- Nie podglądaj - brunet zasłania mi oczy, a ja się śmieję.
- Nic nie widzę, Leon, przestań. O co chodzi? Nie lubię niespodzianek, nie wygłupiaj się - mówię zdenerwowana, ale jednocześnie podekscytowana. Nie mam pojęcia na co mógł wpaść tym razem. Jest totalnie szalony i nieprzewidywalny, ale chyba to najbardziej w nim lubię.
- Gotowa? - szepcze wprost do mojego ucha, a ja od razu kiwam twierdząco głową. Brunet zabiera dłonie z mojej twarzy i automatycznie otwieram oczy. Widzę przed sobą masę róż. Patrzę na niego zdziwiona, bo nic nie rozumiem. Leon wyciąga coś ze swojej kieszeni, a następnie klęka przede mną. Zakrywam swoją twarz dłonią i modlę się, żeby to wszystko było tylko jakimś snem - Wyjdziesz za mnie? - pyta. Przez dłuższą chwilę nie dochodzi to do mnie.
- Żartujesz, tak? - patrzę na niego i widzę na jego twarzy rozczarowanie. On nie żartuje. On się pyta poważnie. Przełykam głośno ślinę i wzdycham - Leon... Ja nie wiedziałam, że ty traktujesz to tak poważnie... - mówię przygaszona, a on wstaje.
- Jeśli to nie było naprawdę... Nie traćmy razem więcej czasu.
- Żartujesz, tak? - patrzę na niego i widzę na jego twarzy rozczarowanie. On nie żartuje. On się pyta poważnie. Przełykam głośno ślinę i wzdycham - Leon... Ja nie wiedziałam, że ty traktujesz to tak poważnie... - mówię przygaszona, a on wstaje.
- Jeśli to nie było naprawdę... Nie traćmy razem więcej czasu.
***
- Wysłałeś zaproszenia? - patrzę na mojego narzeczonego, a on jedynie wzdycha i kiwa głową.
- Pytałaś się już o to trzy razy - mówi i cicho się śmieje. Podchodzi do mnie i łapie moje dłonie - Wiem, że się stresujesz. Może za późno się za to zabraliśmy, ale cała rodzina wie o ślubie. Od czterech miesięcy wszyscy o tym mówią, Vils. Uspokój się, naprawdę będzie dobrze, wszystko mamy załatwione - przytula mnie, a ja automatycznie się uspokajam. Cieszę się, że mi w tym wszystkim pomaga. Gdyby nie on, już dawno bym oszalała.
- A do cioci z Peru wysłałeś? - pytam, a on w odpowiedzi mrozi mnie wzrokiem.
- Wszystko mamy załatwione, naprawdę.
Wchodzę do łazienki i zmywam makijaż. Mimo tego, że dopadło mne ogromne zmęczenie, uśmiech nie schodzi z mojej twarzy. Jestem szczęśliwa, naprawdę. Od kiedy w moim życiu pojawił się Diego wszystko stało się piękniejsze. Czuję, że jesteśmy sobie pisani, że połączyło nas przeznaczenie. To niesamowite jak bardzo jesteśmy do siebie podobni, a jednak nie czuję przy nim nudy.
Zarzucam na siebie szlafrok i kieruję się do sypialni. Mój ukochany już leży, a ja do niego dołączam.
Dreszcze. Na całym ciele mam gęsią skórkę. Na moich policzkach spływają pojedyncze łzy, a ja nie mogę ich opanować. Nie wiem co czuję, pustkę. A może złość. A może coś totalnie innego. Nie umiem tego opisać. Czuję się winna, choć uważam, że to nie ja popełniłam błąd. Jeżeli to ma jakikolwiek sens. Ma. Kochałam go, mimo mojego gówniarskiego podejścia naprawdę go kochałam.
Słyszę głos blondynki, któa przerażona pyta się mnie co się stało. Nie umiem jej teraz odpowiedzieć. Nawet nie mogę wziąć oddechu.
- Zdradził mnie - mówię po kilku minutach. Nie wiem czy to prawda, ale tak się czuję, bo moje serce przez niego pękło.
Budzę się. Przełykam głośno ślinę i próbuję uspokoić oddech. Czuję łzy w oczach i szybko je wycieram. Jedyne o czym teraz myślę, to to, żeby Diego się nie obudził. Nie może wiedzieć co mi się śniło. Nie może wiedzieć co się stało. Nikt nie może. Minęło tyle czasu, a ja nikomu nie powiedziałam całej prawdy. Jeżeli teraz ktoś by się dowiedział, znienawidziliby mnie, wszyscy. Nie czuję się winna, jedyne co mnie męczy, to sny. Biorę kolejny głęboki oddech i kładę się usiłując spać dalej.
***
- Nareszcie jesteś! - mówię, gdy widzę, że Diego wchodzi do domu.
- Przepraszam, zaraz ci opowiem, nie uwierzysz - mówi wieszając płasz. Bierze ciasto, które chwilę temu położył na krześle i idzie w moją stronę. Całuje mnie w policzek, a następnie nalewa sobie trochę wody do szklanki - Spotkałem na mieście jakiegoś mężczyznę. Wpadliśmy na siebie przypadkiem w cukierni. Mówił, że przyleciał z Paryża, żeby odnaleźć swoją dawną miłość - delikatnie się uśmiecha, ja również - Czy ty przypadkiem nie jesteś miłośniczką takich romantycznych historii? - śmieje się cicho, a ja przytakuję głową.
- Oby ją odnalazł - odpowiadam - Dobra, rozłóż talerzyki na stół, rodzice niedługo będą - zmieniam temat, a brunet posłusznie wykonuje moje polecenie.
***
I jak? - patrzę na blondynkę, a ona się delikatnie uśmiecha i klaszcze w dłonie. Obracam się i spoglądam w lustro. Prawda jest taka, że nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Stoję tu, w białej sukni z welonem na głowie. Jeszcze kilka lat temu nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek będę wychodziła za mąż. Zawsze uważałam, że to niepotrzebne, nie ufałam miłości. A teraz... Kto by pomyślał.
- Wyglądasz obłędnie - Lu mówi zachwycona, tym samym przerywając moje myśli - Zawsze myślałam, że to ja pierwsza wezmę ślub - śmieje się, a ja odpowiadam jej uśmiechem. Łapie moje ręce i patrzy prosto w moje oczy - Naprawdę cieszę się twoim szczęściem. Po tym co cię spotkało... Zasługujesz na to - cicho wzdycham, bo wolałabym żeby wszyscy zapomnieli o tym i już nigdy o tym nie wspominali. Czuję się przez to niekomfortowo.
- Daj spokój, nie ma o czym mówić - kończę jej wątek.
- To będzie twój dzień, najpiękniejszy dzień Vils. Nie mogę się doczekać - przytula mnie, a ja nie wiem czemu pierwszy raz czuję jakieś dziwne uczucie myśląc o tym - Siedem dni. Cholera Vils, za siedem dni już nie będziesz Violettą Castillo tylko Hernandez. Jak ten czas szybko mija - szepcze w moje włosy.
- Hej kochanie już jestem - mówię wchodząc do domu. Czuję jakiś piękny zapach i mimowolnie się uśmiecham. Diego ma wiele zalet, ale to, że jest moim prywatnym kucharzem... To chyba lubię najbardziej.
- Idealnie, właśnie podano do stołu - mówi, a ja podchodzę do niego i delikatnie go całuję.
- Obiecaj mi coś - patrzę na niego, a on kiwa głową - Obiecaj, że po ślubie też będziesz mi tak codziennie gotował.
- Obiecuję - odpowiada i prowadzi mnie do stołu, gdzie przygotowane jest moje ulubione danie.
- To jest szalone - mówię po chwili, a Diego patrzy na mnie niezrozumiale - Spotkaliśmy się przypadkiem w autobusie... A za tydzień bierzemy ślub - brunet patrzy na mnie i kiwa głową.
- Szalone jest to, że oświadczyłem ci się po czterech miesiącach, a ty się zgodziłaś - śmieje się, a ja łapię jego dłoń.
- Bądźmy już tak szaleni do końca naszego życia.
***
Wchodzę do kościoła w białej sukni i welonie do ziemi. Czuję się cudownie, tak długo czekałam na ten dzień. Jestem podekscytowana. Staję obok mojego przyszłego męża i łapię go za rękę. Słucham, z jaką uwagę wypowiada przysięgę małżeńską, żeby za chwilę zrobić to samo. Patrzę na księdza i na wszystkich gości wokół. Czuję jakieś dziwne zawirowanie, ale nie przejmuję się niczym. To mój dzień, moja chwila, mój ślub.
- Możesz pocałować pannę młodą - slyszę i delikatnie się uśmiecham. Patrzę na bruneta i dopiero teraz dostrzegam, że to nie jest Diego, tylko Leon. Czuję się dziwnie, słabo mi. Ale brunet mnie całuje, wszyscy goście klaszczą. A ja właśnie stałam się jego żoną.
Budzę się, ale wcale nie wiem czy jestem przerażona. Zagryzam dolną wargę i po cichu wstaję z łózka. Czuję, że w moich oczach pojawiają się łzy. Szybko je ścieram i kieruję się do salonu. Odwracam się, żeby upewnić się, że brunet się nie obudził i nie idzie za mną. Otwieram jedną z szafek i po raz pierwszy od naprawdę dawna wyjmuję konkretne pudełko. Niepewnie je otwieram i biorę do ręki jedno ze zdjęć z Leonem. Nie wiem co zrobić. Mam dość tego, że mi się śni, dość tego, że z nikim nie mogę o tym porozmawiać. Może przez ten cały czas się tylko usprawiedliwiałam. Może ja jednak czuję wyrzuty sumienia, a może to coś więcej..? Przeglądam kolejne zdjęcia i delikatnie się uśmiecham. Pamiętam wszystkie te momenty. Czuję ukłucie w sercu i dochodzi do mnie, że to ja wszystko zniszczyłam. Nas, naszą paczkę, naszą przyjaźń.
Biorę telefon i niezważając na godzinę dzwonię do blondynki. Muszę jej powiedzieć prawdę, bo wiem, że tylko ona będie w stanie mnie zrozumieć i mi pomóc.
Słyszę pukanie do drzwi, więc automatycznie się podnoszę z pdłogi i lecę otworzyć drzwi. Widzę przed sobą zaspaną blondynkę i od razu ją przytulam.
- Co się dzieje Vils? Czemu na podłodze są twoje zdjęcia z Leonem? - pyta zaniepokojona.
- Lu... Ja nie mogę wziąc tego ślubu - mówię po chwili, a ona patrzy na mnie jak na wariatkę.
- Ej... Vils... Każdy przed ślubem ma wątpliwości, bo to decyzja na całe życie. Ale nie musisz się przejmować... To, że Leon cię zdradził..
- Lu - przerywam jej - Wtedy... Nie powiedziałam Wam całej prawdy - mówię i nagle czuję jakąś ogromną ulgę. Po tylu latach to powiedziałam, pozbyłam się ciężaru, który w sobie miałam. Oczyściłam cię, Leon. Przepraszam.
- Violetta... - Blondynka wzdycha zmarnowana i mnie przytula. Myślę, że gdyby nie to, że jestem teraz cała we łzach to nakrzyczałaby na mnie - Co tak naprawdę się wtedy wydarzyło?
###
Hejka!
Wiem, że posty są tu sporadycznie, ale naprawdę się staram!! Dajcie znać, jeżeli tu wchodzicie jeszcze, bo to dla mne ogromna motywacja, chcę wiedzieć ile z Was jeszcze o mnie nie zapomniało!:)
Przyznam Wam bez bicia, że ta część jest krótka, jest napisana na szyko, bo to wszystko tutaj ma być jedynie wprowadzeniem do 2 i 3 części (które się pojawią, jeżeli będziecie chcieli)
Mam nadzieję, że Wam się podoba!
Buziaki!
S.
- Wysłałeś zaproszenia? - patrzę na mojego narzeczonego, a on jedynie wzdycha i kiwa głową.
- Pytałaś się już o to trzy razy - mówi i cicho się śmieje. Podchodzi do mnie i łapie moje dłonie - Wiem, że się stresujesz. Może za późno się za to zabraliśmy, ale cała rodzina wie o ślubie. Od czterech miesięcy wszyscy o tym mówią, Vils. Uspokój się, naprawdę będzie dobrze, wszystko mamy załatwione - przytula mnie, a ja automatycznie się uspokajam. Cieszę się, że mi w tym wszystkim pomaga. Gdyby nie on, już dawno bym oszalała.
- A do cioci z Peru wysłałeś? - pytam, a on w odpowiedzi mrozi mnie wzrokiem.
- Wszystko mamy załatwione, naprawdę.
Wchodzę do łazienki i zmywam makijaż. Mimo tego, że dopadło mne ogromne zmęczenie, uśmiech nie schodzi z mojej twarzy. Jestem szczęśliwa, naprawdę. Od kiedy w moim życiu pojawił się Diego wszystko stało się piękniejsze. Czuję, że jesteśmy sobie pisani, że połączyło nas przeznaczenie. To niesamowite jak bardzo jesteśmy do siebie podobni, a jednak nie czuję przy nim nudy.
Zarzucam na siebie szlafrok i kieruję się do sypialni. Mój ukochany już leży, a ja do niego dołączam.
Dreszcze. Na całym ciele mam gęsią skórkę. Na moich policzkach spływają pojedyncze łzy, a ja nie mogę ich opanować. Nie wiem co czuję, pustkę. A może złość. A może coś totalnie innego. Nie umiem tego opisać. Czuję się winna, choć uważam, że to nie ja popełniłam błąd. Jeżeli to ma jakikolwiek sens. Ma. Kochałam go, mimo mojego gówniarskiego podejścia naprawdę go kochałam.
Słyszę głos blondynki, któa przerażona pyta się mnie co się stało. Nie umiem jej teraz odpowiedzieć. Nawet nie mogę wziąć oddechu.
- Zdradził mnie - mówię po kilku minutach. Nie wiem czy to prawda, ale tak się czuję, bo moje serce przez niego pękło.
Budzę się. Przełykam głośno ślinę i próbuję uspokoić oddech. Czuję łzy w oczach i szybko je wycieram. Jedyne o czym teraz myślę, to to, żeby Diego się nie obudził. Nie może wiedzieć co mi się śniło. Nie może wiedzieć co się stało. Nikt nie może. Minęło tyle czasu, a ja nikomu nie powiedziałam całej prawdy. Jeżeli teraz ktoś by się dowiedział, znienawidziliby mnie, wszyscy. Nie czuję się winna, jedyne co mnie męczy, to sny. Biorę kolejny głęboki oddech i kładę się usiłując spać dalej.
***
- Nareszcie jesteś! - mówię, gdy widzę, że Diego wchodzi do domu.
- Przepraszam, zaraz ci opowiem, nie uwierzysz - mówi wieszając płasz. Bierze ciasto, które chwilę temu położył na krześle i idzie w moją stronę. Całuje mnie w policzek, a następnie nalewa sobie trochę wody do szklanki - Spotkałem na mieście jakiegoś mężczyznę. Wpadliśmy na siebie przypadkiem w cukierni. Mówił, że przyleciał z Paryża, żeby odnaleźć swoją dawną miłość - delikatnie się uśmiecha, ja również - Czy ty przypadkiem nie jesteś miłośniczką takich romantycznych historii? - śmieje się cicho, a ja przytakuję głową.
- Oby ją odnalazł - odpowiadam - Dobra, rozłóż talerzyki na stół, rodzice niedługo będą - zmieniam temat, a brunet posłusznie wykonuje moje polecenie.
***
I jak? - patrzę na blondynkę, a ona się delikatnie uśmiecha i klaszcze w dłonie. Obracam się i spoglądam w lustro. Prawda jest taka, że nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Stoję tu, w białej sukni z welonem na głowie. Jeszcze kilka lat temu nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek będę wychodziła za mąż. Zawsze uważałam, że to niepotrzebne, nie ufałam miłości. A teraz... Kto by pomyślał.
- Wyglądasz obłędnie - Lu mówi zachwycona, tym samym przerywając moje myśli - Zawsze myślałam, że to ja pierwsza wezmę ślub - śmieje się, a ja odpowiadam jej uśmiechem. Łapie moje ręce i patrzy prosto w moje oczy - Naprawdę cieszę się twoim szczęściem. Po tym co cię spotkało... Zasługujesz na to - cicho wzdycham, bo wolałabym żeby wszyscy zapomnieli o tym i już nigdy o tym nie wspominali. Czuję się przez to niekomfortowo.
- Daj spokój, nie ma o czym mówić - kończę jej wątek.
- To będzie twój dzień, najpiękniejszy dzień Vils. Nie mogę się doczekać - przytula mnie, a ja nie wiem czemu pierwszy raz czuję jakieś dziwne uczucie myśląc o tym - Siedem dni. Cholera Vils, za siedem dni już nie będziesz Violettą Castillo tylko Hernandez. Jak ten czas szybko mija - szepcze w moje włosy.
- Hej kochanie już jestem - mówię wchodząc do domu. Czuję jakiś piękny zapach i mimowolnie się uśmiecham. Diego ma wiele zalet, ale to, że jest moim prywatnym kucharzem... To chyba lubię najbardziej.
- Idealnie, właśnie podano do stołu - mówi, a ja podchodzę do niego i delikatnie go całuję.
- Obiecaj mi coś - patrzę na niego, a on kiwa głową - Obiecaj, że po ślubie też będziesz mi tak codziennie gotował.
- Obiecuję - odpowiada i prowadzi mnie do stołu, gdzie przygotowane jest moje ulubione danie.
- To jest szalone - mówię po chwili, a Diego patrzy na mnie niezrozumiale - Spotkaliśmy się przypadkiem w autobusie... A za tydzień bierzemy ślub - brunet patrzy na mnie i kiwa głową.
- Szalone jest to, że oświadczyłem ci się po czterech miesiącach, a ty się zgodziłaś - śmieje się, a ja łapię jego dłoń.
- Bądźmy już tak szaleni do końca naszego życia.
***
Wchodzę do kościoła w białej sukni i welonie do ziemi. Czuję się cudownie, tak długo czekałam na ten dzień. Jestem podekscytowana. Staję obok mojego przyszłego męża i łapię go za rękę. Słucham, z jaką uwagę wypowiada przysięgę małżeńską, żeby za chwilę zrobić to samo. Patrzę na księdza i na wszystkich gości wokół. Czuję jakieś dziwne zawirowanie, ale nie przejmuję się niczym. To mój dzień, moja chwila, mój ślub.
- Możesz pocałować pannę młodą - slyszę i delikatnie się uśmiecham. Patrzę na bruneta i dopiero teraz dostrzegam, że to nie jest Diego, tylko Leon. Czuję się dziwnie, słabo mi. Ale brunet mnie całuje, wszyscy goście klaszczą. A ja właśnie stałam się jego żoną.
Budzę się, ale wcale nie wiem czy jestem przerażona. Zagryzam dolną wargę i po cichu wstaję z łózka. Czuję, że w moich oczach pojawiają się łzy. Szybko je ścieram i kieruję się do salonu. Odwracam się, żeby upewnić się, że brunet się nie obudził i nie idzie za mną. Otwieram jedną z szafek i po raz pierwszy od naprawdę dawna wyjmuję konkretne pudełko. Niepewnie je otwieram i biorę do ręki jedno ze zdjęć z Leonem. Nie wiem co zrobić. Mam dość tego, że mi się śni, dość tego, że z nikim nie mogę o tym porozmawiać. Może przez ten cały czas się tylko usprawiedliwiałam. Może ja jednak czuję wyrzuty sumienia, a może to coś więcej..? Przeglądam kolejne zdjęcia i delikatnie się uśmiecham. Pamiętam wszystkie te momenty. Czuję ukłucie w sercu i dochodzi do mnie, że to ja wszystko zniszczyłam. Nas, naszą paczkę, naszą przyjaźń.
Biorę telefon i niezważając na godzinę dzwonię do blondynki. Muszę jej powiedzieć prawdę, bo wiem, że tylko ona będie w stanie mnie zrozumieć i mi pomóc.
Słyszę pukanie do drzwi, więc automatycznie się podnoszę z pdłogi i lecę otworzyć drzwi. Widzę przed sobą zaspaną blondynkę i od razu ją przytulam.
- Co się dzieje Vils? Czemu na podłodze są twoje zdjęcia z Leonem? - pyta zaniepokojona.
- Lu... Ja nie mogę wziąc tego ślubu - mówię po chwili, a ona patrzy na mnie jak na wariatkę.
- Ej... Vils... Każdy przed ślubem ma wątpliwości, bo to decyzja na całe życie. Ale nie musisz się przejmować... To, że Leon cię zdradził..
- Lu - przerywam jej - Wtedy... Nie powiedziałam Wam całej prawdy - mówię i nagle czuję jakąś ogromną ulgę. Po tylu latach to powiedziałam, pozbyłam się ciężaru, który w sobie miałam. Oczyściłam cię, Leon. Przepraszam.
- Violetta... - Blondynka wzdycha zmarnowana i mnie przytula. Myślę, że gdyby nie to, że jestem teraz cała we łzach to nakrzyczałaby na mnie - Co tak naprawdę się wtedy wydarzyło?
###
Hejka!
Wiem, że posty są tu sporadycznie, ale naprawdę się staram!! Dajcie znać, jeżeli tu wchodzicie jeszcze, bo to dla mne ogromna motywacja, chcę wiedzieć ile z Was jeszcze o mnie nie zapomniało!:)
Przyznam Wam bez bicia, że ta część jest krótka, jest napisana na szyko, bo to wszystko tutaj ma być jedynie wprowadzeniem do 2 i 3 części (które się pojawią, jeżeli będziecie chcieli)
Mam nadzieję, że Wam się podoba!
Buziaki!
S.
Fajowe, ale smutne :( jak ja dawno nic o Leonettcie nie czytałam... chcę więcej :D
OdpowiedzUsuńczekam na next!:D
OdpowiedzUsuńW końcu coś się pojawiło �� I od razu taka bomba! ��
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział opowiadania... Chcę wiedzieć czu Violka jest w ciąży... Proszę cię pisz regularnie przez wakacje, albo dodawaj systematycznie np. Co niedziele
OdpowiedzUsuń