On- przystojny szatyn. Zawsze pomocny i kulturalny. Jest inteligentny i zawsze widzi sensowne wyjście z każdej sytuacji. Kocha zwierzęta i dzieci.
Razem tworzą idealną parę. Właściwie są już narzeczeństwem od ponad pół roku. Pomimo tego, że jeszcze nie są małżeństwem od dłuższego czasu starają się o dziecko, jednak na razie to im nie wychodzi. Oboje kochają się bezgranicznie i już nie mogą się doczekać ślubu, który odbędzie się za trzy miesiące.
Violetta stała przed drzwiami do gabinetu Leona, który znajdował się w ich domu. Siedział na obracanym krześle i czytał coś w komputerze. Pracował. Zapukała cicho i spojrzała na niego z uśmiechem.
-Mogę?- zapytała cicho.
-Jasne- spojrzał na nią i odpowiedział jej uśmiechem na uśmiech. Dziewczyna weszła powoli do pokoju, gdy doszła już do chłopaka usiadła na biurku nie zwracając uwagi na to, że spadło z niego kilka rzeczy. Przez chwilę nic nie mówiła, nie mogła nic wymówić. Uśmiechała się szeroko i patrzała na swojego ukochanego.
-Jestemm...- zaczęła, ale po raz kolejny nie mogła nic wypowiedzieć. On nadal siedział i cierpliwie czekał, aż dokończy swoją wypowiedź. Widział, że jest szczęśliwa, nie tylko teraz, ale przeważnie zawsze, dlatego on też się cieszył. Kochał ją i najważniejsze dla niego było ich szczęście, jej uśmiech- w ciąży..- dokończyła po chwili, a na jej policzku pojawiły się łzy. Nie mógł w to uwierzyć. Po trzech miesiącach się udało. Im się udało. Wstał z krzesła, wziął ją na ręce i delikatnie obkręcił wokół siebie. Po chwili postawił ją i w przeciągu kilku sekund pocałunkiem zmniejszyli odległość pomiędzy sobą do zera. Oderwali się od siebie dopiero po kilku minutach, spojrzeli sobie w oczy i kciukiem wytarł jej łzy z policzka.
-Będę ojcem- powiedział dumnie i po raz kolejny złączyli usta w namiętnym, pełnym miłości, pocałunku.
-Kocham Cię- powiedziała po oderwaniu.
-Ja Ciebie też kocham. Bardzo- powiedział. W jego głowie było wiele myśli. Już niedługo ich ślub, a niedługo po nim na świat przyjdzie ich potomstwo. Owoc ich prawdziwej i szczerej miłości.
Spacerowali po parku. Trzymali się za ręce i się śmiali. Żadne wydarzenie nie zepsuło by im tego dnia. To dziś dowiedzieli się, że niedługo zostaną rodzicami.
-Kocham Cię- powiedziała do niego, chyba setny raz w tym dniu, ale mu to nie przeszkadzało.
-Też Cię kocham. Ciebie i kruszynkę, która już niedługo przyjdzie na świat- Uśmiechnęli się do siebie.
-Wracamy? Jestem już trochę zmęczona..- oparła głowę na jego ramieniu.
-Oczywiście- zaczęli wracać. Oboje myśleli o swojej przyszłości, która jest dla nich taka ważna.
-Leon...- zaczęła i stanęła na przeciwko niego.
-Tak?- spytał i chwycił jej dłonie.
-Obiecasz mi, że nigdy się nie rozstaniemy? Że mnie nie zostawisz, gdy będę w ciąży?
-Obiecuję. Nigdy cię nie zostawię, nie potrafiłbym- przytulił ją do siebie.
Była godzina osiemnasta, przygotowywała posiłek dla siebie i jej przyszłego męża. Teraz, gdy wie, że jest już w ciąży bardzo uważa na to co je. Wyciągnęła z lodówki składniki na sałatkę i zaczęła je kroić. Po kilkunastu minutach poczuła na talii dłonie ukochanego. Momentalnie przechyliła głowę i pocałowała go. Oddał pocałunek i z każdą minutą stawał się bardziej namiętny i głęboki. Jego dłonie zjechały w bok na jej brzuch i tam na chwilę się zatrzymały. Ich usta powoli się oddzieliły. Oboje się szeroko uśmiechnęli.
-Co szykuje moje kochanie?- zapytał, a bardziej wymruczał jej do ucha.
-Twoje kochanie szykuje sałatkę owocową.- powiedziała i delikatnie musnęła jego policzek.
-Mmmmm... pysznie się zapowiada- szepnął i poszedł rozkładać sztućce i inne naczynia na stół. Już po dziesięciu minutach oboje siedzieli przy stole i zajadali się sałatką... (...)
-Dobranoc, kochanie- powiedziała i wtuliła się w jego umięśniony tors.
-Dobranoc, skarbie- pogłaskał ją po głowie i delikatnie pocałował.
Rano brunetka obudziła się jako pierwsza. Wstała z łóżka i się ubrała w dzienne ciuchy. Wyszła z sypialni i przyszykowała śniadanie. Wyjęła składniki na kanapki i zaczęła je przygotowywać. Gdy skończyła wyjęła z szafki szklanki i nalała do nich soku. Zaniosła wszystko z blatu kuchennego na stół i poszła do sypialni obudzić swojego księcia. Przez chwilę przyglądała mu się jak spał. Miał potargane włosy, a jego twarz, mimo snu wyrażała szczęście. Usiadła na brzegu łóżka, nachyliła się, a następnie delikatnie go pocałowała. Po chwili oddał pocałunek, co znaczyło, że się obudził.
-Uwielbiam takie pobudki- wymruczał i przyciągnął ją do siebie, po czym ponownie zatopili się w swoich ustach.
-Zrobiłam nam śniadanie- powiedziała, gdy ich usta się oddzieliły. Brunet wstał do pozycji siedzącej i ziewnął- ten widok rozbawił dziewczynę. Cicho się zaśmiała.
-Nie śmiej się maleńka- posadził ją sobie na kolanach, a po chwili zaczął ją łaskotać. Przez śmiech mówiła, aby przestał, ale to nie zadziałało. "Kocham Cię" powiedziała po jakimś czasie, nadal się śmiejąc, a on dopiero wtedy przestał. Położył ją na łóżku i ponownie złączył ich usta w namiętnym pocałunku.
-Chodź na śniadanie- powiedziała po dłuższej chwili.
-Idę- odpowiedział i wstał. Razem poszli do stołu trzymając się za ręce, uwielbiali swój dotyk. Usiedli przy stole i zaczęli konsumować, wcześniej przyszykowane śniadanie. Po dwudziestu minutach posiłek był zjedzony.
-Mamy herbatę?- zapytała swojego ukochanego.
-Raczej nie. Rzadko ją pijamy- zauważył- ale zaraz pójdę do sklepu i ci kupię.
-Ja pójdę do sklepu, a ty w tym czasie się ubierz i ogarnij.
-Ja pójdę- powtórzył. Podeszła do niego. Położyła dłoń na jego policzku.
-Ty się ubierzesz, a ja szybko kupię i wrócę- chciał coś powiedzieć, ale zamknęła jego usta pocałunkiem. Przy każdym oderwaniu ust, łączyli je w kolejnych pełnych miłości pocałunkach. Oderwali się dopiero po kilku minutach- Okey, to ja już wychodzę. Zaraz wracam- odwróciła się i chciała iść.
-Violu..
-Kotek- przerwała mu- wiesz, że lubię stawiać na swoim- uśmiechnęła się. Przez chwilę nic nie mówił. Zastanawiał się czy odpuścić czy grać dalej.
-Dobrze.. ale jak wrócisz wynagrodzisz mi to- uśmiechnęła się. Dobrze wiedziała co ma na myśli. Wyszła. Zastanawiała się jak to wszystko będzie teraz wyglądać.. Za jakiś czas jej brzuch będzie już widoczny, a Leon stanie się jej mężem... To wszystko się tak szybko dzieje... Rozejrzała się po ulicy, raczej nikogo nie było, ale co się dziwić. Jest dziewiąta rano, a w dodatku to sobota.Co jakiś czas ktoś przechodził koło niej mówiąc tylko 'dzień dobry' Po chwili usłyszała kroki za sobą. Odwróciła się i spostrzegła kilku mężczyzn ubranych na czarno. Przyśpieszyła kroki, ale po chwili urwał jej się film. Została porwana.
W tym czasie Leon się 'stroił'. Uwielbiał to robić dla swojej ukochanej. Wyszedł z łazienki i spojrzał na zegarek w salonie. Była dziewiąta czterdzieści. Zdziwił się. Violetta powinna już dawno wrócić. Wyciągnął z kieszeni telefon i szybko wykręcił jej numer. Nie odebrała, zadzwonił ponownie. To samo. Zaczął się niepokoić. Wziął kartkę i długopis napisał, że idzie jej szukać i położył papier na stole, po czym wyszedł. Miał nadzieje, że stoi przy kosmetykach, a nie odebrała, bo miała wyciszoną komórkę, jednak bał się tego, że prawda będzie inna. Gosza. Zaczął biec. Nie mógł dłużej wytrzymać. Wbiegł do sklepu i szukał jej na dziale z kosmetykami. Nie było jej. Cały sklep przeszedł z pięć razy szukając jej, ale nadal nic. Wyszedł ze sklepu nic nie kupując i z powrotem biegiem wracał do domu. Może już wróciła, zastanawiał się. Otworzył drzwi do domu, ale nie widział jej. Zaczął ją wołać, szukać jej po domu, w łazience, sypialni, kuchni... Nie było jej. Spojrzał na telefon, łudząc się, że napisała. W tej chwili się bał. Wszystkiego. W głowie miał czarne scenariusze. Co jeżeli miała wypadek? Co jeżeli ktoś ją porwał? Na jego policzkach pierwszy raz można było zauważyć łzy. Łzy strachu, tęsknoty.. Kolejny raz spojrzał na zegarek, było po dziesiątej. Około godziny temu, była tu. Przy nim. A teraz? Nie wie gdzie jest. Martwi się... Marzył o tym, aby to wszystko okazało się snem, aby obudził się wtulając w ciało swojej ukochanej. Chciał ją pocałować, przytulić, powiedzieć, że ją kocha, ale jak? Był bezradny. Wyciągnął telefon i z najmniejszą nadzieją zaczął dzwonić do wszystkich znajomych oraz rodziny Castillo pytając się czy jest u nich. Niestety żadna z tych osób nie wiedziała gdzie ona jest...
Minęły dokładnie dwadzieścia cztery godziny od kąt Violetty nie ma w domu. Przez całą noc Leon nie zmrużył oka. Czekał, aż wróci, powie, że go kocha, przytuli się do niego.. Pierwszy raz się tak cholernie o nią bał. Wyglądał strasznie. Rozczochrane włosy, pogięte i pobrudzone ubranie, podpuchnięte oczy.. Nigdy nie sądził, że można być w tak fatalnym stanie. Po chwili wyszedł z domu i pojechał na policję. Chciał jak najszybciej zgłosić zaginięcie. Znał 'zasady' i wiedział, że zaginięcia przyjmują dopiero, gdy minie doba, dlatego nie pojechał wcześniej. Poza tym, cały czas wierzył, że wróci. Po kilku minutach zaparkował i wszedł do budynku. Przyjął go jeden z policjantów, a po chwili brunet zaczął wszystko opowiadać. Policjant zapisywał to co mówił. Chciał mu jakoś pomóc, widział w jakim jest stanie. Po dwóch godzinach wrócił do domu. Tam usiadł na kanapie i po prostu płakał. Nic nie jadł i nic nie pił. Nie miał na to siły, a nawet jeżeli, nie był głodny..
Ta doba dla dziewczyny to był koszmar. Zdała sobie sprawę, że została porwana. Co więcej, nie żądali okupu, dzięki czemu wiedziałaby, że szybko znajdzie się w ramionach ukochanego. Zrobili to dla seksu.
Bała się. Cholernie, się bała. Nawet nie chciała myśleć, co przeżywa teraz Leon. Najgorsze było to, że za to wszystko obwiniała samą siebie. Przecież to ona chciała iść do tego cholernego sklepu, choć Leon mówił jej, że on to zrobi. Go by nie porwali... Jedyne co pocieszało kobietę, było to, że wraz z nią były tu jeszcze trzy inne. W czwórkę, gdy były same, potrafiły się, nawet w takich chwilach, pocieszać. Gdyby nie one, Violetta na pewno by sobie nie poradziła psychicznie. Można powiedzieć, że się zaprzyjaźniły. Oczywiście, żadnej kobiecie nie życzyłaby tego. To najgorsze co mogło ją spotkać człowieka.
Razem tworzą idealną parę. Właściwie są już narzeczeństwem od ponad pół roku. Pomimo tego, że jeszcze nie są małżeństwem od dłuższego czasu starają się o dziecko, jednak na razie to im nie wychodzi. Oboje kochają się bezgranicznie i już nie mogą się doczekać ślubu, który odbędzie się za trzy miesiące.
Violetta stała przed drzwiami do gabinetu Leona, który znajdował się w ich domu. Siedział na obracanym krześle i czytał coś w komputerze. Pracował. Zapukała cicho i spojrzała na niego z uśmiechem.
-Mogę?- zapytała cicho.
-Jasne- spojrzał na nią i odpowiedział jej uśmiechem na uśmiech. Dziewczyna weszła powoli do pokoju, gdy doszła już do chłopaka usiadła na biurku nie zwracając uwagi na to, że spadło z niego kilka rzeczy. Przez chwilę nic nie mówiła, nie mogła nic wymówić. Uśmiechała się szeroko i patrzała na swojego ukochanego.
-Jestemm...- zaczęła, ale po raz kolejny nie mogła nic wypowiedzieć. On nadal siedział i cierpliwie czekał, aż dokończy swoją wypowiedź. Widział, że jest szczęśliwa, nie tylko teraz, ale przeważnie zawsze, dlatego on też się cieszył. Kochał ją i najważniejsze dla niego było ich szczęście, jej uśmiech- w ciąży..- dokończyła po chwili, a na jej policzku pojawiły się łzy. Nie mógł w to uwierzyć. Po trzech miesiącach się udało. Im się udało. Wstał z krzesła, wziął ją na ręce i delikatnie obkręcił wokół siebie. Po chwili postawił ją i w przeciągu kilku sekund pocałunkiem zmniejszyli odległość pomiędzy sobą do zera. Oderwali się od siebie dopiero po kilku minutach, spojrzeli sobie w oczy i kciukiem wytarł jej łzy z policzka.
-Będę ojcem- powiedział dumnie i po raz kolejny złączyli usta w namiętnym, pełnym miłości, pocałunku.
-Kocham Cię- powiedziała po oderwaniu.
-Ja Ciebie też kocham. Bardzo- powiedział. W jego głowie było wiele myśli. Już niedługo ich ślub, a niedługo po nim na świat przyjdzie ich potomstwo. Owoc ich prawdziwej i szczerej miłości.
Spacerowali po parku. Trzymali się za ręce i się śmiali. Żadne wydarzenie nie zepsuło by im tego dnia. To dziś dowiedzieli się, że niedługo zostaną rodzicami.
-Kocham Cię- powiedziała do niego, chyba setny raz w tym dniu, ale mu to nie przeszkadzało.
-Też Cię kocham. Ciebie i kruszynkę, która już niedługo przyjdzie na świat- Uśmiechnęli się do siebie.
-Wracamy? Jestem już trochę zmęczona..- oparła głowę na jego ramieniu.
-Oczywiście- zaczęli wracać. Oboje myśleli o swojej przyszłości, która jest dla nich taka ważna.
-Leon...- zaczęła i stanęła na przeciwko niego.
-Tak?- spytał i chwycił jej dłonie.
-Obiecasz mi, że nigdy się nie rozstaniemy? Że mnie nie zostawisz, gdy będę w ciąży?
-Obiecuję. Nigdy cię nie zostawię, nie potrafiłbym- przytulił ją do siebie.
Była godzina osiemnasta, przygotowywała posiłek dla siebie i jej przyszłego męża. Teraz, gdy wie, że jest już w ciąży bardzo uważa na to co je. Wyciągnęła z lodówki składniki na sałatkę i zaczęła je kroić. Po kilkunastu minutach poczuła na talii dłonie ukochanego. Momentalnie przechyliła głowę i pocałowała go. Oddał pocałunek i z każdą minutą stawał się bardziej namiętny i głęboki. Jego dłonie zjechały w bok na jej brzuch i tam na chwilę się zatrzymały. Ich usta powoli się oddzieliły. Oboje się szeroko uśmiechnęli.
-Co szykuje moje kochanie?- zapytał, a bardziej wymruczał jej do ucha.
-Twoje kochanie szykuje sałatkę owocową.- powiedziała i delikatnie musnęła jego policzek.
-Mmmmm... pysznie się zapowiada- szepnął i poszedł rozkładać sztućce i inne naczynia na stół. Już po dziesięciu minutach oboje siedzieli przy stole i zajadali się sałatką... (...)
-Dobranoc, kochanie- powiedziała i wtuliła się w jego umięśniony tors.
-Dobranoc, skarbie- pogłaskał ją po głowie i delikatnie pocałował.
Rano brunetka obudziła się jako pierwsza. Wstała z łóżka i się ubrała w dzienne ciuchy. Wyszła z sypialni i przyszykowała śniadanie. Wyjęła składniki na kanapki i zaczęła je przygotowywać. Gdy skończyła wyjęła z szafki szklanki i nalała do nich soku. Zaniosła wszystko z blatu kuchennego na stół i poszła do sypialni obudzić swojego księcia. Przez chwilę przyglądała mu się jak spał. Miał potargane włosy, a jego twarz, mimo snu wyrażała szczęście. Usiadła na brzegu łóżka, nachyliła się, a następnie delikatnie go pocałowała. Po chwili oddał pocałunek, co znaczyło, że się obudził.
-Uwielbiam takie pobudki- wymruczał i przyciągnął ją do siebie, po czym ponownie zatopili się w swoich ustach.
-Zrobiłam nam śniadanie- powiedziała, gdy ich usta się oddzieliły. Brunet wstał do pozycji siedzącej i ziewnął- ten widok rozbawił dziewczynę. Cicho się zaśmiała.
-Nie śmiej się maleńka- posadził ją sobie na kolanach, a po chwili zaczął ją łaskotać. Przez śmiech mówiła, aby przestał, ale to nie zadziałało. "Kocham Cię" powiedziała po jakimś czasie, nadal się śmiejąc, a on dopiero wtedy przestał. Położył ją na łóżku i ponownie złączył ich usta w namiętnym pocałunku.
-Chodź na śniadanie- powiedziała po dłuższej chwili.
-Idę- odpowiedział i wstał. Razem poszli do stołu trzymając się za ręce, uwielbiali swój dotyk. Usiedli przy stole i zaczęli konsumować, wcześniej przyszykowane śniadanie. Po dwudziestu minutach posiłek był zjedzony.
-Mamy herbatę?- zapytała swojego ukochanego.
-Raczej nie. Rzadko ją pijamy- zauważył- ale zaraz pójdę do sklepu i ci kupię.
-Ja pójdę do sklepu, a ty w tym czasie się ubierz i ogarnij.
-Ja pójdę- powtórzył. Podeszła do niego. Położyła dłoń na jego policzku.
-Ty się ubierzesz, a ja szybko kupię i wrócę- chciał coś powiedzieć, ale zamknęła jego usta pocałunkiem. Przy każdym oderwaniu ust, łączyli je w kolejnych pełnych miłości pocałunkach. Oderwali się dopiero po kilku minutach- Okey, to ja już wychodzę. Zaraz wracam- odwróciła się i chciała iść.
-Violu..
-Kotek- przerwała mu- wiesz, że lubię stawiać na swoim- uśmiechnęła się. Przez chwilę nic nie mówił. Zastanawiał się czy odpuścić czy grać dalej.
-Dobrze.. ale jak wrócisz wynagrodzisz mi to- uśmiechnęła się. Dobrze wiedziała co ma na myśli. Wyszła. Zastanawiała się jak to wszystko będzie teraz wyglądać.. Za jakiś czas jej brzuch będzie już widoczny, a Leon stanie się jej mężem... To wszystko się tak szybko dzieje... Rozejrzała się po ulicy, raczej nikogo nie było, ale co się dziwić. Jest dziewiąta rano, a w dodatku to sobota.Co jakiś czas ktoś przechodził koło niej mówiąc tylko 'dzień dobry' Po chwili usłyszała kroki za sobą. Odwróciła się i spostrzegła kilku mężczyzn ubranych na czarno. Przyśpieszyła kroki, ale po chwili urwał jej się film. Została porwana.
W tym czasie Leon się 'stroił'. Uwielbiał to robić dla swojej ukochanej. Wyszedł z łazienki i spojrzał na zegarek w salonie. Była dziewiąta czterdzieści. Zdziwił się. Violetta powinna już dawno wrócić. Wyciągnął z kieszeni telefon i szybko wykręcił jej numer. Nie odebrała, zadzwonił ponownie. To samo. Zaczął się niepokoić. Wziął kartkę i długopis napisał, że idzie jej szukać i położył papier na stole, po czym wyszedł. Miał nadzieje, że stoi przy kosmetykach, a nie odebrała, bo miała wyciszoną komórkę, jednak bał się tego, że prawda będzie inna. Gosza. Zaczął biec. Nie mógł dłużej wytrzymać. Wbiegł do sklepu i szukał jej na dziale z kosmetykami. Nie było jej. Cały sklep przeszedł z pięć razy szukając jej, ale nadal nic. Wyszedł ze sklepu nic nie kupując i z powrotem biegiem wracał do domu. Może już wróciła, zastanawiał się. Otworzył drzwi do domu, ale nie widział jej. Zaczął ją wołać, szukać jej po domu, w łazience, sypialni, kuchni... Nie było jej. Spojrzał na telefon, łudząc się, że napisała. W tej chwili się bał. Wszystkiego. W głowie miał czarne scenariusze. Co jeżeli miała wypadek? Co jeżeli ktoś ją porwał? Na jego policzkach pierwszy raz można było zauważyć łzy. Łzy strachu, tęsknoty.. Kolejny raz spojrzał na zegarek, było po dziesiątej. Około godziny temu, była tu. Przy nim. A teraz? Nie wie gdzie jest. Martwi się... Marzył o tym, aby to wszystko okazało się snem, aby obudził się wtulając w ciało swojej ukochanej. Chciał ją pocałować, przytulić, powiedzieć, że ją kocha, ale jak? Był bezradny. Wyciągnął telefon i z najmniejszą nadzieją zaczął dzwonić do wszystkich znajomych oraz rodziny Castillo pytając się czy jest u nich. Niestety żadna z tych osób nie wiedziała gdzie ona jest...
Minęły dokładnie dwadzieścia cztery godziny od kąt Violetty nie ma w domu. Przez całą noc Leon nie zmrużył oka. Czekał, aż wróci, powie, że go kocha, przytuli się do niego.. Pierwszy raz się tak cholernie o nią bał. Wyglądał strasznie. Rozczochrane włosy, pogięte i pobrudzone ubranie, podpuchnięte oczy.. Nigdy nie sądził, że można być w tak fatalnym stanie. Po chwili wyszedł z domu i pojechał na policję. Chciał jak najszybciej zgłosić zaginięcie. Znał 'zasady' i wiedział, że zaginięcia przyjmują dopiero, gdy minie doba, dlatego nie pojechał wcześniej. Poza tym, cały czas wierzył, że wróci. Po kilku minutach zaparkował i wszedł do budynku. Przyjął go jeden z policjantów, a po chwili brunet zaczął wszystko opowiadać. Policjant zapisywał to co mówił. Chciał mu jakoś pomóc, widział w jakim jest stanie. Po dwóch godzinach wrócił do domu. Tam usiadł na kanapie i po prostu płakał. Nic nie jadł i nic nie pił. Nie miał na to siły, a nawet jeżeli, nie był głodny..
Ta doba dla dziewczyny to był koszmar. Zdała sobie sprawę, że została porwana. Co więcej, nie żądali okupu, dzięki czemu wiedziałaby, że szybko znajdzie się w ramionach ukochanego. Zrobili to dla seksu.
Bała się. Cholernie, się bała. Nawet nie chciała myśleć, co przeżywa teraz Leon. Najgorsze było to, że za to wszystko obwiniała samą siebie. Przecież to ona chciała iść do tego cholernego sklepu, choć Leon mówił jej, że on to zrobi. Go by nie porwali... Jedyne co pocieszało kobietę, było to, że wraz z nią były tu jeszcze trzy inne. W czwórkę, gdy były same, potrafiły się, nawet w takich chwilach, pocieszać. Gdyby nie one, Violetta na pewno by sobie nie poradziła psychicznie. Można powiedzieć, że się zaprzyjaźniły. Oczywiście, żadnej kobiecie nie życzyłaby tego. To najgorsze co mogło
*rok później*
Ten rok dla Bruneta był straszny. Wszędzie widział swoją ukochaną. Prawie każdej nocy- gdy zasnął- śniło mu się, że są szczęśliwą rodziną i wspólnie wychowują ich małe dzieciątko. Jednak później się budził i zdawał sobie sprawę, że to był tylko sen. Piękny, ale to tylko sen. Nie jeden raz zastanawiał się czy nie lepiej się przeprowadzić. Przez chwilę myślał nawet o samobójstwie, ale szybko doszedł do wniosku, że tego nie zrobi. Większość znajomych, a nawet część jej rodziny pogodziła się z, bólem serca, że ona nie żyje. Jednak on, jako jeden z niewielu wierzy, że ona żyje. Żyje i wróci do niego, i właśnie z takiego powodu nadal tu mieszka. Od kąt jej nie ma, jego życie odwróciło się do góry nogami. Bałagan w domu, rozczochrana fryzura, pogięte i pobrudzone ciuchy, podpuchnięte od płaczu oczy to codzienność. Za to się nienawidzi. Za to, że teraz nie potrafi nic zrobić. Ale co ma zrobić, gdy w jeden dzień stracił wszystko co miał? Stracił ją, a ona była dla niego całym światem. Nie potrafi bez niej funkcjonować. Robi wszystko, aby wróciła. Wierzy, a nawet się modli. Nigdy tego nie robił, ale teraz zrobi wszystko, aby wróciła. Wie, że szukanie jej po kraju, a może świecie nie przyniosło by żadnych efektów. Nie raz obwiniał się o to, że pozwolił jej samej pójść do sklepu. Zrobiłby wszystko, aby to on cierpiał, a nie jego ukochana.
***
Dość długo nie było rozdziału i nie wiem ile jeszcze go nie będzie ;/ nie mam pomysłu.. ;C
Ten OP został napisany na konkurs, ale nie wyrobiłam się z czasem dlatego jest tutaj.
Mam nadzieje, że się podoba :D
3 komentarze = druga część ;p
***
Dość długo nie było rozdziału i nie wiem ile jeszcze go nie będzie ;/ nie mam pomysłu.. ;C
Ten OP został napisany na konkurs, ale nie wyrobiłam się z czasem dlatego jest tutaj.
Mam nadzieje, że się podoba :D
3 komentarze = druga część ;p