sobota, 20 kwietnia 2019

Rozdział 57 "Pozytywny"



Laura powoli wchodzi do sypialni. Widzę jej zmieszanie na twarzy i cicho wzdycham. Znam ją, doskonale ją znam, ale nie mam pojęcia co teraz zrobi, co myśli. Chcę, żeby była szczęśliwa, żeby się nie gniewała i nie zastanawiała dlaczego tak długo to ukrywałam przed nią. Ale wiem, że nie mogę teraz niczego od niej wymagać. Przez ten cały czas myślałam, że ją chronię. Nie chciałam, żeby w razie jakiejś mojej kłótni z Leonem czuła się porzucona.
Ściskam dłoń Leona, a on w sekundę uspokaja mnie swoim wzrokiem. Zagryzam dolną wargę i wstaję z łóżka. Patrzę na bruneta, a następnie na Laurę. Chcę być przy tym, ale czuję, że to zadanie Leona. To ich chwila i nie chcę im przeszkadzać. Wychodzę z pokoju i słyszę tylko jak Leon zaczyna rozmawiać z Laurą.


Delikatnie uchylam drzwi do sypialni i zaglądam. Minęła już ponad godzina i jestem ciekawa przebiegu sytuacji. Widzę jak mała śpi wtulona w również śpiącego bruneta. Na mojej twarzy automatycznie pojawia się uśmiech. Opieram się o ścianę i po prostu na nich patrzę. Czuję, że to jest początek czegoś pięknego, prawdziwego. 

- Też będziemy mięli kiedyś takiego brzdąca - brunet na mnie patrzy, a ja się cicho śmieję. 
- To, że wytrzymaliśmy jeden wieczór z twoim kuzynem, nie znaczy, że będziemy dobrymi rodzicami - mówię, a on automatycznie wywraca oczami. 
- Czy ty zawsze musisz niszczyć takie chwile? - pyta, a ja się jedynie delikatnie uśmiecham - No spójrz na niego. Jest cały, nie płacze, a nawet się śmiał przez chwilę. Czy to nie jest znak?
- Rzeczywiście, znak od niebios - śmieję się - Zdradzić ci tajemnicę? - pytam, a on z zapałem kiwa głową i w niesamowitym tempie przybliża się do mnie - Jesteś głupi - szepczę mu prosto do ucha, a on w odpowiedzi podnosi mnie i przewiesza przez bark. 
- Ale za to silny - mówi dumny. Kładzie mnie po chwili na kanapie i zawisa nade mną - I co teraz? - pyta, ale nie daje mi nawet chwili na odpowiedź, bo od razu złącza nasze usta w jedność. 
- Kevin jest obok - mówię, a on ponownie wywraca oczami.
- Przecież śpi - patrzy na mnie zirytowany, a ja splatam dłonie za jego szyją. 
- Rzeczywiście, będziesz świetnym ojcem - dodaję z odrobiną sarkazmu i ponownie złączam nasze usta. 


***

- Leon, masz przyszykowane dokumenty dla tej firmy z Anglii? - wchodzę do gabinetu bruneta wpatrzona w jakieś dokumenty. Lubię z nim pracować, lubię widzieć jego skupioną minę gdy rozmawia z kontrahentami. Po prostu lubię z nim być. 
- Fede powinien je mieć - mówi, a ja kiwam głową i kieruję się do odpowiedniego gabinetu. Cicho pukam, bo nie mam takiej swodoby, żeby wchodzić tam tak, jak do Leona. 
- Proszę - słyszę jego głos, więc wchodzę. 
- Potrzebuję dokumentów dla IECCompany - mówię, a on się delikatnie uśmiecha i odwraca na swoim krześle. Otwiera jakąś szufladę i wyjmuje teczkę. Wstaje i podchodzi do mnie. 
- Daj mi numer - mówi ściszonym głosem, jakby bał się, że ktoś go usłyszy. 
- Czyj - szepczę, a on się skrępowany drapie po głowie. 
- Do Lu - mówi po chwili, a ja patrzę na niego ze zdziwieniem, a jednocześnie satysfakcją, że dobrze ich wczoraj przejrzałam. 
- Za kilka dni ma ślub, przykro mi - odpowiadam, a on się uśmiecha i kiwa przecząco głową. 
- Nie proszę cię o błogosławieństwo, tylko numer. Bądź łaskawa - patrzy na mnie niczym pięciolatek chcący dostać cukierka i cicho się śmieję. 
- Widzę się z nią dziś - zaczynam - Dam jej twój numer, jeśli będzie chciała - mówię zadowolona i biorę teczkę z jego ręki. 


- Odbierzesz Laurę? - pytam Leona, a on kiwa głową. Podchodzę do niego i całuję w policzek. Podnosi wzrok na mnie, a następnie robi swoją zdziwioną minę. 
- Wychodzisz już? 
- Jadę na przymiarki, Lu upiera się, że moja sukienka musi pasować do jej - mówię, a on kiwa głową. 

Wysiadam z samochodu i kieruję się w stronę blondynki, która już czeka na mnie pod sklepem. 
- No nareszcie - mówi patrząc na mnie, a ja bez przywitania po prostu ją przytulam.
- Wybacz, korki były. 
Wchodzimy do sklepu. Kierowniczka się uśmiecha i od razu znika gdzieś na zapleczu. Wraca po kilku minutach i podaje nam sukienki. 
- Ramiączka zostały skrócone, tak jak pani chciała. Proszę przymierzyć - uśmiecham się do niej ciepło i idę do przymierzalni. Muszę przyznać, że co jak co, ale gust to blondynka ma. Sukienka, którą mi wybrała jest przepiękna. Pudrowy róż, z tiulem.
- Lu, chodź, pomóż mi - mówię, gdy nie mogę jej zapiąć. Blondynka wchodzi i delikatnie się uśmiecha na mój widok. 
- Wyglądasz wspaniale Vils! - klaszcze w dłonie z zachwytu, a ja się cicho śmieje. 
- Zapomnij mi, bo nie mogę - blondynka staje za mną i próbuje zapiąć.
- Coś ty zrobiła, że się nie da - mówi zirytowana po kilku chwilach.  
- A to na pewno dobry rozmiar? - pytam, a Lu kiwa głową - Może zwęzili ją w pasie. 
- Tylko ramiączka skrócili Vils, co ty żarłaś w tym tygodniu, że przytyłaś - mówi, a ja mrożę ją wzrokiem. 
- Nie przytyłam przez tydzień, to niemożliwe - wzdycham, bo coraz bardziej zaczynam wątpić że uda mi się pójść w tej sukience na jej ślub. 
- No albo przytyłaś, albo w ciąży jesteś - mówi i się cicho śmieję, a ja patrzę na nią z przerażeniem. Blondynka bada wzrokiem moją twarz, a następnie zakrywa usta swoją dłonią - No nie mów, że się nie zabezpieczacie. 
- Co jeśli masz rację? - pytam. Nie ukrywam swojego przerażenia. Dopiero co uporządkowaliśmy sytuacje z Laurą. Nie myśleliśmy nad kolejnym dzieckiem. Nie tak szybko, nie teraz. Cicho wzdycham i próbuję w głowie znaleźć coś, co zaprzeczy tej myśli, ale to tylko działa mi na niekorzyść. Myślę nad swoim ostatnim ciągłym zmęczeniem, nad dziwnym nastrojem. 
- Spokojnie - blondynka mnie przytula - Przecież układa ci się z Leonem. Na pewno będzie szczęśliwy. Chodź, kupimy test. 


Siedzę w łazience i nerwowo pukam paznokciami i wannę. Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak bardzo stresowałam. Nie wiem co mam myśleć. Z jednej strony chciałabym dziecka, z Leonem. A z drugiej, nie wiem czy to jest odpowiedni moment. Mieliśmy zabrać się za szykowanie ślubu, nie wiem czy chciałby teraz mieć na głowie kolejnego malucha. 
 - I jak? - wchodzi blondynka, a ja wzdycham. 
- Nie wiem, jeszcze dwie minuty - odpowiadam, a ona się cicho śmieje. 
- Vils. Jesteś cudowną mamą, nawet jeśli jesteś w ciąży nic tego nie zmieni, okej? Będziecie mieli z Leonem kolejną wspaniałą istotkę. 
- Nie wiem Lu, to wszystko dzieje się za szybko. 
- Przestań wariować - mówi i podaje mi test. Zagryzam dolną wargę i wzdycham. Patrzę na test i czuję jak moje serce wali. Nie wiem co myśleć - I jak? - pyta, a ja głośno przełykam ślinę. 
- Pozytywny - odpowiadam.

###
Hejka wszystkim!!
Nie zapomniałam o blogu, spokojnie.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
Wesołych Świąt dla wszystkich, buziaki!!
S.

3 komentarze:

  1. KOCHAM TEN ROZDZIAL
    Dwa momenty na które czekałam od początku tego opowiadania w jednym!!!!
    Jesteś boska!!!!
    Nie mogę się doczekać co będzie dalej, jak V powie Leonowi, jak on zareaguje na tą cudowną wiadomość I co powie Laura !!!!
    Kocham, do następnego!!
    Viki

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy !