sobota, 31 października 2015

One Part Leonetta "Randka w ciemno" cz.1

Wracam z pierwszą częścią One Parta.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Obiecuję, że niedługo wrócę, a tymczasem zapraszam do
Przeczytania Parta poniżej :*


DZIĘKUJĘ, ZA PONAD 200.000 WYŚWIETLEŃ!


- Halo? Lu, co ty chcesz ode mnie o godzinie... - przerwałam aby spojrzeć na zegarek - siódmej w sobotę? - zapytałam zaspana no i... trochę zła, bo miałam naprawdę fajny sen.
- Nie uwierzysz! - zaczęła piszczeć, co powoduje, że telefon oddalam trochę od ucha.
- Co się stało? Umówiłaś się z Timberlake'm na randkę? - śmieję się.
- Prawie! - znowu piszczy - Tyle, że ciebie!
- Co? - mój głos jest poważny. Jestem na nią zła, nienawidzę randek w ciemno, a szczególnie tych, na których jestem właśnie dzięki niej - Lu! - krzyczę, przerywając tym jej entuzjazm - Mówiłam ci już z milion razy, że nie masz mnie umawiać na żadną randkę.
- Daj spokój, tym razem to co innego!
- Co innego? - powtórzyłam jej słowa - To samo mówiłaś miesiąc temu, a wylądowałam na kolacji z rozwodnikiem po czterdziestce z trójką dzieci.
- Violetta daj spokój.
- O nie Lu, ja jeszcze nie skończyłam. A pamiętasz może jak umówiłaś mnie z Danielem co wyszedł z więzienia? Albo pamiętasz pana "Jem samą kiełbasę"? Albo Damiana, który na pierwszej randce mi się oświadczył?
- Tak - zaczęła się śmiać.
- Lu, to nie było śmieszne - powiedziała poważnie, lecz to nie przyniosło rezultatu.
- Dla ciebie nie było, Dla mnie było, nieważne. Tym razem wiem z kim cię umówiłam.
- Wtedy też tak mówiłaś - wtrąciłam się.
- Znam go, jest przystojny, wysportowany, kulturalny... Ideał!
- To czemu ty się z nim nie pójdziesz na randkę? - zapytałam zdziwiona.
- Bo to mój kuzyn - zaśmiała się, a ja westchnęłam - Zrób to dla mnie - prosiła - Zaufaj mi, chociaż raz. A jeżeli on ci się nie spodoba, to będziesz starą babą z kotami - powiedziała na co się cicho zaśmiałam.
- Dobra, ale to ostatni raz - mówię z powagą - Ostatni - powtarzam.
- Okej! - piszczy - A więc będzie na ciebie czekał o osiemnastej w naszej ulubionej kafejce - powiedziała.
- Skąd będę wiedziała, że to on?
- Jak zauważysz przystojnego faceta, to idź do niego -powiedziała na co ja przewróciłam oczami.
- Okej Lu, kończę. Będę musiała jeszcze iść kupić coś, abym mogła dobrze wyglądać.
- Tylko wieczorem masz mi wszystko opowiedzieć!
- Dobrze, paa - rozłączyłam się i położyłam telefon na szafkę nocną.

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 20 "Zakochałam się"

Rozdział dedykowany dla tych, co nie chcą, aby Juliet umarła <3 



Leon siedzi w sali Juliet już dobre pół godziny. Nie wiem co on tam robi, ale... Mają dużo spraw do wyjaśnienia. Bardzo dużo.
Nagle przy sali dziewczyny pojawia się lekarz. Naciska klamkę i wchodzi do środka.
- Panie Verdas... Miała być minuta, nie trzydzieści - karci chłopaka.
- No tak, ale... - słyszę głos Leona.
- Żadne ale, proszę wyjść - wyprasza go. Już po chwili z sali wychodzi lekko zasmucony szatyn.
- Serio minęło pół godziny? - pyta.
Przytakuję, a on siada na krześle obok mnie.
- I jak?
- Ehh, mówi, że czuje się fatalnie, ale da sobie radę. No i... Pogodziliśmy się.
- Na prawdę? - uśmiecham się delikatnie.
- Tak - odwzajemnia uśmiech. - Oddałem jej pierścionek - patrzy na mnie.
- To dobrze...
Kiwa delikatnie głową i odwraca wzrok. Spogląda na drzwi.
- Nadal się o nią martwię.
- Wiem Leon, wiem.
Kładę dłoń na jego dłoni. Jest zimna. Widzę, że strasznie się o nią boi. Ponownie odwraca głowę w moją stronę a ja, patrzę mu prosto w oczy. Widzę w nich iskierkę nadziei.
- Mam głupie pytanie... - drapie się po głowie, tym samym zabierając swoją rękę. Patrzę na niego wyczekująco - Przytulisz mnie? - Posyłam mu jeden z moich życzliwych uśmiechów i oplatam go swoimi ramionami, a on wtula się we mnie.
- Ale teraz będzie już tylko lepiej - przekonuję go, gładząc po plecach.
- Tak myślisz?
- Tak, tak myślę.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 19 "Boje się każdej kolejnej sekundy"

Rozdział dedykowany Natashy Comello 



- Leon... Spokojnie... - Mówię po chwili. 
- Jak ja mam być spokojny, kiedy dowiaduje się, że moja dziewczyna jest w ciąży i walczy o życie?! - Ponownie go przytulam. Czuję, że trochę się uspokaja, ja zresztą też. Teraz nie mogę panikować, muszę pomóc Leonowi, Juliet to całe jego życie, on nie może być złej myśli.
- Jest naprawdę dużo kobiet, które były w szpitalu, podczas ciąży i przeżyły - mówię po chwili. 
- Jest też dużo kobiet, które w szpitalu umarły, gdy były w ciąży - mówi zdenerwowany. Wzdycham.
- Leon, proszę cię... 
- A ty byś była spokojna na moim miejscu? 
- Wierzyłabym, że było by dobrze. 
- Ale to nie wystarczy. Myślisz, że ludzie w szpitalach umierają, bo ktoś nie wierzył w to, że przeżyją? Boje się tego co się dzieję, boje się zaakceptować prawdy. Boje się każdej kolejnej sekundy, minuty, godziny, doby... Boje się, że w każdej chwili może podejść do mnie lekarz i powiedzieć, że ona nie żyje, że mogę dostać telefon z taką informacją.

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 18 "Pani Rose..."

Rozdział dedykowany Ewie Naxi

Siedzę na korytarzu razem z Leonem przed salą Juliet. Nie wiemy co z nią, lekarze i pielęgniarki kręcą się w te i we wte, ale nikt nie raczy nas poinformować co z blondynką. Widzę po Leonie, że się o denerwuje. Jego ręce cały czas uderzają o metalową część krzesła, unika mojego spojrzenia, a jego oddech jest nierówny.
- Będzie dobrze - Mówię, aby on choć trochę się uspokoił. Kładę dłoń na jego ramieniu, a on na mnie spogląda.  
- To wszystko przeze mnie - Zaczyna po chwili. 
- Obwinianie się o to, to najgorsze co możesz teraz robić - przerywam mu. 
- Ja tylko stwierdzam fakty - wzdycha - Mogłem się nią zajmować, być przy niej, nie doszło by do tego.
- Przestań - Patrzy na mnie więc kontynuuję - Nie mów i nie myśl tak... Czasu i tak nie cofniesz, poza tym nikt nam nie powiedział, że jej stan jest poważny, może to tylko przemęczenie, była osłabiona i wszystko będzie dobrze... Bądź dobrej myśli - pocieszam go. 
- A co jeżeli... 
- Leon... Przestań.
- Nie boisz się o nią? - pyta po chwili. 
- Boję, ale co to nam da, gdy będziemy panikować? Trzeba myśleć racjonalnie. Wiele osób jest w szpitalu i żyje. Nie denerwuj się, proszę - chwytam jego dłoń, a on wzdycha. 
- Masz rację - odzywa się po chwili.

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 17 "Dzwoń na pogotowie"

Rozdział dedykowany każdemu misiowi, który skomentował 16 :* 



- Juliet to nie tak jak myślisz- mówię i podchodzę do niej.
- A więc to prawda, tak?
- Daj mi to wytłumaczyć... - Podchodzi do niej i chwyta za dłoń. Ona jednak wyrywa ją i siada na kanapie. Po jej policzkach spływają łzy, a jej dłonie się trzęsą. Nie wiem czy z zimna, czy z przerażenia. Siadam obok niej i otulam ją kocem. Patrzy na swoją dłoń i zaczyna powoli zdejmować pierścionek zaręczynowy.  Boże, Juliet przepraszam. Ty nie miałaś o tym wiedzieć.
- Zostawisz nas same? - patrzę na Leona, a on jedynie kiwa głową - Juliet... - szepczę.
- Jesteś wspaniałą przyjaciółką - mówi. Patrzę na nią niezrozumiale. Myślałam, że zacznie się na mnie wydzierać, wyzywać, a ona mówi mi, że jestem wspaniałą przyjaciółką - On cię zranił, pewnie go nienawidziłaś... Ale nie chciałaś abym wiedziała, chciałaś mojego szczęścia... Dziękuję ci - Przytula się do mnie.
- On się zmienił - szepczę
- Violetta ja z nim nie chcę być.
- Kochasz go. Planowaliście ślub... Juliet, nie pozwól mu odejść. Wiem, zranił cię tym, ale jestem pewna, że tego żałuje.
- Zranił ciebie, mógł tak potraktować jeszcze wiele kobiet... Nie chcę żyć z takim mężczyzną.
- Nie myśl tak. Juliet proszę... Zastanów się nad tym... On cię naprawdę kocha. Wiele kobiet marzy o takim chłopaku, a ty masz to szczęście. Masz go. On pokochał właśnie ciebie. Każdy popełnia błędy, spróbuj mu wybaczyć. Proszę, zrób to dla mnie...
- Czemu go bronisz? Przecież cię zranił.
- Wiem, ale to było dawno. Wiem, że ciebie kocha. Wiem, że żałuje. Cały czas traktowałam go źle, ale teraz gdy spojrzałam w jego oczy widziałam tam miłość. Bezgraniczną miłość, właśnie do ciebie.
- Zakochałam się w Leonie, który był ideałem...
- Nie ma ideałów, ale jemu naprawdę mało do niego brakuję. Nie pozwól, aby ten jeden błąd z przeszłości was skreślił.
- Ja potrafię zaakceptować wiele wad. Ale on mnie zdradził.
- Gdyby cię nie kochał, nie oświadczałby ci się, poszedł by do innej, ale tego nie zrobił. Wiem, że cie kocha i wiem, że ty kochasz go. I Rozumiem cię, twój ból, ale zastanów się nad tym, przypomnij sobie waszą pierwszą randkę, wasz pierwszy pocałunek, wasze zaręczyny... Chcesz to wszystko zostawić? Skończyć historię, która dopiero się rozpoczyna?
- Zastanowię się nad tym. Obiecuję. Ale daj mi czas. Potrzebuję go teraz najbardziej - mówi po czym trze z policzków łzy i kładzie się na kanapie. Siedziałam obok niej dopóki nie zasnęła.

wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 16 "To nie miało tak wyglądać..."

Wybaczcie, że tak długo czekaliście.


- Emm... Juliet - wzdycham. - Ja serio nie wiem, czy powinnam.
- Jeśli nie chcesz, to spoko, znajdę kogoś innego. Po prostu... Bardzo cię polubiłam, i fajnie by było gdybyś się zgodziła - mówi. - Ale nic na siłę.
- Zastanowię się jeszcze, okej?
Na jej twarzy pojawia się uśmiech.
- Jasne, dziękuję - przytula mnie.
Patrzę kontem oka na zegarek.
- Kurcze, jest już dosyć późno - odrywam, się od Juliet. - Wybacz, ale muszę już iść.
- Okej, rozumiem - wzdycha.
- Kiedy Leon wróci? - patrzę na nią zmartwiona.
- Szczerze to nie mam pojęcia, ale zaraz do niego zadzwonię - mówi.
Wyciąga telefon a po chwili przykłada go do ucha.
- Halo, Leon, gdzie jesteś?.. Jeszcze w pracy? Ehh, a kiedy wrócisz?...
Ughh, szkoda mi jej. Jest chora, siedzi sama w domu, a Leon ma ją gdzieś - takie przynajmniej odnoszę wrażenie... Ale przecież on jest święty, i nic złego się nie dzieje.
- Okej, więc czekam, kocham cię - mówi i rozłącza się, po czym odkłada telefon.
Patrzę na nią wyczekująco.
- Leon będzie tu za godzinę, więc spokojnie możesz iść - mówi uśmiechając się łagodnie.
- Dasz sobie radę? - pytam.
- Tak, jasne - mówi. - Dzięki za odwiedziny.
- Nie ma za co - przytulam ją. - Jeszcze jutro do ciebie wpadnę.
- Więc czekam, przyjaciółko - śmiejemy się delikatnie.

Od godziny siedzę w domu, i nie mam co robić... Dochodzi 21. Może zadzwonię do... Chociaż nie. Przecież jest już późno. Ehh, może włączę jakiś film? 
Wstaję z kanapy i podchodzę do telewizora, gdy nagle mój telefon zaczyna dzwonić. 
Odwracam się i biorę go do ręki, na wyświetlaczu dostrzegam zdjęcie Lu.
Uśmiecham się i odbieram.
- Hej Lusiaaa - przeciągam.
- Hej Vils, musisz mi pomóc! - mówi szybko. - Zbieraj się, za 10 minut widzę cię u mnie w pokoju - mówi.
- Ale... - blondynka nagle rozłącza się.
Emm, okej...
Szybko zakładam buty, bluzę, biorę klucze i telefon, i wychodzę z domu.

czwartek, 4 czerwca 2015

One Part Leonetta "Bo życie to nie tylko łzy szczęścia"


-Leon, zajmiesz się jutro Amelią- oznajmiłam siadając na kanapie obok mojego męża. Spojrzał na mnie niezrozumiale- Mam jutro spotkanie z Ludmiłą. Wiesz, że nie widziałyśmy się od dwóch lat. Weź sobie jutro wolne, lub zabierz ją do pracy. 
-Nie mogę. Jutro mam ważne spotkanie w firmie. 
-Leon, codziennie się nią zajmuję, nie możesz tego raz zrobić? 
-Kochanie, przecież mówię, że jutro nie mogę. 
-A ta twoja asystentka nie mogła by się nią zająć. 
-Violu, przecież mówię- westchnął. 
-Ty zawsze masz "Ważne spotkanie"- odpowiedziałam zła. 
-Ale dzięki temu mamy pieniądze na życie!- krzyknął, a ja bez słowa wstałam i poszłam do sypialni. Wygodnie położyłam się na naszym łóżku i zaczęłam myśleć o moim życiu. Dlaczego nie może być tak jak kiedyś? Gdy jeszcze nie było Amelii, razem z Leonem byliśmy bardzo blisko. Codziennie robiliśmy coś wspólnie... A teraz? Teraz, mam wrażenie, że jedyne co nas łączy to córka i nazwisko... Gdy się budzę, Leona już nie ma, wraca do domu po nocy i nawet nie rozmawiamy... Czasem się zdarzy, że razem z Amelią obejrzymy dobranockę, ale raczej nie o to mi chodzi...

Obudziłam się koło ósmej, oczywiście Leona już nie było, jak zwykle. Westchnęłam i wstałam. Narzuciłam na siebie szatynowy szlafrok i poszłam do pokoju Amelii, żeby ją obudzić. Patrzałam na nią przez dłuższą chwilę, nie mogę ukryć, że jest bardzo podobna do Leona! Ma po nim taki sam nosek i oczka. Po chwili spojrzała na mnie, a na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Usiadłam na brzegu łóżka i wzięłam ją na ręce. Poszłam z nią do kuchni i zaczęłam robić dla nas śniadanie. 


piątek, 22 maja 2015

Rozdział 15 "Rozmawiałam z Leonem"

Rozdział, dedykuję Viki. Osobie, która nigdy mnie nie zostawi. 
Viki, I love you <3 

Właśnie zmierzam do firmy mojej przyjaciółki - a za razem - mojego miejsca pracy. Po dosyć długiej nieobecności wracam do pracy. Czuję jakby nie było mnie tu z rok... A tak na prawdę, to dostałam krótkie wakacje od Lu.
Jest bardzo dobrą szefową. Nadaje się do tej roboty. Ogólnie to bardzo życzliwa osoba, ale czasami, gdy nadarza się taka potrzeba, potrafi zaleźć komuś za skórę, jest nieustępliwa i wręcz nieznośna.
Niemal od razu po tym jak przekraczam próg FerroDesign, wita mnie Lu, swoim promiennym uśmiechem.
- Cześć Violu - mówi przytulając mnie delikatnie.
- Hej Lu - uśmiecham się.
- Chodź, mamy dużo do zrobienia - wzdycha i ciągnie mnie w stronę naszego gabinetu.

Właśnie wychodzę z firmy. Ohhh... Jak dawno mnie tu nie było!  Dużo się zmieniło, zaczynając od wystroju wnętrza,  a kończąc na nowych pracownikach. Pomimo dużej ilości pracy, cieszę się, że w końcu wróciłam.  Lubię swoją pracę, a na dodatek dziele ten czas ze swoją przyjaciółką!
Wsiadam do swojego auta i zaczynam jechać do domu. Po kilkunastu minutach dojeżdżam, wysiadam z auta i wchodzę do domu.

Miesiąc później

Właśnie jadę do Juliet, dzwoniła do mnie. Nie wiem o co chodzi, ale powiedziała,  że jest to bardzo ważne.
Po chwili parkuje przed jej domem, przy którym znajduje się już po chwili.
Dzwonie dzwonkiem do drzwi i znam,  aż mi otworzy.
- Violetta... - uśmiecha się delikatnie.
- Juliet... - mówię przejęta,  patrząc na nią - Co się stało?  - wchodzę do środka.  Zostawiam płaszcz i buty w przedpokoju i razem z nią idziemy do salonu.
- Nic, naprawdę. Po prostu trochę źle się czuję.
- A Leona nie ma? Powinien się teraz tobą zajmować!
- Nie będę mu głowy zawracać,  on ma teraz dużo pracy! -  Taa... pracy... Juliet choruje, a on to tylko wykorzystuje. Co za cham!
- Połóż się, zaraz przyniosę ci herbatę.
- Violetta,  nic mi nie jest.  Trochę głową mnie boli, nie umrę od tego!
- Muszę się tobą zająć, to w tej chwili mój obowiązek. Ty idź się połóż, a ja zrobię ci herbatę i pogadamy - rozkazuje, a ona posłusznie idzie do sypialni. Ja kieruje się do kuchni gdzie należą wody do czajnika i czekam, aż się zagotuje.
Wyciągam kubek z szafki, i wkładam do niego saszetkę herbaty. Po chwili słyszę charakterystyczny dźwięk oznajmiła cy mnie o tym, że woda w czajniku  jest już wystarczająco ciepła.   Biorę więc czajnik do ręki i nalewam wodę do kubka. Zanoszę herbatę do pokoju dziewczyny, po czym siadam obok niej.
- Od kiedy jesteś chora? - pytam po chwili.
- Kilka  dni... Zresztą nie ważne, nie jest tak źle.
- Leon powinien wziąć sobie wolne. Jak on może pracować, wiedząc, że ty jesteś w takim stanie!
- Violetta daj spokój... Przecież nie jest źle.
- Jest. Mierzyłaś sobie  temperaturę?
- Tak, rano miałam  trzydzieści osiem stopni.
- To dużo,  Juliet. Zapisze cię do lekarza.
- Nie Violetta, to nie jest konieczne.
- Jest konieczne!
- Nie Violetta, posiedzę pod kocem parę dni i mi przejdzie.
- Jesteś strasznie uparta - stwierdzam. - Jak jakiś osioł normalnie - uśmiecham się.
- Mam to po tacie - żartuje.
- Przynieść ci coś do jedzenia? - pytam.
- Nie jestem głodna - stwierdza.
- To... Może... - zaczynam myśleć na głos.
- To może idź do domu? - pyta szczerząc się.
- Wypraszasz mnie? - udaję oburzoną.
Wybucha śmiechem. Udało mi się ją rozśmieszyć, chociaż tyle.
- Nie chcę ci zawracać głowy - mówi.
- Jaja sobie robisz. Zostanę tu dopóki Leon nie wróci - mówię przekonana.
- Viola...
- Nie marudź. Zaraz włączymy jakiś film, czy coś. Poplotkujemy, pogadamy, i czas zleci - mówię uśmiechnięta.
- Ty też jesteś uparta. Jak... - myśli - jak koza.
Patrzę na nią i zaczynam się śmiać.
- Koza... Zapamiętam to sobie - grożę jej palcem i ponownie razem wybuchamy śmiechem.


Właśnie skończyłyśmy oglądać film. Był przezabawny! Cały czas się śmiałyśmy!
Najlepsze jest to, że nie znam nawet tytułu tego filmu... Haha, no ale, jak szaleć to szaleć.
- Dobra Vils, mam sprawę. Ważną - mówi.
- No, słucham - uśmiecham się.
- Bo... Rozmawiałam z Leonem - hoho, zapowiada się fajnie - i ustaliliśmy już datę ślubu.
Kolejne ukłucie w sercu. Boże, Violetta, ogarnij się w końcu!
- To... Wspaniale! - mówię.
- No tak, ja też się cieszę - uśmiecha się. - No i mam pytanie...
- Pytaj - mówię uśmiechając się.
- Bo Leon, zapytał się, czy...
- Czy..?
- Czy chciałabyś być moją świadkową - mówi a mnie... Zatyka.
- Leon zapytał?
- Tak, znaczy, zaproponował mi to - prostuje.
- Jja.. Nie wiem, nie chciałabyś wziąć na to miejsce kogoś z rodziny? - pytam lekko zakłopotana.
- Chcę ciebie. Ale jak nie chcesz, zrozumiem - mówi.
Patrzę na nią... 
Zgodzić się, czy się nie zgodzić?

###

Siemkaaa!
Dawno rozdziału nie było, co? 
Okej, dziś króciutko!
Dobranoc misie <3 

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 14 "Emm... Kochanka? "

Rozdział dedykowany jest dla Silaaa
Za chyba najdłuższy komentarz w historii tego bloga


Od mojego spotkania z Juliet minął tydzień. Dziś jest sobota, urodziny Juliet. Cieszę się, że mnie zaprosiła. To idealna okazja do lepszego poznania jej... No i będę mogła obserwować Leona.
Jezu, co ty się tak na jego uwzięłaś, Violka!
Wariuję, na prawdę wariuję. Potrzebuję świeżego powietrza, och, to dobrze mi zrobi.
Wstaję z kanapy, podchodzę do wieszaka i zdejmuję z niego mój płaszcz. Zakładam buty, biorę torebkę i wychodzę zamykając za sobą drzwi.
Siedzę w kawiarnii czekając na kawę, którą zamówiłam. Po chwili kelner przynosi mi moje zamówienia a obok kładzie kawałek szarlotki.
- Przepraszam, ale ja nie zamawiałam ciasta - mówię.
- Na koszt firmy dla naszej stałej klientki - obdarowuję go promiennym uśmiechem. - Smacznego.
- Dziękuję - odpowiadam.
Życie potrafi zaskakiwać... To był bardzo miły gest, od razu poprawił mi się humor. Biorę łyk kawy i odwracam głowę w stronę okna, obok którego siedzę. Mój dobry humor od razu znika, widzę Leona i tą dziewczyną z przed tygodnia. A co jeśli on naprawdę ją zdradza?
Nie, nie mógłby... Prawda? No przecież zaręczyli się, gdyby ją zdradzał nie robiłby tego. Ugh, nie wiem co o tym myśleć. Najpierw widzę jak bardzo są ze sobą blisko, jak się całują a w jego oczach, gdy patrzy na Juliet widzę wielką miłość, a teraz? Chodzi z jakąś panną po mieście pijąc shake'a.
Ale z drugiej strony, po co ja się tym przejmuję? Przecież to nie mój chłopak i nie mój związek... Ale to moja przyjaciółka... Ehh, gubię się już. Muszę przestać o nim myśleć. 


Przed chwilą wróciłam ze spaceru. Po tym jak dostrzegłam przez szybę Leona z tą panną nie widziałam ich już więcej - i dobrze. Dochodzi szesnasta a ja jeszcze nie jestem gotowa na urodziny Juliet. O cholera, muszę jeszcze kupić jej jakiś prezent! Tylko co ja mam jej kupić? 
Nerwowo wyciągam telefon i dzwonię do Ludmi.
- Halo, Viola, po co dzwonisz? - słyszę głos Lu.
- Ludmiła, potrzebuję twojej pomocy - mówię.
- O co chodzi?
- O osiemnastej jest impreza urodzinowa Juliet, a ja nie mam dla niej prezentu - śmieję się nerwowo.
- Ehh, pomogę, tylko powiedz co lubi - wzdycha.
- Myślałam nad jakąś biżuterią - mówię wesoło.
- Załatwione - mówi. - Zaraz u ciebie będę.
- Jestem twoją dłużniczką - mówię wdzięcznie.
- Nie od dzisiaj - śmiejemy się. - Dobra, rób się na bóstwo, zaraz będę.
Rozłącza się. Zadowolona odkładam telefon, taka przyjaciółka to skarb. Kieruję się do łazienki. Napuszczam do wanny wody, rozbieram się i wchodzę do niej. Chodź nie mam zbyt dużo czasu, kąpiel dla odprężenia nie zaszkodzi.


Słyszę dzwonek do drzwi. Szybko wychodzę z sypialni i idę otworzyć drzwi.
- Kurde, Lu, jest w pół do osiemnastej a ty miałaś być przed siedemnastą! - mówię widząc przyjaciółkę.
- Violetta, szukałam czegoś odpowiedniego - mówi wchodząc do środka - no i znalazłam.
Wyciąga z torebki skromną, nie za dużą paczuszkę.
- Co to? - pytam ciekawa.
- Bransoletka - mówi. - Taka - pokazuje mi ulotkę, na której widzę prześliczną złoto-srebrną bransoletkę z czterema zawieszkami.
- Och, Lu, jest śliczna! Dziękuję, Juliet na pewno się ucieszy! - dziękuję jej i przytulam.
- Od tego mnie masz - mówi. - Okej, czas wychodzić.
- Jeszcze raz dziękuję! A kasę oddam ci jutro! - mówię przed tym jak Ludmiła opuszcza mój dom.
Przeglądam się ostatni raz w lustrze, zakładam buty i wychodzę.


Pukam do drzwi domu Juliet. Jestem lekko spóźniona, jest pięć po osiemnastej. Po chwili drzwi otwiera mi moja... Przyjaciółka.
- Hej, Violu! - przytula mnie.
- Hej Juliet, Wszystkiego Najlepszego! - mówię radośnie.
- Dziękuję - odrywamy się od siebie - wejdź - otwiera mi szerzej drzwi.
Posyłam jej uśmiech i wchodzę do domu, w progu zdejmuję buty i zawieszam płaszcz na stojak. Wyjmuję z torebki małe czerwone pudełeczko.
- Proszę, to taki drobiazg - mówię i podaję je jej. - Mam nadzieję, że się spodoba.
- Violetta, nie musiałaś - mówi.
- Ale chciałam - uśmiecham się.
Również obdarowuje mnie uśmiechem i otwiera prezent. 
- Jejku, Viola, dziękuję! - przytula się do mnie. - Cudowna bransoletka! Bardzo mi się podoba!
- Cieszę się - mówię.
- A teraz chodź, czas się zabawić! - ciągnie mnie za rękę do salonu, gdzie jest mnóstwo ludzi! Pewnie znajomi Leona, tak jak mówiła.
Na końcu pokoju dostrzegam tą panienkę, z którą widziałam Leona na mieście. Kurde, nie dam się tak łatwo, dowiem się kto to jest.


Dochodzi dwudziesta-druga a zabawa dopiero się rozkręca.
Wypiłam już trochę, ale pilnuję się, żeby potem nie było takiego przypału jak po sylwestrze... Nie. Stop! O czym ja w ogóle myślę, ughh! Miałam wyrzucić go z głowy, ale nie potrafię! 
Nagle koło mnie pojawia się Juliet.
- Jak się bawisz? - pyta popijając drinka.
- Cudownie, wspaniale - mówię.
- To super - uśmiecha się.
Kątem oka spoglądam na kanapę - obok Leona siedzi ta dziunia. 
- Juliet... A kto to siedzi obok Leona? - pytam korzystając z okazji.
- Ta dziewczyna, tak? - pyta a ja kiwam twierdząco głową. - To Chelsea, kuzynka Leona - mówi.
Otwieram buzię ze zdziwienia. Dopiero, gdy uświadamiam sobie, że zapewne bardzo dziwnie to wygląda ją zamykam.
- Jak to kuzynka?
- No normalnie, a co myślałaś? - pyta jakby to było oczywiste.
- Emm... Kochanka? 
Juliet zaczyna się śmiać, teraz wyszłam na debilkę, głupią debilkę.
- No co ty - śmieje się - Leon i kochanka? - śmieje się.
- Wybacz, głupie to było - udaję roześmianą.
Tak naprawdę to mi jej szkoda, nie wie, że dupek ją zdradził. Ugh, chyba jednak muszę coś zrobić... Ona jest taka szczęśliwa - nieświadoma tego co się wydarzyło. Leon to dureń, mimo iż się zmienił. On musi tego żałować.
Uprzykrzę mu życie.

###
Oto rozdzialik 14
Cały napisany przez Viki ;D
Mam nadzieję, że się podoba  <3 

12 komentarzy = 15 :* 
kocham, Suzzy &Viki 

czwartek, 30 kwietnia 2015

Nowy blog i kilka spraw!

Kolejna notka... Już się chyba przyzwyczailiście, nie?
Na początku chciałam Was serdecznie zaprosić na nowego bloga, którego prowadzę razem z moim Motylkiem. Pierwszy post pojawi się JUŻ jutro! TUTAJ macie linka, mam nadzieję, że zajrzycie :*

Druga sprawa, to... Rozdziały.
Jeszcze nie tak dawno temu, napisałam post, w którym rozwinęłam sprawę o komentarzach, rozdziały pojawiały się w okolicach weekendu, natomiast komentarzy z rozdziału na rozdział jest co raz mniej. Ja rozumiem, że ktoś przestał czytać, że Wam, się nie chcę, ale jest około dziesięć komentarzy mniej. Czy to opowiadanie naprawdę jest takie złe?
Rozumiem, że "nie ma akcji" Że nie ma Leonetty, ale coś się dzieję. Violetta zaprzyjaźniła się z Juliet, wcześniej był plan, a teraz obawa przed tym, że Leon zdradza Juliet. Mnie i Viki się to opowiadanie Podoba, aczkolwiek my się mamy dopasować do Was, dlatego jeżeli będzie taka potrzeba usuniemy to opowiadanie i rozpoczniemy jakieś nowe... 
W związku z tym powracam do wcześniej metody dodawania rozdziałów.
Szantażyk. 

 A teraz trójeczka!
Suzzy ponownie zawaliła !
Dziewczyny, które zajęły nagradzane miejsce w konkursie (1-2 msc.) Rozdziału 13 Wam przed publikacją nie wysłałam, bo i tak ze wstawieniem było opóźnienie, natomiast pamiętam to i mam to na uwadze. Rozdział 14 dostaniecie dziś, bądź jutro. 

Czwóreczka! 
 Pisałam to już pod rozdziałem, ale napiszę to jeszcze raz tutaj. Na górze pojawiły się nowe zakładki.

 1.  Pomysły
2. Zamów OS
 3. Bohaterowie
 
Zapraszam Was, do ich odwiedzenia :*
To na razie tyle... chyba :*
Mam nadzieję, że pod 14 będzie minimum 15 komentarzy :*
Liczę na Was, skarby <3 

Suzzeńka <3

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 13 "To na pewno twój chłopak?"

Rodział dedykowany Mechi Comello! 


Właśnie jadę do Juliet, zaprosiła mnie do siebie, podczas naszej rozmowy telefonicznej. Staram się skupić, chociażby na drodze, ale nie wychodzi mi to. W mojej głowie nadal są jej słowa Leon mi się oświadczył! Niby to dobrze... Chciałam Chcę jej szczęścia, ale nigdy nie pomyślałabym, że to może tak boleć... Wzdycham i zatrzymuję się pod jej domem. Przez chwilę próbuję się uspokoić, lecz z każdą kolejną sekundą, moje serce daje mi do zrozumienia, że mimo wszystko, Leon nie jest mi obojętny. Wysiadam z auta i podchodzę do drzwi frontowych. Niepewnie dzwonię dzwonkiem, a już po chwili otwiera mi uśmiechnięta od ucha do ucha Juliet.
- Hej Violu, wchodź - otwiera szerzej drzwi zapraszając mnie do środka.
- Hej Juliet - mówię i wchodzę do środka. Wieszam swój płaszcz na wieszaku i zdejmuję buty. Wchodzimy do salonu i siadamy na kanapie.
- Chcesz czegoś do picia? - pyta z uśmiechem. Ja jedynie kiwam przecząco głową.
- Opowiedz o tych zaręczynach - staram się uśmiechnąć, choć napływające łzy nie pomagają mi.
- To było wczoraj - uśmiecha się - Przyszykował w domu kolacje, gdy mnie nie było... Wolna muzyka... Ahh, dużo by mówić... - po jej policzku spływa samotna łza. Uśmiecham się na ten widok, po czym ją przytulam.
- Masz wielkie szczęście, że masz Leona - odpowiadam szeptem, a ta się cicho śmieje - A planowaliście ślub? - pytam po kilkunastu sekundach.
- Jeszcze nie. To świeża sprawa, jesteśmy młodzi, nie śpieszy nam się - obie się cicho śmiejemy - Wiesz... - zaczyna po kilku minutach - ciesze się, że cię mam. Jesteś tak naprawdę jedyną osobą, oprócz Leona, którą znam, której mogę zaufać...
- Zawsze możesz na mnie liczyć - odpowiadam jak najbardziej szczerze. Lubie ją i zależy mi na niej. Chcę, aby była szczęśliwa.
- Ty na mnie również.
- Kochanie, wiesz, gdzie moje bokserki?! - słyszymy głos Leona.
- Przepraszam cię na chwilę - mówi speszona i idzie na górę zapewne do niego. Ja wzdycham i idę do kuchni. Biorę szklankę i nalewam do niej wodę. Chcę sobie wszystko poukładać w głowie, lecz nie mogę... - Przepraszam... - słyszę jej głos. Odwracam się w jej stronę i delikatnie się uśmiecham.
- Nic się nie stało...
- Na prawdę... Strasznie mi wstyd - mówi.
- Juliet... Nic się nie stało...
- Ale wie... - przerywam jej.
- Nie tłumacz się - śmieje się cicho. - Nic się nie stało. Myślisz, że nie wiem, jacy są faceci?
- Okej - uśmiecha się - zmieńmy temat. Chciałabym zaprosić cię na urodziny... Będzie więcej znajomych Leona, pewnie sami faceci... Chciałabym móc z kimś porozmawiać. Chciałabyś przyjść?
- Jasne, tylko powiedz kiedy.
- W następną sobotę, o osiemnastej, tutaj - mówi zadowolona.
- Na pewno będę - Po chwili słyszymy schodzenie po schodach. Odwracamy się i widzimy uśmiechniętego Leona w samych bokserkach.
- Mógłby się chociaż ubrać - słyszę jej szept, śmieję się cicho, czym zwracam na siebie jego uwagę.
- Coś nie tak? - pyta zdziwiony.
- Eee... Wszystko okej - wchodzi do łazienki, a ja patrzę na zażenowaną dziewczynę.
- Przepraszam cię za to... - nie masz za co, to był dobry widok- myślę - On nie ma za grosz wstydu... Wybacz - Po raz kolejny mnie przeprasza. Chcę już coś powiedzieć, ale wyprzedza mnie jego głos z łazienki.
- Chyba mogę w moim domu chodzić w samych gaciach, nie? - słysząc to wybucham śmiechem, a już po chwili dołącza do mnie blondynka.
- Eeeem... On tak zaw...- chcę zadać jej pytanie, lecz w tym momencie słychać szum wody, lecącej spod prysznica, a do tego śpiew chłopaka. Odpuszczam więc, znając odpowiedź.
- Da się przyzwyczaić - wyprzedza moje kolejne pytanie.
- Naprawdę? Da się?
- Okej, nie do końca - śmiejemy się - Ale w końcu nie ma idealnego faceta... On akurat śpiewa pod prysznicem... Czasem przez godzinę... - dokańcza.
- Musisz mieć anielską cierpliwość... - mówię cicho.
- W końcu będziemy żyć razem, muszę to wytrzymać - śmieje się.
- Powodzenia - mówię ironicznie.
- Ciesz się, że teraz nie śpiewa Opery...
- Teraz to żartujesz, nie? - pytam nie dowierzając.
- Mówię jak najbardziej serio. Ale ty wiesz, że czasem nawet ładnie? - mówi, a ja powstrzymuje się od śmiechu.
- Domyślam się - odpowiadam starając się być poważna.

Po kilkunastu minutach przestaje śpiewać i nie słychać szumu wody.
- Patrz, dziś tylko piętnaście minut - mówi z uśmiechem, popijając kawą.
- Tylko... - uśmiecham, się w jej stronę. Słyszymy, że właśnie wychodzi z łazienki, a już po chwili pojawia się w kuchni i bierze jabłko do rąk.
- Nie mogłeś się ubrać? - Juliet kieruje do niego pytanie. No tak, jedyne co ma na sobie, to ręcznik owinięty w pasie i rozczochraną czuprynę, z której lecą kropelki wody.
- Mam taki kaloryfer, że twojej koleżance, na pewno to nie przeszkadza - odpowiada, a ja czuję, że zaraz wybuchnę śmiechem.
- Idź się ubierz, bo zaraz ten ręcznik ci spadnie - mówi, a ja nie wytrzymuję i zaczynam się śmiać.
- To na pewno twój chłopak? Nie został nigdzie podmieniony? - pytam, gdy Leon wyszedł.
- Czasem też się nad tym zastanawiam...

- Juliet - Do pokoju wszedł Leon, tym razem ubrany i uczesany - Ja już jadę, będę koło szesnastej.
- Okej - podchodzi do niego i delikatnie całuje.
- Pa kochanie - mówi i wychodzi.
- Wiesz... Ja też powinnam się już zbierać, zasiedziałam się - mówię i wstaje z kanapy.
- Już?
- Tak, wybacz. Muszę jeszcze w domu posprzątać... Spotkamy się kiedy indziej - uśmiecham się co odwzajemnia. Odprowadza mnie do drzwi, zakładam buty i płaszcz. Biorę swoją torebkę i żegnam się z nią całusem w policzek.

Już ponad dwadzieścia minut stoję w korku. Co się do cholery tam stało? Pewnie kolejny wypadek drogowy... Wzdycham i patrzę za okno. Po chwili dostrzegam jakąś dziewczynę z... Leonem?
Czy on zdradza Juliet?! 


###
Witamy po... dość długiej przerwie! 
Wybaczcie za opóźnienia... Dużo pracy. 
Rozdział... Nijaki. Zero akcji, a do tego same dialogi, wybaczcie. 
Zapraszamy na nowe zakładki u góry!!! 

Do następnego !!! :* 

V&S Verdas 

wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 12 "Rozkochałeś, wyruchałeś i zostawiłeś!"

Rozdział dedykowany MOJEJ VIKUSI! 
Sto lat, kochanie! <3 


Budzi mnie dźwięk telefonu. Dziwne, nie nastawiałam budzika- myślę. Dopiero po chwili orientuje się, że to przychodzące połączenie. Niechętnie otwieram oczy i biorę telefon do ręki. Widząc na wyświetlaczu imię mojej najlepszej przyjaciółki, bez zastanowienia odbieram.
-Halo? Lu? Czego chcesz o tak wczesnej godzinie?- pytam zaspana. 
-Możesz się spotkać?- pyta cicho. Jej głos jest przepełniony smutkiem, do tego płakała, czuję to. 
-Lu- wstaje do pozycji siedzącej- Wszytko okej? Płakałaś?
-Przyjdziesz?
-Jasne, będę za dwadzieścia minut, trzymaj się- mówię i się rozłączam. Podchodzę do szafy i wyjmuję z niej ciuchy na dziś. Szybko idę do łazienki, tam wykonuje wszystkie poranne czynności i nie robiąc makijażu wychodzę z domu. Nie wiem co stało się Lu, ale to musi być coś poważnego, ona nigdy nie płacze, nigdy. 

Bez pukania wchodzę do jej domu. Ściągam buty i rzucam torebkę gdzieś w kąt. Wchodzę do salonu i widzę ją zapłakaną ze stertą chusteczek obok. 
-Co się dzieje, Lu?- podbiegam do niej. Ona tylko gestem ręki pokazuje, żebym usiadła. Wypełniam jej prośbę i czekam, aż powie mi co się stało. 
-Tto.. Tto Federico- mówi cicho po kilku minutach. 
-Co z nim?- pytam nadal nie rozumiejąc czemu płacze. 
-Oon... On ze mną zerwał- odpowiada, a moje oczy się powiększają. 
-Ccco? Ale jak?- nie mogę w to uwierzyć. Przecież oni od zawsze byli wspaniałą parą! Liczyłam, że niedługo on się jej oświadczy, a tymczasem dowiaduje się, że ją zostawił. Co za pierdolnięty cham! Nie wybaczę mu, że doprowadził moją przyjaciółkę do takiego stanu! Jak on mógł?! Najchętniej poszłabym teraz do niego i nawtykała co o nim sądzę. Nie obchodzi mnie nawet powód dla którego ją zostawił, Lu jest wspaniałą kobietą i nie zasługuje na takie traktowanie! 
-Powiedział, że... Że widział, jak całuję jakiegoś bruneta... Nie dał mi dojść do słowa... Myśli, że go zdradzam...- bierze do rąk kolejną chusteczkę, którą ociera swoje łzy, a następnie smarka. Przytulam ją mocno, wiedząc, że to wszystko moja wina... Nie powinnam nikogo mieszać w tą całą zemstę. W ogóle co ja sobie myślałam? Wzdycham i zastanawiam się co powiedzieć Lusi... 
-Mam z nim pogadać?- pytam po chwili. 
-Nie... Ja.. Ja muszę coś wymyślić... Zrobić coś, żeby to on cierpiał, a nie ja... 
-Chcesz.. się zemścić?- pytam nie pewnie. 
-Nie...- mówi po chwili- Zagram jego uczuciami...
-Jesteś pewna?- patrzę na nią z ciekawością. 
-Tak, jestem pewna- odpowiada i ręką ściera swoje łzy. Patrzę na nią z podziwem, ja bym tak nie umiała...

Słyszę dzwonek do drzwi, odkładam gazetę na bok i idę otworzyć. Po chwili dostrzegam wysokiego szatyna. Uśmiecham się delikatnie, lecz szybko się ogarniam. 
-Mogę wejść?- pyta z uśmiechem. Ja jedynie otwieram drzwi szerzej, by wszedł. 
-Po co przyszedłeś?- pytam po chwili. 
-Aby ci wszystko wytłumaczyć- odpowiada spokojnie. 
-Wytłumaczyć?!- krzyczę- Co tu jest do tłumaczenia? Rozkochałeś, wyruchałeś i zostawiłeś!- krzyczę wściekła. 
-To nie tak..- odpowiada po chwili. 
-A jak?- kpię- Masz dziewczynę, która cię bardzo kocha, dlatego teraz idź do niej, a jeżeli ją zranisz, to ci nogi z du...- przerywa mi całując. Początkowo chcę go od siebie odsunąć, jednak gdy mi się to nie udaję, ulegam i sama z przyjemnością odwzajemniam jego pocałunki. Nie mogę ukryć, tęskniłam za tym, za tymi miękkimi usteczkami! Czuję jak mnie podnosi, oplatam nogi wokół jego bioder i dalej z zachłannością całuję.  Po chwili rzuca mnie na łózko i w błyskawicznym tempie znajduje się tuż obok mnie. Jego pocałunki schodzą niżej, na moją szyję i dekolt, a ja cicho pomrukuję z rozkoszy. Wsuwa swoje ręce pod materiał mojej luźnej bluzki i powoli zaczyna ją zdejmować. Nie opieram się, chcę tego. Tylko on tak na mnie działa. Przyciągam go do siebie i z przyjemnością wbijam się w jego usta. On oddaje pocałunek, przenosząc swoje ręce na moje pośladki, które zaczyna ściskać. Z moich ust wydobywają się ciche jęki. Teraz to ja przejmuję inicjatywę, szybko i zgrabnie ściągam jego spodnie. Leon powstrzymuje mnie przed dalszym działaniem, schodząc pocałunkami na moje piersi. Zanim się obejrzę, mój stanik ląduje na ziemi. Uśmiecham się pod nosem i z powrotem, swoją uwagę skupiam na nim. On, zniecierpliwiony, szybko ściąga moją dolną część garderoby i patry w moje oczy spragniony. Nachyla się nade mną, a moje ręce same wędrują na jego bokserki. Zaczynam przez materiał, zabawiać się jego cudeńkiem. Widzę po nim, że się podnieca, zresztą, nie tylko on. Wkładam ręce pod gumkę od bokserek i powoli zaczynam je z niego zdejmować. Gdy to już jest za mną, myślę tylko o tym, że zabawę czas zacząć, lecz właśnie wtedy uświadamiam sobie, że została mi jeszcze jego koszula. Uśmiecham się łobuzersko i rozrywam ją z niego. Śmieje się cicho, po czym całuje mnie namiętnie. Oddaję pocałunek, choć nie ukrywam, że wolałabym od razu przejść do rzeczy.
-Leon- szepczę podniecona- Zaczynaj już- dyszę, a on natychmiast spełnia moją prośbę. Wchodzi we mnie z takim impetem, że odgłosy same się ze mnie wydobywają.
Po kilkunastu minutach zabawy, uznaję, że teraz moja kolej. Uwalniam się od niego i zaczynam ręką pieścić jego przyrodzenie. Już, mam go brać do buzi, gdy cały obraz znika.

Budzę się z krzykiem. Patrzę na zegarek, na szafce nocnej- piąta rano. Wstaję i idę do kuchni. Jestem u siebie, wróciłam od Ludmiły przed osiemnastą. 
Siedzę na krześlę i piję zimną wodę, nadal nie rozumiem, dlaczego śnił mi się stosunek z Leonem. Muszę iść do psychologa! Tak dalej być nie może, to chore! Wzdycham i wracam do łóżka. Próbuję zasnąć, ale to nic nie daje. Przed oczami nadal mam widok ze snu, a mianowicie, nagiego Leona.

Budzi mnie dźwięk telefonu. Najwyraźniej udało mi się zasnąć, choć nie wiem kiedy, bo do ósmej myślałam nad tym chorym snem. Biorę telefon do ręki i nie patrząc na wyświetlacz odbieram.
-Halo?
-Violetta?- Słyszę znajomy głos, choć jeszcze nie wiem do kogo należy.
-Tak- odpowiadam od razu.
-Nie uwierzysz!- Słysze pisk. Juliet- myślę.
-Coś się stało?- pytam ciekawa.
-Leon mi się oświadczył!- mówi podekscytowana.
-Co? Jak to?!


### Witam we wtorek rano! Śpiący?
Rozdział dedykowany jest Tobie, Vikuś! To twój dzień i zapewne nie siedzisz na blogu, ale inaczej nie mogłam :* Stoo Lat! Pamiętaj, nie poddawaj się, bo nie warto.
Nie smuć się, bo szkoda na to czasu.
Nie płacz, bo szkoda.
Rób to co kochasz, baw się i szalej, Życie jest jedno! <3 Spełniaj swoje marzenia i twardo dąż do celu! Pamiętaj, że masz MNIE! <3 :*


_____

Dziewczyny, domyślacie się, dlaczego nie dostałyście rozdziału przed publikacją, wyślę Wam 13 :*
A teraz do wszystkich: Zamiast opinii do rozdziału, żłóżcie Viki życzenia! <3 Myślę, że się ucieszy! :*

Suzzy, Twoja Suzzy, Viki! <3 STOOOO LAT! <3

wtorek, 7 kwietnia 2015

One Part Leonetta "Początek nowego życia" [CAŁOŚĆ]

-Ludmiła, nigdzie nie pójdę- mówię po raz setny.
-A co ci szkodzi?- zadaje to samo pytanie.
-Nie chcę, rozumiesz?
-Nie dostaniesz się? Okej, spróbujesz jeszcze raz, a jak się dostaniesz?- spojrzała na mnie. 
-To samo mogę powiedzieć tobie..- westchnęłam.  
-Pójdę, jeżeli ty pójdziesz. 
-Obiecujesz?- spojrzałam na nią przenikliwie. 
-Obiecuje- powiedziała i wyciągnęła mały paluszek. Zaśmiałam się cicho i zrobiłam to samo. 

~Kilka dni później, dzień castingu~

-Witam- mówię zestresowana. 
-Witaj- odpowiada jakiś mężczyzna, na oko, około czterdziestki- Przedstaw się. 
-Jestem Violetta Castillo. 
-Dlaczego przyszłaś na casting?- pyta. Bo przyjaciółka mnie zmusiła- myślę. 
-Uwielbiam aktorstwo, to moja pasja- odpowiadam, nie do końca z prawdą. Jedyny związek z teatrem miałam, gdy chodziłam oglądać moją mamę na scenie. Chodziłam tam wtedy prawie codziennie, jednak gdy umarła, przestałam tam bywać... 
-Zaśpiewaj coś nam- powiedziała jakaś kobieta. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się co mam zaśpiewać, aż w końcu wybrałam piosenkę, którą śpiewała moja mama, na pierwszej sztuce teatralnej. Zamknęłam na chwilę oczy i zaczęłam śpiewać.. 


Quiero mirarte

Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Pues amor es lo que siento.
Eres todo para mi.




Quiero mirarte

Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Tu eres lo que necesito.
Pues lo que siento es


Amor  

Spojrzałam na każdego z nich z osobna, jednak oni, nie przejmowali się mną, dalej coś sobie szeptali na ucho, co nie powiem, troszkę mnie denerwowało. 
-I jak?- zapytałam po chwili. 
-Dziękujemy, odezwiemy się do ciebie- powiedzieli, a ja poczułam, jakieś ukłucie w sercu. Byłam beznadziejna- pomyślałam. A co ja myślałam? Że skoro moja mama była sławną aktorką, wezmą mnie od razu? Prawda jest taka, że jestem beznadziejna i idąc na casting, marnowałam czas tych wszystkich ludzi. Wyszłam z sali i nie czekając na Ludmiłę wróciłam do domu. 

~Kilka dni później~

Minął dzień, drugi trzeci, i z każdą kolejną minutą, czuję, że pójście na ten casting, było jedną wielką wielką pomyłką. A najgorsze jest to, że naprawdę wierzyłam, że może mi się udać. Westchnęłam i wstałam z kanapy. Poszłam do kuchni i wyjęłam z odpowiedniej szafki paczkę żelków. Wróciłam z powrotem, na tą niewiarygodnie wygodną kanapę i włączyłam TV. 
-Hej- do pokoju weszła blondynka. 
-Hej- odpowiedziałam, nie patrząc na nią. 
-Wszystko okej?- zapytała z troską i usiadła obok mnie. 
-Tak- spojrzałam na nią. 
-Na pewno?- jesteś jakaś.. nieobecna.. 
-Lu.. Wszystko w porządku, naprawdę- uśmiechnęłam się sztucznie. 
-Chodzi o ten casting?
-Daj spokój Lu.. Nie martwiłabym się taką głupotą.. 
-Znam cię.. Wiem, że marzysz o tej głównej roli... Nie oszukasz mnie- powiedziała poważnie. 
-Dobrze.. Może i tak, ale, proszę, nie przejmuj się mną..- przytuliłam ją. 
-Prosisz mnie o zbyt wiele- zaśmiała się- Uwierz mi, jesteś wspaniałą dziewczyną i jeżeli ty się nie dostaniesz, to tylko ich strata- chwyciła moje dłonie i się uśmiechnęła.
-Nie próbuj mnie pocieszać!- powiedziałam, po czym obie wybuchnęłyśmy niekontrolowanym śmiechem. 

~Wieczorem

Kilkanaście minut temu, dowiedziałam się o ich decyzji, o tym czy wezmę udział w tej produkcji, czy nie. Ciekawa jestem, czy do Luśki, też już dzwonili.. 
-Viola!- przybiegła uradowana blondynka. 
-Tak?- zapytałam z uśmiechem. 
-Dzwonili do ciebie?
-Tak- odpowiedziałam krótko. 
-I jak? Dostałaś się? 
-Mówimy na trzy, cztery, okej? 
-Okej- przytaknęła z uśmiechem. 
-Trzy... Czte...ry- mówię i milknę.  
-Dostałam się!- krzyczy podekscytowana.
-Gratuluje!- przytulam się do niej. 
- A ty? Czemu nic nie powiedziałaś?
-Bo ja... Ja się nie dostałam..- odpowiadam, choć bardzo się ciesze z tego, że mojej najlepszej przyjaciółce się udało. 
-Jak to się nie dostałaś?- zadała mi pytanie. Widziałam, że jest jej przykro, a przecież nie o to chodzi. Dostała się i powinna się z tego powodu cieszyć! 
-Po prostu... Znaleźli kogoś lepszego... Nie wiem kogo, ale nie przejmuj się mną, ciesz się swoim sukcesem!- spojrzałam na nią z uśmiechem, ta jednak opadła na kanapę- Co jest?- usiadłam obok niej i spojrzałam na nią.
-Bez ciebie to nie to samo.. Vils... Ja chciałam być tam z tobą.. 
-Lu, nie możesz! Osiągniesz wielki sukces! Nie możesz zrezygnować, będę cię wspierać. 
-Musze się nad tym zastanowić..- westchnęła. 
-Obiecaj mi, że weźmiesz udział w tym spektaklu..- spojrzałam na nią poważnie. 
-Co z tego, że osiągnę Wielki sukces, gdy ciebie nie będzie przy mnie? 
-Ja zawsze będę przy tobie. 
-Niech będzie- powiedziała i mnie mocno przytuliła- Ale masz być na każdej próbie. 
-Lu...- westchnęłam. 
-Każdej!- powtórzyła, a ja się cichutko zaśmiałam. 
-Okej. 

~Kilka dni później, próby~

Siedzę na pustej widowni i przyglądam się ich próbie. Nie powiem, jest to ekscytujące. Luśka idealnie współpracuje z innymi aktorami, nie mogę skłamać, są tu gorsze osoby od niej. Wyrwałam się z rozmyśleń i spojrzałam na nich, ponownie. 
-Isabell?- mówił kwestię w tej chwili jakiś przystojny szatyn. Spojrzał na mnie, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. 
-Nie mów nic do mnie, nie myśl o mnie... Nie kochaj mnie! Zrozum, ja i ty to dwa oddzielne światy. Nigdy nie będziemy razem...- Tym razem mówiła jakaś długowłosa brunetka. Nie chcę kłamać, jest świetną aktorką, jednak zachowuje się jak jakaś Diva.. Ehhh, nienawidzę takich. 
-Chcę być tylko przyjacielem, Tego mi nie zabronisz...- Spojrzał na nią, z anielskim uśmiechem. Ohhh, ile ja bym dała, aby mieć tę rolę.. 

Po kilku kolejnych scenach była kwestia Lu. Patrzałam na nią z uśmiechem i dumą. Na scenie wygląda jak gwiazda, powiem więcej, scena jest stworzona po to, aby Luśka na niej lśniła. Gra jak profesjonalistka, założę się, że nie jeden zawodowy aktor pozazdrościłby jej talentu, ehhh, ale tak to już jest gdy trzeba udawać przy chłopakach, obojętne. 


~Dwa miesiące później~

Po raz kolejny jestem na próbie. Jest tu naprawdę miła atmosfera, przyjaźnie się ze wszystkimi.. No, prawie, tylko Jasmine, mnie denerwuje. Nie wiem, jak można być, aż tak wrednym.. Ehh, myśli, że jak ma urodę i talent, to wolno jej wszystko... Obserwowałam scenę w której Isabell i Daniel rozmawiają. Cały czas swój wzrok skupiałam na Leonie... Dlaczego on musi być tak cholernie seksowny? Westchnęłam. Ahhh, te jego oczy.. Co prawda, nie widziałam ich jeszcze z aż bliska, ale nawet z daleka widać ich wspaniały, szmaragdowy kolor.. Ta jego fryzura... Ten aksamitny głos.. Mogłabym tak godzinami patrzeć na niego i słuchać jego głosu.. 
Otrząsnęłam się z myśli i ponownie skupiłam się na oglądaniu scenki. Tej, akurat jeszcze nie było- pomyślałam. Próbowałam słuchać tego, co mówią, jednak w mojej głowie nadal był Leon. Och... Dlaczego nie dostałam tej roli? Byłam aż tak kiepska? Po chwili zauważyłam, jak ich usta się przybliżają, a następnie stykają. Ehhh, pieprzony scenariusz! Spojrzałam na nią z zazdrością wytatuowaną na twarzy, po czym bez żadnego słowa wyszłam z teatru. 

Po około trzydziestu minut, zauważyłam Lu idącą w moim kierunku. Wstałam z murku, na którym siedziałam i ruszyłam w jej stronę. 
-Wszystko w porządku?- zapytała i spojrzała na mnie z uśmiechem. 
-Tak- umalowałam sztuczny uśmiech na twarzy. 
-Na pewno? Wyszłaś z próby jak Leon i... A więc o to chodzi?- spojrzała na mnie. 
-Nie, no coś ty...!
-Bądź ze mną szczera!- rozkazała, a ja westchnęłam.
-Podoba mi się Leon- przyznałam- Możemy już iść?- pokiwała zwycięsko głową i zaczęłyśmy iść do domu. 

-Ale nie martw się, Leon nienawidzi Jasmine...
-Ani słowa więcej!- rozkazałam, a ona się cicho zaśmiała.
-Za tydzień już wystawiamy to- powiedziała z uśmiechem. 

-Myślisz, że nie widziałam reklam porozwieszanych w całym mieście?- zaśmiałyśmy się.

~Dwa dni później


Kolejny raz scena z pocałunkiem... Ehhh, czy ona robi to specjalnie? Bo pannie królewnie nie podoba się, to, że Leon nie zamknął oczu, źle schylił głowę, za szybko złączył usta.... Ughh, jeszcze raz coś powie, a wyjdę z siebie!

-Z tobą nie da się pracować!- usłyszałam krzyk Jasmine i od razu spojrzałam na nic. 
-Ty nie jesteś lepsza!- krzyknął Leon. 
-Nie, ja z tymi amatorami pracować nie będę!- Krzyknęła patrząc na wszystkich i omijając organizatora wyszła. 
-Chyba odwołamy przedstawienie...- powiedział ze smutkiem. 
-Nie, proszę daj mi chwilę, znajdziemy kogoś na jej zastępstwo. 
-Kogo? Leon nie da rady ćwiczyliśmy przez ponad dwa miesiące nikt nie zna tej roli, nie nauczy się jej w dwa dni! 
-Daj mi chwilę- powiedział i podszedł do mnie. Czego on ode mnie chce?
-Violetta- powiedział, a ja podniosłam głowę i spojrzałam na te jego śliczne oczka. 
-Tak?- zapytałam z uśmiechem. 
-Pomożesz nam? 
-Jak mam wam pomóc? Mam wam znaleźć osobę, która nauczy się scenariusza w dwa dni?- zaśmiał się i pokiwał przecząco głową. 
-Ty jesteś tą osobą.
-Ja? Llleon... Ja nie należę do waszej grupy.. 
-Jakiej grupy? 
-Aktorów- wyjaśniłam. 
-Spróbuj- prosił mnie. 
-Leon, ja się nie dostałam, a to znaczy, że się nie nadaję. 
-Nie, to znaczy, że Jasmine jest córką dyrektora. Violetta- chwycił moje ręce- Proszę cię, tylko ty nam pomożesz.. Byłaś na dosłownie każdej próbie. Znasz jej rolę, a przynajmniej część... Proszę cię, pomóż nam, zrób to dla mnie. 
-Leon.. Ja nie chcę być kołem ratunkowym- powiedziałam i wybiegłam z teatru. 
-Violetta- usłyszałam jego krzyk, jednak nie zareagowałam. Usiadłam na murku pod dużym kasztanowcem i patrzałam przed siebie- Violetta- usiadł obok mnie- Proszę cię... Pomóż nam, mi.. 
-Leon jak ja mam wam pomóc, co? Jestem amatorką. Nigdy nie występowałam w teatrze, to, że poszłam na casting było jednym wielkim szaleństwem i teraz tego żałuję. Nie proś mnie o to, bo tego nie zrobię, za żadne cudy świata. 
-Proszę cię...- powtórzył. 
-Leon.. Powiedziałam już co o tym myślę. 
-Twoja mama by wystąpiła... Poza tym, to będzie wielki sukces.. Proszę, przemyśl to..- powiedział, a mnie coś ukuło w sercu. Poczułam gulę w gardle, jak on może tak mówić?
-Więc chodzi ci o to, tak?- zapytałam zła- To będzie wielki sukces?- powtórzyłam jego słowa- Jeżeli myślisz o tym, to zatrudnijcie Cameron Diaz*  Jestem tobie potrzebna tylko po to, abyś ty odniósł sukces, tak?
-Nie o to mi chodziło... Chciałem powie.. 
-Nie interesuje mnie to co chciałeś powiedzieć. Powiedziałeś to- spojrzałam na niego, widziałam, że żałuję, ale w tej chwili mnie to nie interesowało- Mojej mamy już nie ma- powiedziałam przez łzy- Ja nie jestem nią- powiedziałam po czym uciekłam. Wróciłam szybko do domu i zaczęłam płakać. 

Leon

Siedzę w domu i myślę o rozmowie z Violettą. Nie rozumiem dlaczego tak postąpiła... Przecież nic złego nie powiedziałem! Ehhh, kobiety..
Po chwili zadzwonił do mnie telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i widząc, że dzwoni Ludmiła, odebrałem. 

-No hej- odezwała się pierwsza. 
-Hej- odpowiedziałem. 
-Chcę ci tylko powiedzieć, że jutro robimy próbę, nie wiem, kto zagra Isabell, ale nie możemy się tym przejmować. 
-Przeproś ode mnie Violettę- powiedziałem po dłuższej chwili. 
-Własnie nie wiem, o co poszło...
-Mała sprzeczka...- odpowiedziałem bez przekonania. 


Jesteśmy na próbie, co prawda nie wiem, jaki to ma sens, ponieważ, nie ma osoby, która by zagrała Isabell, ale Ludmiła zakazała przerwania prób. Mówię swoją kwestie, co zapewne wygląda komicznie, bo nikt mi nie odpowiada, ale pomińmy ten fakt. 
-Dlaczego to musi tak wyglądać?- zadałem pytanie niewidzialnej Isabell.
-Nie musi- usłyszałam, przez co od razu się odwróciłem. Tak zauważyłem Violettę, ze scenariuszem w ręku, zbliżającą się do mnie. 
-Ale jak to...? Przecież mówiłaś, że nie chcesz..- dalej mówiłem swoją kwestie. 
-Zapomnijmy o tym, nie chcę żyć w kłamstwie, bo już dłużej nie mogę ukrywać moich uczuć.
-Więc powiedz mi, co czujesz?- mówiłem idąc w jej kierunku. 

-Chcesz wiedzieć co czuję?- zapytała, aż w końcu byliśmy przy sobie. Chwyciła moją dłoń- tak jak jest w scenariuszu- po czym spojrzała na mnie. Jej twarz powoli zbliżała się do mojej tak, że czułem jej oddech na sobie- Okej, okej cieńcie- powiedziała i odeszła ode mnie. Ja się cicho zaśmiałem i poszedłem w kierunku wszystkich osób. 
-Więc weźmiesz udział w przedstawieniu?- zapytała Maya. 
-Tak- spojrzała na mnie- Możemy porozmawiać? 
-Tak. Muszę cię przeprosić..- odeszliśmy na bok. 
-Nie, to ja muszę cię przeprosić... Miałeś rację, moja mama by wystąpiła, to będzie sukces.. Po prostu... Bałam się i boję...
-Nie masz się czego bać..- uśmiechnąłem się do niej- Wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, że masz mnie, Ludmiłę i.. Wszyscy ci pomogą. 

-Dziękuję- przytuliła się do mnie.
-Nie, to ja ci dziękuję. 

Jest już po godzinie dwudziestej, a my nadal tu jesteśmy i mamy próbę. 
-Nie, Leon ja nie dam rady- powiedziała i rzuciła scenariusz na ziemie, po czym sama na niej usiadła. Podszedłem do niej i usiadłem obok.
-Co jest?- spytałem patrząc w jej oczy. 
-Nie dam rady, rozumiesz? Nie nauczę się scenariusza na czas, nie zapamiętam tych ruchów scenicznych, nie dam rady... To dla mnie za wiele..
-Dasz radę. Wierzę w ciebie.. Wszystko się uda, jeżeli tego chcemy.. 

-Ale nie w tym przypadku...
-Razem damy radę..- powiedziałem, po czym, wyciągnąłem do niej rękę. Po dość długim namyśle chwyciła ją-Wszystko jest możliwe- szepnąłem, a ona się cicho zaśmiała. 

-Zaczynamy od początku?- spytała na co przytaknąłem. 

-Zapomnijmy o tym, nie chcę żyć w kłamstwie, bo już dłużej nie mogę ukrywać moich uczuć- Powiedziała i oboje do siebie podchodziliśmy. 
-Więc powiedz mi, co czujesz?
-Chcesz wiedzieć co czuję?- Podeszła do mnie i chwyciła moją dłoń. Oboje patrzyliśmy sobie w oczy, po raz kolejny czułem jej oddech na sobie- I... Koniec!- powiedziała tuż przed połączeniem naszych ust i się ode mnie odsunęła. 
-Ale wiesz, że kiedyś będziemy musieli się pocałować?- zapytałem z rozbawieniem, na co ona przytaknęła. 
-Muszę się na to przygotować.. W końcu z tego co wiem, całujesz beznadziejnie- powiedziała z uśmiechem. 
-Wcale nie!- oburzyłem się. 
-Przecież nie zamykasz oczu podczas pocałunku- naśladowała Jasmine. 
-Uwierz, całuję jak... profesjonalista! 
-Yhmm... 
-Chcesz się przekonać?- poruszałem brwiami, na co się zaśmiała. 
-Może...- powiedziała tajemniczo. 
-Uznaje to za Tak- powiedziałem, na co się zarumieniła. Podszedłem do niej i położyłem dłoń na jej policzku, a następnie wbiłem się w jej usta.


Violetta

~Następnego dnia~

Przyszłam spóźniona do teatru, ale co się dziwić? Wczoraj nie mogłam zasnąć, cały czas miałam przed oczami Te jego wspaniałe oczka, ten uśmiech, ten głos i ten pocałunek! 
-W końcu jesteś- uśmiechnął się Leon. 
-Wiem, przepraszam.. 
-Nic nie szkodzi- wszyscy się uśmiechnęli do mnie ciepło, a ja rzuciłam torbę gdzieś w kąt. Cały czas się zastanawiałam, czy na przedstawieniu sobie poradzę. A jeżeli się nie uda? Jeżeli zapomnę kwestii? Westchnęłam i poszłam na scenę, gdzie rozpoczęliśmy próbę. 

-Daniel, czy ty, jesteś tego pewien?- zapytałam patrząc szatynowi w oczy. 
-Pewien czego? Swoich uczuć? Tak. A ty nie? 
-Nie to chciałam powiedzieć... Chodzi o..
-O pocałunek? 

-Ja nie wiem... 
-Czy mnie kochasz..?- zapytał, a ja westchnęłam. Nie dam rady nauczyć się tego cholernego scenariusza! Tego jest za wiele... Ta sztuka trwa ponad dwie godziny, a ja na to wiele czasu nie mam..
-Leon, nie daję rady- powiedziałam i upuściłam scenariusz z rąk. 

-Spokojnie- podszedł do mnie z uśmiechem. 
-Spokojnie? Leon, zostały jakieś 3 dni! Jak my się wyrobimy?! Bilety już są sprzedane, mam pójść na scenę z kartką papieru i z niej czytać? Wiesz.. Lepiej zadzwońcie do Jasmine... 
-Nie ma takiej opcji- powiedział i położył swoje dłonie na moich ramionach- Uspokój się- chciałam coś powiedzieć, ale mi przerwał- Zamknij oczy, nic nie mów- Zamknęłam oczy i słuchałam co chce mi dalej powiedzieć- Wszystko będzie dobrze, nie martw się, damy sobie radę. Rozluźnij się...
-Leon... 
-Cicho..!- powiedział, na co ja się zaśmiałam- Ze wszystkim zdążymy, okej?- pokiwałam przecząco głową. Zaśmiał się, czego ja niestety nie widziałam, bo nadal miałam zamknięte oczy- Już okej?- zapytał po chwili. Ja jednak powtórzyłam ruch sprzed chwili. Po chwili poczułam, jego dłoń na policzku, a następnie jego delikatne wargi na swoich. Po raz kolejny czułam to ciepło, te motyle w brzuchu, to było wspaniałe. Otworzyłam oczy i oddałam delikatnie pocałunek- A teraz okej?- zapytał dotykając jeszcze swoimi ustami moje.     
-Tak- szepnęłam, a on się delikatnie uśmiechnął. 

~Wieczorem~

-Możemy porozmawiać?- usłyszałam jego wspaniały głos, gdy brałam swoją torbę z krzesła. 
-Tak, a o czym?- uśmiechnęłam się. 
-O nas- odpowiedział krótko. 
-A dokładniej?- udawałam, że nie wiem o co chodzi. Bałam się, że chce mi powiedzieć, że mnie nie kocha, to by mnie zabiło emocjonalnie. 
-Wiesz o czym- uśmiechnął się ciepło, a jego oczy zaświeciły. 
-Dobrze, wyjdźmy z teatru- powiedziałam, po czym oboje opuściliśmy budynek- To co chcesz mi powiedzieć?- spytałam po chwili. 
-Podobasz mi się- powiedział po chwili. W jego głosie było lekkie zawahanie, jednak jego oczy były napełnione miłością i szczęściem.  
-Mówisz poważnie?
-Najpoważniej- zaśmiał się- A to takie dziwne, że się w tobie zakochałem? 
-Po prostu.. Nieważne- uśmiechnęłam się delikatnie- Ważne jest to, że.. Ty też nie jesteś mi obojętny. 
-Czy to znaczy, że, przyjmujesz moje zaproszenie? 
-Zaproszenie? 
-No tak, na kolację. Dziś, u mnie- uśmiechnął się słodko. 
-Tak- odwzajemniłam jego gest- O której mam być? 
-Chodźmy teraz, nie traćmy czasu. 
-Muszę się w coś ładnego ubrać!- oburzyłam się. 
-Wyglądasz ślicznie- skomplementował mnie, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. 
-Dziękuję- powiedziałam cicho, na co on delikatnie musną mój policzek. 

Jesteśmy już u niego w domu. Nie powiem, jest tu ślicznie. 
-Nadal się martwisz przedstawieniem, tak?- zapytał po chwili. 
-No tak, a jak inaczej? To moja pierwsza rola, a ja mam tak mało czasu na przygotowanie się do niej. 
-Mała- pstryknął delikatnie mój nos, na co się zaśmiałam- Mówiłem ci, że będzie dobrze. Najwyżej improwizuj, my się do ciebie podegramy. 
-Przestań, nie będę z siebie robić królowej, której każdy ma się podporządkowywać!- oburzyłam się, na co on się uśmiechnął. 
-Jak chcesz możemy teraz przećwiczyć kilka scen- poruszał zabawnie brwiami. 
-A co oznacza kilka scen?- spojrzałam na niego podejrzliwie, po czym wybuchnęłam śmiechem. 
-To znaczy te sceny, w których się całujemy- odpowiedział, a ja w niego rzuciłam poduszką-No co? Nie chcesz przećwiczyć tych scen? 
-Tego nie powiedziałam- zaśmiałam się- Ale chyba nie masz nic do mojego całowania! 
-No wiesz, moglibyśmy to jeszcze trochę przećwiczyć, zawsze może wyjść lepiej- uśmiechną się. 
-Wyjść lepiej? Co byś zmienił?- zapytałam z uśmiechem. 
-Na przykład to, że do tego moglibyśmy dołączyć języki. 
-Nie rozpędzaj się- ponownie się zaśmiałam i usiadłam obok niego. 
-Masz coś do mojego języka? 
-Nic- odpowiedziałam i oparłam się o jego tors. 
-A tak na serio, to chcesz przećwiczyć? 
-Yhmm. 
-To wstawaj. 
-A nie możemy na siedząco?
-Zgadnij- powiedział ironicznie, na co ja niechętnie się podniosłam z podłogi. Po chwili on też wstał i zaczęliśmy ćwiczyć nasze rolę.

Jest już po drugiej. Leżymy na kanapie i nadal senni, ćwiczymy swoje kwestię. 

-Isabell, wszystko okej?
-Yhmm- odpowiedziałam po czym ziewnęłam. 
-A jeżeli.. się ten, nie uda? 
-To.. yymm.. damy radę, nie..? Tak mówiłeś, czy coś... 
-Yhmm- odpowiedział, po czym usłyszałam jak tym razem on ziewa. Poczułam jak moje powieki stają się coraz cięższe i po chwili zasnęłam. 

~Rano~

Obudziłam się wtulona w ciało Leona. Dopiero po chwili przypomniałam sobie co się wczoraj wydarzyło. 
-Śpisz?- usłyszałam jego zaspany głos. 
-Nie- odpowiedziałam sennie. 
-Vilu, mam pytanie.. 
-Tak? 
-Zostaniesz moją dziewczyną? 
-Dziewczyną? 
-No, że wiesz, będziemy razem.. 
-Leon wiem, co miałeś na myśli mówiąc dziewczyna, ale jja.. myślałam, że...- westchnęłam- Myślałam, że już jesteśmy razem- powiedziałam cicho- Ten pocałunek w teatrze, ta rozmowa, kolacja i je...- przerwał mi, namiętnie całując. Oddałam pocałunek, a swoją prawą dłoń położyłam na jego policzku. 
-Więc się zgadzasz?- szepnął wprost w moje usta. 
-Tak- odpowiedziałam i wtuliłam się w niego. 
-Wiesz... Tak na prawdę, gdy zauważyłem cię po raz pierwszy, miałem nadzieję, że to właśnie ty będziesz Isabell. Od razu mi się spodobałaś. 
-Też mi się spodobałeś, od razu- uśmiechnęłam się, a on delikatnie musnął mój policzek. 
-Która godzina?- spytał po chwili. Wzięłam telefon ze stolika i odblokowałam ekran, a pierwsze co zauważyłam, to dwadzieścia nie odebranych połączeń od Ludmiły. No tak, przecież nie mówiłam jej, że idę do Leona..! Musiała się strasznie martwić! Czym prędzej zadzwoniłam do niej i modliłam się, aby nie była zła. 
-Halo? Vils?- odezwała się po chwili. 
-Tak..- odpowiedziałam niepewnie. 
-Możesz mi wytłumaczyć co się z tobą działo?!- powiedziała zła. 
-Wytłumaczę ci wszystko w teatrze, okej? 
-Mam nadzieję, że to było coś ważnego, bo tak łatwo ci nie wybaczę!- powiedziała i się rozłączyła. 
-Jest zła?- zapytał Leon, który przyglądał się całej rozmowie. 
-Może trochę...- westchnęłam- Ale gdy się dowie, że.. Jesteśmy razem, to jej cała złość minię- powiedziałam pewna siebie i ponownie wtuliłam się w ciało Leona. 

Weszliśmy do teatru trzymając się za ręce. To naprawdę wspaniałe uczucie! 
-Widzę, że wczuwacie się w rolę- powiedziała z uśmiechem Maya, a my z Leonem spojrzeliśmy na siebie. 
-Chciałbym Wam oficjalnie przedstawić moją dziewczynę- wskazał na mnie, a ja się uśmiechnęłam. Patrzałam na miny wszystkich zebranych w teatrze. 
-Jesteście razem?- krzyknęła podekscytowana brunetka, na co oboje kiwnęliśmy głowami- Nawet nie wiecie jak się cieszę! Szczęścia!- przytuliła nas mocno, a my się zaśmialiśmy. 
-Spokojnie.. My nie bierzemy ślubu- zaśmiał się Leon, a ja razem z nim. 
-Wybaczam ci!- powiedziała Ludmiła, na co ja się zaśmiałam. Wiedziałam, że tak będzie, znam ją na wylot- Ale, czekaj, czekaj- podeszła do nas i pociągnęła- Jesteście razem... A ty- wskazała na mnie- Nie wróciłaś na noc..! Wytłumaczycie mi to?- Spojrzała na nas podejrzliwie. 
-Lu.. my nie spaliśmy razem- powiedziałam zażenowana. 
-Nie wierzę wam- powiedziała pewnie. 
-Lu. On mnie zaprosił tyl.. 
-Ja już wiem jak się zakończyło to "tylko". Nie tłumaczcie mi się, ja wiem swoje- uśmiechnęła się zwycięsko- Ale ty- pokazała na Leona- Jeżeli ją zranisz, będziesz miał ze mną do czynienia! 
-Przysięgam Pani, Panno Ludmiło, że nie zranię tej oto ślicznotki- objął mnie ramieniem. 
-Mam nadzieję!- powiedziała po czym odeszła od nas. 
-Przepraszam cię za to- szepnęłam w jego stronę, na co odpowiedział mi uśmiechem. 

Za nami już kolejna godzina w teatrze. Co jak co, ale muszę przyznać, że dziś mi wszystko wychodzi lepiej. To zapewne przez to, że zostałam dziewczyną Leona! 
-Wiesz.. miałeś rację, od samego początku...- mówiłam parząc w Oczy szatynowi. 
-To normalne, Isabell, że po tym, co przeżyłaś, miałaś wątpliwości. 
-Ale teraz wiem, że jedyne czego pragnę to ciebie, Daniel. Chcę być przy tobie, chcę móc codziennie widzieć twoje oczy... Pomiędzy nami, nie ma już żadnej przeszkody, nic nam nie zepsuje szczęścia.
-Kocham cię Isabell- powiedział z uśmiechem patrząc na mnie. 

-Ja ciebie też kocham- odpowiedziałam, po czym splotłam dłonie za jego szyją, a nasze usta się połączyły w długim pocałunku. 
-Udało się- powiedział z uśmiechem Leon. Po raz pierwszy w tym składzie, udało nam się przećwiczyć całą sztukę!- Mówiłem, że się uda. 
-To tylko dlatego, że cały czas byłeś przy mnie... Dziękuję.  
-Udało nam się dlatego, że jesteś świetną aktorką. 
-Nie mów tak, to nie prawda. Gdyby nie ty, nadal bym nic nie umiała. 
-Dobra gołąbeczki, my robimy przerwę, a wy się pogruchajcie- powiedziała Chelsea, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem. Chwyciłam Leona za rękę i razem wyszliśmy z teatru. Szliśmy powoli alejką, pomiędzy nami panowała cisza, jednak była przyjemna. Po chwili usiedliśmy na murku, patrzałam na Leona, a on na mnie. 
-Kocham cię- powiedział patrząc w moje oczy, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. 
-Też cię kocham- odpowiedziałam i usiadłam na jego kolanach. 
-Czemu my się dopiero teraz spotkaliśmy? 
-Nie wiem, ale lepiej później niż wcale- uśmiechnęłam się i wtuliłam w niego niczym w pluszowego misia. 

~Dzień Przedstawienia

-Leon.. A jeżeli się nie uda?- zapytałam zdenerwowana. 
-Co ma się nie udać? Kochanie, ćwiczyliśmy to już wiele razy i za każdym razem wychodziło ci wspaniale. 
-A jak zapomnę tekstu?
-Nie zapomnisz. 
-A jeżeli zapomnę? 
-To spojrzysz w moje oczy i wszystko ci się przypomni. 
-Leon, mówię poważnie. 
-Ja też- podszedł do mnie i chwycił mnie za ręce- Nie denerwuj się. Wszystko wyjdzie dobrze. Uwierz w siebie, na próbach ci wychodziło, czemu teraz miałoby być inaczej? 
-Kiedyś na próbie też mnie tak uspakajałeś, jednak nie słowa sprawiły, że zaczęłam wierzyć w siebie- zaśmiałam się, a on bez namysłu wbił się w moje usta- Lepiej? 
-Lepiej- odpowiedziałam z uśmiechem po czym ponownie wbiłam się w jego usta. 
-Zaraz wchodzimy na scenę- powiedział i się uśmiechnął. 
-Wiem- również się uśmiechnęłam- I ciesze się, że będę tam z tobą. 

-Ale teraz wiem, że jedyne czego pragnę to ciebie, Daniel. Chcę być przy tobie, chcę móc codziennie widzieć twoje oczy... Pomiędzy nami, nie ma już żadnej przeszkody, nic nam nie zepsuje szczęścia- Powiedziałam z uśmiechem. 
-Kocham cię Isabell.
-Ja ciebie też kocham- odpowiedziałam i zarzuciłam ręce za jego szyję, po czym namiętnie pocałowałam. W  tej chwili w całym teatrze było słychać brawa, a światła powoli gasły. Po chwili na scenę przeszli wszyscy aktorzy i się ukłoniliśmy. 

-Udało się!- powiedziałam szczęśliwa i wtuliłam się w Leona. 
-Nie było nawet sekundy, żebym w to zwątpił- uśmiechnął się do mnie. 
-Kocham cię- szepnęłam i chwyciłam jego dłonie- Dziękuję, że cały czas we mnie wierzyłeś... Byłeś przy mnie... Że razem, do drugiej w nocy ćwiczyliśmy kwestię... Jak mogłabym ci się odwdzięczyć? 
-Bądź przy mnie. 
-Tylko tyle?- zaśmiałam się. 
-Aż tyle, kochanie- powiedział na co się zarumieniłam. 

KONIEC..? 
NIE, TO DOPIERO POCZĄTEK..!

###
A więc dziś, kolejny raz dodaję post!
Oto cały Part, mi się jak najbardziej podoba ;D
Nie kończy się, zaręczynami, małżeństwem, dziećmi więc można u mnie zaliczyć to do rzadkości ;D
Ogólnie to miał być koniec, ale szczerze mówiąc nie wiem.
Pisało mi się go zdecydowanie dobrze, więc.. kto wie?
Piszcie w kom, czy chcecie, czy ma już tak pozostać ;P
Przypominam, że dziś ten blog ma urodzinki! <33

(Poniżej rozdział 11!) 

Buziaki!
Suzzy :* 

Rozdział 11 "Musimy zrezygnować z planu"+ ROOOOK BLOGA!

ROZDZIAŁ DEDYKOWANY ElimelGamesPl 
MIŁEJ LEKTURY :* 


- Bo ty... Nie znasz całej prawdy.
- Jakiej prawdy? O czym ty mówisz? - pyta zdezorientowana.
- Shell... - wzdycham.
- Mów Violetta - nakazuje.
- Bo ja... Kiedyś byłam z Danielem.
Patrzy na mnie zdziwiona.
- Jak to?
- Byliśmy razem... Ale on zdradził mnie... W sylwestra - dodaję.
Natychmiast wstaje z kanapy.
- Czemu mi nie powiedziałaś do cholery?! - pyta zdenerwowana. - To dla tego tak się na niego uwzięłaś, tak?
- Shell, ja naprawdę chciałam tylko... - przerywa mi.
- Violetta, nic mi nie powiedziałaś! A myślałam, że... A zresztą, wychodzę!- mówi wściekła i idzie do drzwi.
- Poczekaj! Shell! - niestety, zanim zdołam się obejrzeć, jej już nie ma.
Przecież ja chciałam dobrze!

Budzą mnie promienie słońca, które tym razem są mi obojętne. Od wczoraj myślę o Shell, dzwonię do niej bez przerwy, piszę, ale ona na nic nie odpowiada. Zepsułam wszystko, ale przecież nie celowo! Ja nie wiedziałam, że ona tak zareaguje.
Nagle słyszę piosenkę, którą ustawiłam jako dzwonek Shell.
Zrywam się z łóżka i podbiegam do biurka na którym leży telefon. Nie mylę się - dzwoni Shell. Odbieram.
- Shell za nim cokolwiek powiesz... - przerywa mi.
- Nie Violetta, nie mam zamiaru cię słuchać. Chcę tylko powiedzieć, że wyjeżdżam.
Poczułam ukłucie w sercu.
- Aale, Shell...
- Żadne 'ale'. Myślałam, że kuzynki mówią sobie tak ważne rzeczy. A ty zataiłaś to przede mną.
- Shell, proszę... - przerywa mi ponownie.
- Nie Violetta - jej ton jest stanowczy i zimny - chciałam się pożegnać, więc... Do usłyszenia.
Zanim zdążę cokolwiek powiedzieć, ona się rozłącza. Kładę się zniechęcona na łóżko.
Opuściła mnie... Moja kuzynka. Dodatkowo nie wiem, czy zerwała z Danielem czy też nie...

Siedzę na kanapie już drugą godzinę i oglądam jakiś wyciskacz łez. Wokół mnie leżą tony chusteczek. Nie mam na nic ochoty. Nawet ubrać się nie mam siły więc od rana siedzę w piżamie. Shell wyjechała, przeze mnie. Gdybym tylko wcześniej powiedziała jej o Danielu... Ehh, czasu nie cofnę. 
Nagle dzwoni mój telefon. Biorę go ze stolika i zerkam na wyświetlacz. Ludmiła. 
- Halo? 
- Violetta, hej! 
- Hej Lu... - wzdycham.
- Ej, coś się stało? - pyta.
- Nie... To znaczy tak! Ugh, nie!
- To w końcu tak czy nie? - słyszę jej cichy śmiech.
- No tak jakby... - prostuję. - Możemy się spotkać? W kawiarni dziewczyn?
- Tak, jasne.
- To za dwadzieścia minut, powiedz Fran i Naty, że idziemy do nich z wizytą - mówię.
- Okej, do zobaczenia - woła blondynka i rozłącza się.

Właśnie wchodzę do Coffee Heaven, gdzie czekają już na mnie dziewczyny. Podchodzę do nich.
- Heej dziewczyny - przeciągam i siadam na wolnym krześle.
- Hej Vils - mówi Naty.
- Dobra, a teraz mów co się stało! - żąda Lu.
- Aale co..? - pytam.
- No nie udawaj, za dobrze cię znam, widzę, że coś się stało.
Wzdycham.
- No bo... Shell wyjechała.
Dziewczynom oczy się powiększają.
- Jak to wyjechała? Czemu? - pytają.
- Pamiętacie Daniela? - pytam.
- Tego dupka? Jego się nie da zapomnieć...
- A pamiętacie chłopaka Shell? - pytam ponownie.
- Tak... - mówią zdziwione.
Patrzę na nie wyczekująco. One co chwilę zerkają na siebie.
- Zaraz... - zaczyna Lu. - Chyba nie mówisz, że... - kiwam głową. - To był Daniel?!
- Tak, to był Daniel.
- Ten sam dupek? Na prawdę?!
- No tak! - mówię. - Ale to nie wszystko...
- Coś jeszcze się stało? - pytają na raz.
- Tak... - biorę głęboki wdech. - Musimy zrezygnować z planu.
Robią wielkie oczy.
- Violetta... Ty chyba nie mówisz poważnie... Prawda?
- Nie, mówię całkiem poważnie.
- Aale przecież... - przerywam im.
- Słuchajcie, sama doskonale wiem jak to jest stracić bliską ci osobę. Juliet na prawdę kocha Leona, to widać. Nie chcę niszczyć jej szczęścia, bo on zawinił.
- Ale on ją zdradził!
- Ale najwidoczniej żałuje, są ze sobą szczęśliwi a ja nie chcę tego psuć. Poznałam bliżej Juliet, jest wspaniałą dziewczyną i zasługuje na szczęście...
- Ehh... - wzdycha Lu. - Według mnie, powinnaś jej o tym powiedzieć...
- Lu, przestań już. Plan jest już nie ważny - wstaję z krzesła.
- Przejdźmy się na jakieś zakupy, dobrze ci to zrobi - zachęca mnie blondynka. - Zakupy zawsze poprawiają humor!
Uśmiecham się.
- Okej, to pa dziewczyny - przytulam Naty i Fran. - Miłej pracy.
Posyłają nam uśmiech. Lu bierze swoją torebkę i wychodzimy z Coffee Heaven.
- A jak tam z Federico? - pytam.
- Na prawdę chcesz teraz o tym rozmawiać? - śmiejemy się.

- Lu, dziękuję ci - mówię.
Dochodzimy właśnie do mojego mieszkania.
- Ale nie masz za co! Uwielbiam zakupy z tobą! - uśmiecham się.
Chwilę potem stoimy przed drzwiami do mojego domu.
- Wejdziesz? - pytam otwierając drzwi.
- Nie kochana, wybacz, ale Fede ma przyjść wieczorem... - zabawnie porusza brwiami a ja wybucham śmiechem.
- Okej, no to miłego... No. Wiesz o co chodzi - śmieję się.
- Violetta! - karci mnie blondynka.
- No dobrze, dobrze no... - znów wybuchamy śmiechem.
- To papa - macha mi niczym mała dziewczynka.
- Cześć Lu, do jutra - żegnam się z nią po czym zamykam drzwi.
Jestem tak zmęczona, że idę prosto do sypialni, przebieram się w piżamę i idę spać...


###
No Witam Witam!
Dawno nie było rozdziału, nie?
Rozdział powinien być w sobotę, ale ponieważ z okazji Roku Bloga, dodaję do dziś :*
Przede wszystkim chciałam Wam podziękować!  
Wszystkim!
Tym, co są tu od początku (pewnie nie ma takich xD)
Tym, którzy są tu teraz!
Ale też tym, którzy znaleźli się tu przez przypadek i nigdy więcej tu nie zajrzeli!
Nie spodziewałam się, że na Bloggerze odniosę taki sukces! 
Blog miał być dodatkiem, sprawdzeniem umiejętności, a tym czasem on, jak i Wy staliście się częścią mnie! I właśnie za To chciałam Wam bardzo podziękować.
Dzięki Blogowi, nie tylko poprawiłam swój styl pisania, zaczęłam wierzyć w siebie, odkryłam swoją pasję, ale też poznałam naprawdę wspaniałe osoby.
Nie będę się już rozpisywać bo pewnie i tak mało kto doczytał! <3

Suzzy&Viki

Rozdział 12- W najbliższą sobotę! (min. 15 kom !)