po prostu mnie nienawidziłeś – powiedziałam na jednym wdechu. – Zresztą, po co ci się tłumaczę, skoro i tak nie uwierzysz – pokręciłam głową.
Wstałam i odeszłam, zostawiając go sam na sam z myślami.
~*~
Marco sam nie wiedział, co ma myśleć. Przez cały ten czas żył w przekonaniu, że Francesca go odrzuciła, ale teraz w jego głowie pojawiły się miliony wątpliwości. Kiedyś znał ją bardzo dobrze i wiedział, że nigdy nie kłamała. Zawsze mówiła prawdę. Nawet wtedy, gdy mogło to zaboleć.
Ale po co wysyłałaby ten list?
Nagle wstrzymał oddech. Dopiero teraz zrozumiał, jakim był idiotą.
Wierzył w coś, co wmówił sobie jako dziecko. Uważał, że Włoszka była za wszystko odpowiedzialna, zrzucał na nią całą winę. A to on był jedynym, który zniszczył ich przyjaźń. Jakby nie uwierzył w słowa zawarte w liście, nie zakończyłby ich doskonałej znajomości.
Gdyby tylko wcześniej zrozumiał, że ona nie musiała tego wysłać…
Schował twarz w dłonie, zawiedzony swoją postawą.
Chciałby wszystko naprawić, ale było już za późno. Fran zdążyła znienawidzić go z całego serca.
A on zrozumiał, że ją kocha. Gdy byli dziećmi, nie wiedzieli, co to „miłość”, więc nie mogli się nią darzyć. Ale teraz, gdy są prawie dorośli, doskonale znają to uczucie. Szkoda, że zauważyli je tak późno.
Francesca leżała na łóżku i wypłakiwała łzy w poduszkę. Nie miała na nic siły. Najchętniej zniknęłaby z tego świata. Tak byłoby najlepiej, prawda?
W pewnej chwili usłyszała dzwonek telefonu. Niechętnie się podniosła i sięgnęła po komórkę.
- Słucham? – spytała zachrypniętym głosem.
- Płakałaś? – odezwała się Violettta.
To było raczej twierdzenie, niż pytanie. Castillo znała Włoszkę tak dobrze, jak samą siebie. Nie musiała być obok niej, by wiedzieć, jak się czuje.
- Zaraz u ciebie będę – oznajmiła, nie dając czasu na sprzeciw.
Ciemnowłosa mimowolnie się uśmiechnęła. Miała wielkie szczęście przyjaźnić się z Violettą.
W tym samym czasie Marco zadręczał się myślami. Nie wiedział, co może zrobić, by jego ukochana mu wybaczyła. Znał ją i zdawał sobie sprawę z tego, jak delikatną osobą była. Wystarczył jeden nieostrożny ruch, by odebrać jej całą radość z życia.
Jednak najbardziej żałował tego, że nie odważył się wcześniej wrócić do Buenos Aires i wszystkiego wyjaśnić. Miał tyle okazji, by się tutaj pojawić, ale wolał siedzieć w Madrycie i zachowywać się jak obrażony dzieciak.
Stracił tak wiele czasu, który mógłby być przeznaczony dla Francesci. Nawet teraz nie robi niczego, by chociaż spróbować naprawić swoje błędy.
Nie ma nawet jednego cholernego pomysłu. Nie wie, kto może mu pomóc, nie zna żadnego przyjaciela Włoszki.
Usłyszała pukanie do swojego pokoju. Nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ Violetta od razu wkroczyła do środka. Nie czekała ani chwili, od razu podeszła do niej i uścisnęła ją z całych sił.
Brunetka nie pytała przyjaciółki, jak się czuje. Doskonale znała jej ból. Wiedziała, jak jest być okłamywanym przez bliską osobę.
- Wybaczysz mu? – spytała w końcu.
- Nie wiem – pokręciła głową. – Jakby tylko mnie okłamał, dałabym mu drugą szansę. Ale to nie wszystko. On przez wszystkie lata myślał, że nie chcę się z nim przyjaźnić, bo ktoś wysłał mu list i podpisał moim imieniem. Najbardziej boli mnie to, że we mnie zwątpił. Nie potrafił mi zaufać, mimo że wiedział, że zawsze dotrzymuję danego słowa.
- Zgadzam się z tobą, postąpił źle. Bardzo źle – Violetta spojrzała na nią. – Ale każdy zasługuje na wybaczenie. Postaw się na jego miejscu. Jakbyś otrzymała od niego wiadomość o zakończeniu znajomości, wściekłabyś się, prawda?
- Nie – odparła dosadnie. – Wciąż bym w niego wierzyła.
- Zastanów się – Castillo uśmiechnęła się delikatnie. – Tak poza tym, wiesz, kto mógł wysłać ten list?
- Nie mam pojęci…
Francesca otworzyła szeroko oczy. Dopiero teraz przypomniały jej się słowa największego wroga z dzieciństwa. Gdy słyszała je pierwszy raz, nie wiedziała, o co chodzi dziewczynie, ale teraz to ma sens.
- Wątpię, aby Marco chciał cię kiedykolwiek więcej zobaczyć – powiedziała ze zwycięskim uśmiechem.
- Nie obchodzi mnie to, co myślisz – szatynka przekręciła oczyma. – On nie jest przyjacielem „na pokaz”. Nigdy mnie nie odrzuci.
Francesca
- To Matylda! – krzyknęłam.
- Skoro wiesz, kto jest za to odpowiedzialny, idź i powiedz to swojemu ukochanemu – zachęciła mnie Violetta.
- Nie kocham go! – obruszyłam się.
Poczułam, jak na moich policzkach pojawia się rumieniec. Jeśli mam być szczera, sama nie wiedziałam, co do niego czuję. Kiedyś myślałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale teraz, kiedy ponownie go spotkałam, zaczął mi się podobać.
Jednak to uczucie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. A przynajmniej mam taką nadzieję…
Przecież nie byłoby jakichkolwiek szans na związek pomiędzy naszą dwójką. Marco zawsze traktował mnie jak przyjaciółkę. Teraz nie wiem, za kogo mnie uważa i mało mnie to obchodzi. Chyba…
- Właśnie widać – zaśmiała się. – Fran, nie umiesz kłamać.
- Teraz to nie ma znaczenia - ucięłam.
Nie chciałam dłużej o tym rozmawiać. Samo rozpoczęcie tematu o Marco powodowało smutek, a tym bardziej kwestia moich uczuć względem niego. Nie chcę wiedzieć, czy go kocham. Jeśli tak, zrobię wszystko, by uciec od tej miłości. Nie potrzebuję jej. Nie teraz.
- Jeżeli ty z nim nie porozmawiasz, ja to zrobię – przybrała poważny wyraz twarzy.
- Nie! – krzyknęłam. – Nie zrobiłabyś mi tego, prawda? – spojrzałam na nią z nadzieją w oczach.
- Ktoś musi w końcu zakończyć wasze cierpienie spowodowane rozłąką.
- Po czyjej stronie jesteś? – spytałam zrozpaczona.
- Po stronie miłości – uniosła kąciki ust. – A skoro o niej mowa, Leon na pewne pomoże mi z tobą i Marco.
Opadłam na łóżko i przycisnęłam poduszkę do twarzy. Nie chcę takiej „pomocy”. To moje życie. Nikt inny nie powinien wymuszać na mnie decyzji. Zwłaszcza nie moi przyjaciele, którzy powinni zrozumieć to, że poradzę sobie sama.
- Nie zrobisz tego – odparłam krótko.
- Chcesz się przekonać? – zaśmiała się.
Uniosłam się do pozycji siedzącej i dokładnie zilustrowałam ją wzrokiem. Wyglądała, jakby mówiła całkowicie poważnie, co wcale mnie nie uspokajało.
- Brak odpowiedzi jest równoznaczny ze zgodą – wstała i ruszyła w stronę drzwi. – Jeśli wszystko dobrze pójdzie, jutro będziecie parą – szeroko się uśmiechnęła, a następnie wybiegła z pomieszczenia.
- Violetta, nie! – krzyknęłam za nią.
Gwałtownie zerwałam się z łóżka. Nie pozwolę jej z nim porozmawiać. Jeśli mam wybierać, wolę sama mu o wszystkim powiedzieć. Obym zdążyła przed Castillo…
*dzień później*
Francesce, mimo usilnych starań, nie udało się znaleźć Marco. Nie ukrywała, że była z tego powodu zadowolona. Nie musiała przeprowadzać kolejnej trudnej rozmowy, podczas której zapewne ponownie by się rozkleiła.
Sama się sobie dziwiła, ale wcześniejsza rozpacz szybko jej przeszła. Nawet zaczęła robić sobie wyrzuty sumienia. Uważała, że nie powinna tak naskakiwać na chłopaka, że zasługuje na drugą szansę, tak, jak mówiła Violetta. Jednak jedna, malutka część jej serca krzyczała, by oddaliła się od niego i zapomniała o nim na zawsze. Nie wiedziała czemu, ale skłaniała się ku temu pojedynczemu odłamkowi.
Może wolała wybrać ucieczkę przez strach? Bała się, że Marco może ponownie ją skrzywdzić. Że znów poczuje się jak najgorsza osoba na świecie przez chłopaka, który tak wiele dla niej znaczy.
Wiedziała, że to jest złe. Zdawała sobie sprawę z tego, że powinna wyjść naprzeciw niedogodnościom losu i spróbować odnowić swoje relacje z brunetem. Ale miała w sobie zbyt mało odwagi, by ruszyć chociażby o krok.
Bała się bólu, rozpaczy, samotności. Na tym świecie było tak wiele rzeczy, które napawały ją strachem. Wiele razy z nimi walczyła. O dziwo zawsze udawało jej się wygrać. Więc dlaczego teraz by nie spróbować?
Gwałtownie pokręciła głową.
Teraz ma do czynienia z czymś o wiele ważniejszym. Woli zachować dystans między nią a Marco, niż stracić go na zawsze przez kilka niepotrzebnych słów.
Szkoda, że nie udało jej się dostrzec tego, że nie robiąc niczego, jedynie powiększa dystans między nimi.
Marco zastanawiał się, co może zrobić, by Francesca mu wybaczyła. Wiedział, że nie podda się bez walki i dokona nawet niemożliwego, aby znów byli przyjaciółmi albo kimś więcej. Stracił tyle lat, nie chce marnować więcej czasu.
Wstał, z zamiarem odnalezienia Włoszki, jednak ktoś w niego wpadł. Tą osobą okazała się niska dziewczyna z brązowymi, lekko kręconymi włosami.
- Przepra… - urwała i spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczyma. – To ty jesteś Marco? – na jej twarz momentalnie wstąpił uśmiech.
- Tak – zwęził powieki. – A ty to..?
- Violetta – wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka. – Jestem przyjaciółką Francesci.
Marco poczuł, jak jego serce zaczyna wybijać szybszy rytm. Ona jest jego jedyną nadzieją. Tylko z jej pomocą może ponownie zbliżyć się do swojej ukochanej.
- Wyświadczysz mi przysługę? – popatrzył na nią z nadzieją w oczach.
- Jeśli dotyczy ona Fran, nie ma problemu – uniosła kąciki ust.
- Zorganizujesz nam spotkanie?
*Francesca*
Siedziałam na ławce w parku i czekałam, aż Violetta raczy się pojawić. Napisała do mnie, abyśmy się spotkały, bo ma mi coś ważnego do powiedzenia, a spóźnia się już całe pół godziny. Obiecuję, że jak tylko się pojawi, nie pozostawię tego bez słowa.
W pewnej chwili poczułam, jak ktoś zasłania mi oczy dłońmi.
- Violetta, to nie jest zabawne – warknęłam. – Po drugie, wiesz, ile się spóźniłaś? Wydaje mi się, że czas kupić zegarek – prychnęłam.
- Nie jestem Violettą – usłyszałam melodyjny, dobrze znany mi głos.
Gwałtownie zerwałam się z miejsca i rzuciłam przerażone spojrzenie osobie, która jeszcze chwilę temu znajdowała się za mną.
- M-Marco?! – ledwo wydusiłam jego imię.
Z trudem łapałam oddech. Jeśli tylko byłabym w stanie, uciekłabym.
- Musimy porozmawiać – usiadł na ławce i wskazał ruchem głowy, bym zajęła miejsce obok.
W tej chwili w mojej głowie rozgrywała się walka pomiędzy sercem, a rozumem. Z jednej strony chciałam zostać i wysłuchać, co ma mi do powiedzenia. Pragnęłam wybaczyć mu wszystko i odnowić więzi, jakie kiedyś nas łączyły. A z drugiej nie mogłam zapomnieć tego, jak mnie potraktował. Im ktoś jest dla ciebie ważniejszy, tym mocniej może cię zranić. Nawet banalną czynnością..
W końcu wybrałam pierwszą opcję. Nie byłam pewna swojej decyzji, ale wydawało mi się, że tak będzie lepiej. „Każdy zasługuje na drugą szansę”.
Dosiadłam się do chłopaka i spojrzałam na niego wyczekująco.
- Przepraszam – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Twoim zdaniem to było na tyle ważne, bym wyszła wcześniej ze szkoły, narażając się na wściekłość Gregorio? – zwężyłam powieki. – Myślałam, że powiesz mi coś innego – dodałam z niekrytym zawodem.
- Na przykład „kocham cię”? – spytał.
Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Uchyliłam wargi, lecz nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa.
- To chciałaś usłyszeć? – uniósł kąciki ust.
- Po prostu myślałam, że powiesz więcej, niż jedno słowo – wyminęłam odpowiedź.
Spuściłam głowę i wbiłam wzrok w ziemię. Robiłam wszystko, bym nie musiała na niego patrzeć. Nie chciałam, by zobaczył moje zaróżowione policzki i drżące wargi.
- Wedle życzenia – ułożył swoje dłonie na moich. – Przepraszam za to, że w ciebie zwątpiłem. Powinienem ufać ci ponad wszystko i wiedzieć, że nie napisałabyś czegoś takiego. Zachowałem się, jak idiota i zdaję sobie z tego sprawę. Chciałbym móc cofnąć czas i naprawić błędy, ale to jest niemożliwe. Dlatego pozwól mi stworzyć szczęśliwą przyszłość i wybacz mi, Francesco – uniósł mój podbródek, zmuszając mnie do patrzenia mu prosto w oczy.
- Niech będzie – zaśmiałam się. – Twoje grzechy zostały zapomniane – przybrałam oficjalny ton.
Tym razem nie potrzebowałam ani chwili namysłu. Wreszcie zrozumiałam, że nie warto rozpamiętywać przeszłości. Trzeba żyć teraźniejszością i nie martwić się tym, co będzie dalej. Robić to, na co ma się ochotę, co sprawi, że chociaż na chwilę poczujemy szczęście.
- Dziękuję – przycisnął mnie do siebie.
Poczułam, jak całe moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze.
Wtuliłam się mocniej w jego tors i zaciągnęłam zapachem jego perfum. Teraz już wiem, dlaczego nie byłam w stanie zapomnieć go mimo upływu tak długiego czasu. Chłopaka takiego, jak on najzwyczajniej nie da się wymazać z pamięci.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – szepnął.
Moje serce ponownie się zatrzymało. Myślałam, że puści to w niepamięć i nie będzie przejmował się brakiem odzewu. Dlaczego zawsze musiał być tak cholernie ciekawy?
- Jakie? – zaśmiałam się nerwowo, delikatnie odsuwając się od niego.
- Chciałabyś usłyszeć, że cię kocham? – spojrzał prosto w moje oczy.
- Nawet jeśli, to nie ma znaczenia, bo teraz jesteśmy przyjaciółmi – przygryzłam dolną wargę i opuściłam głowę.
- Według mnie nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy byli kimś więcej – zbliżył swoją twarz do mojej.
Nie zdążyłam nawet nic odpowiedzieć, ponieważ Marco złączył nasze wargi. Czułam, jak całe moje ciało wypełnia ciepło. Brunet poruszał delikatnie ustami, jednak to wystarczyło, bym znalazła się w stanie największego szczęścia. Nigdy wcześniej nie doznałam czegoś takiego. To było jak najpiękniejszy sen. Nie chciałam, by ta chwila kiedykolwiek dobiegła końca. Niestety, wszystkie najlepsze momenty trwają krótko..
Dopiero po oderwaniu się, zdałam sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znajduję. Chłopak czeka na odpowiedź. Wszystko byłoby dobrze, gdybym tylko ją znała. Mimo tak wspaniałego pocałunku, nie jestem pewna, co powinnam zrobić. Chcę stać się jego dziewczyną, to moje największe marzenie. Ale boje się tego, że jeśli nam nie wyjdzie, oddalimy się od siebie. Cholera, Fran, zacznij robić to, na co masz ochotę.
- Udzielisz mi wreszcie odpowiedzi? – spojrzał na mnie wyczekująco.
- Tak – poparzyłam na niego. – Chciałam usłyszeć te słowa z twych ust – uniosłam kąciki ust.
Zobaczyłam, jak na jego twarz wstępuje szeroki uśmiech. Chwilę potem Marco wziął mnie w objęcia i kilkukrotnie okręcił wokół własnej osi.
- Czyli teraz oficjalnie jesteśmy parą? – spytał, stawiając mnie na ziemi.
- Na to wygląda – poczułam, jak całą moją twarz wypełnia rumieniec.
- Od teraz zawsze będziemy razem.
Jego słowa zabrzmiały jak przysięga. Mam nadzieję, że nigdy jej nie złamie.
Przymknęłam powieki i uniosłam się na place, by dostać do jego ust. Po chwili złączyłam nasze wargi w namiętnym pocałunku.
*6 lat później*
- Vilu, chodź tu szybko, proszę – zawołałam przyjaciółkę.
Za niecałe dziesięć minut biorę ślub z najwspanialszym chłopakiem na świecie. Wszystko byłoby świetnie gdyby nie to, że cały czas napotykam trudności. Najpierw włosy nie chciały się układać, a teraz ten cholerny suwak się zaciął.
- Przestań tak się wszystkim przejmować – weszła do pomieszczenia. – Nieważne, jak wyjdzie ceremonia. Ty i Marco jesteście NAJWAŻNIEJSI.
- I mówi to ktoś, kto jeszcze dwa miesiące temu prawie wywrócił świat, by było idealnie – prychnęłam.
Pamiętam, jak Violetta denerwowała się przed swoim ślubem z Leonem. Pragnęła, aby nikt nigdy nie zapomniał tego wydarzenia. Jestem pewna, że jej się udało. Ceremonia była naprawdę piękna. Jednak nic nie udałoby się, gdyby nie wielka miłość pomiędzy tą dwójką.
- Już nie mogę się doczekać, aż zobaczę minę Marco, gdy ujrzy cię w tej sukni – zaśmiała się brunetka. – Mam nadzieję, że nie zemdleje przed ołtarzem.
Rzuciłam jej oburzone spojrzenie.
- Uważaj, żebyś nie upadła, gdy będziesz niosła obrączki – prychnęłam. – A, zapomniałam, przecież będzie tu twój książę, który zawsze się ochroni – uniosłam oczy do góry.
Violetta zapewne chciała się odgryźć, jednak nie zdążyła, ponieważ do pomieszczenia wparował Leon.
- Właśnie o tobie mówiłyśmy – zaśmiałam się.
- Nieważne, chodźcie już, zaraz się zaczyna. Chyba nie chcesz spóźnić się na własny ślub – mrugnął do mnie.
Burknęłam pod nosem kilka obelg w imieniu męża Violetty, a następnie udałam się na miejsce, z którego wejdę do kościoła.
Wciąż nie dociera do mnie to, że za kilka minut spełnię moje największe marzenie i zostanę żoną Marco. To jest tak piękne, że wydaje mi się cudownym snem.
- Fran, jesteś gotowa? – spytał mój ojciec.
Nie byłam w stanie wymówić ani jednego słowa, więc jedynie kiwnęłam głową. Chwilę potem wchodziłam do kościoła u boku taty. Czułam na sobie oczy wszystkich zebranych. Mimo że każdy był moim przyjacielem, byłam dziwnie zdenerwowana.
W końcu doszłam do ołtarza. Spojrzałam na twarz Marco i od razu odzyskałam wcześniejszą pewność siebie. Jego uśmiech dodał mi sił, sprawił, że wszystkie negatywne emocji wyprawowały.
Przez cały czas nie słuchałam słów księdza, jedynie powtarzałam wyuczoną formułkę. Nie to, co mówimy było najważniejsze. Nasza miłość nas tutaj zaprowadziła. Ona sprawiła, że zdecydowaliśmy się na sformalizowanie naszych uczuć.
- Możesz pocałować pannę młodą – w końcu dotarł do mnie głos kapłana.
Marco nie czekał ani chwili. Tuż po usłyszeniu słów, na które czekał przez cały czas, zbliżył się do mnie i złożył swoje wargi na moich, jednocześnie czyniąc mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Od dzisiaj na zawsze.
Wspaniały!!
OdpowiedzUsuńNajlepszy :D chce wiecej tej autorki i twoich i wielu wielu innych :3
OdpowiedzUsuńŚwietny!❤️
OdpowiedzUsuńCudo !!!
OdpowiedzUsuńZasługuje na pierwsze miejsce :)
Wspaniały ♡
OdpowiedzUsuń