Rodział dedykowany Mechi Comello!
Właśnie jadę do Juliet, zaprosiła mnie do siebie, podczas naszej rozmowy telefonicznej. Staram się skupić, chociażby na drodze, ale nie wychodzi mi to. W mojej głowie nadal są jej słowa
Leon mi się oświadczył! Niby to dobrze...
Chciałam Chcę jej szczęścia, ale nigdy nie pomyślałabym, że to może tak boleć... Wzdycham i zatrzymuję się pod jej domem. Przez chwilę próbuję się uspokoić, lecz z każdą kolejną sekundą, moje serce daje mi do zrozumienia, że mimo wszystko, Leon nie jest mi obojętny. Wysiadam z auta i podchodzę do drzwi frontowych. Niepewnie dzwonię dzwonkiem, a już po chwili otwiera mi uśmiechnięta od ucha do ucha Juliet.
- Hej Violu, wchodź - otwiera szerzej drzwi zapraszając mnie do środka.
- Hej Juliet - mówię i wchodzę do środka. Wieszam swój płaszcz na wieszaku i zdejmuję buty. Wchodzimy do salonu i siadamy na kanapie.
- Chcesz czegoś do picia? - pyta z uśmiechem. Ja jedynie kiwam przecząco głową.
- Opowiedz o tych zaręczynach - staram się uśmiechnąć, choć napływające łzy nie pomagają mi.
- To było wczoraj - uśmiecha się - Przyszykował w domu kolacje, gdy mnie nie było... Wolna muzyka... Ahh, dużo by mówić... - po jej policzku spływa samotna łza. Uśmiecham się na ten widok, po czym ją przytulam.
- Masz wielkie szczęście, że masz Leona - odpowiadam szeptem, a ta się cicho śmieje - A planowaliście ślub? - pytam po kilkunastu sekundach.
- Jeszcze nie. To świeża sprawa, jesteśmy młodzi, nie śpieszy nam się - obie się cicho śmiejemy - Wiesz... - zaczyna po kilku minutach - ciesze się, że cię mam. Jesteś tak naprawdę jedyną osobą, oprócz Leona, którą znam, której mogę zaufać...
- Zawsze możesz na mnie liczyć - odpowiadam jak najbardziej szczerze. Lubie ją i zależy mi na niej. Chcę, aby była szczęśliwa.
- Ty na mnie również.
- Kochanie, wiesz, gdzie moje bokserki?! - słyszymy głos Leona.
- Przepraszam cię na chwilę - mówi speszona i idzie na górę zapewne do niego. Ja wzdycham i idę do kuchni. Biorę szklankę i nalewam do niej wodę. Chcę sobie wszystko poukładać w głowie, lecz nie mogę... - Przepraszam... - słyszę jej głos. Odwracam się w jej stronę i delikatnie się uśmiecham.
- Nic się nie stało...
- Na prawdę... Strasznie mi wstyd - mówi.
- Juliet... Nic się nie stało...
- Ale wie... - przerywam jej.
- Nie tłumacz się - śmieje się cicho. - Nic się nie stało. Myślisz, że nie wiem, jacy są faceci?
- Okej - uśmiecha się - zmieńmy temat. Chciałabym zaprosić cię na urodziny... Będzie więcej znajomych Leona, pewnie sami faceci... Chciałabym móc z kimś porozmawiać. Chciałabyś przyjść?
- Jasne, tylko powiedz kiedy.
- W następną sobotę, o osiemnastej, tutaj - mówi zadowolona.
- Na pewno będę - Po chwili słyszymy schodzenie po schodach. Odwracamy się i widzimy uśmiechniętego Leona w samych bokserkach.
- Mógłby się chociaż ubrać - słyszę jej szept, śmieję się cicho, czym zwracam na siebie jego uwagę.
- Coś nie tak? - pyta zdziwiony.
- Eee... Wszystko okej - wchodzi do łazienki, a ja patrzę na zażenowaną dziewczynę.
- Przepraszam cię za to... -
nie masz za co, to był dobry widok- myślę - On nie ma za grosz wstydu... Wybacz - Po raz kolejny mnie przeprasza. Chcę już coś powiedzieć, ale wyprzedza mnie jego głos z łazienki.
- Chyba mogę w moim domu chodzić w samych gaciach, nie? - słysząc to wybucham śmiechem, a już po chwili dołącza do mnie blondynka.
- Eeeem... On tak zaw...- chcę zadać jej pytanie, lecz w tym momencie słychać szum wody, lecącej spod prysznica, a do tego śpiew chłopaka. Odpuszczam więc, znając odpowiedź.
- Da się przyzwyczaić - wyprzedza moje kolejne pytanie.
- Naprawdę? Da się?
- Okej, nie do końca - śmiejemy się - Ale w końcu nie ma idealnego faceta... On akurat śpiewa pod prysznicem... Czasem przez godzinę... - dokańcza.
- Musisz mieć anielską cierpliwość... - mówię cicho.
- W końcu będziemy żyć razem, muszę to wytrzymać - śmieje się.
- Powodzenia - mówię ironicznie.
- Ciesz się, że teraz nie śpiewa Opery...
- Teraz to żartujesz, nie? - pytam nie dowierzając.
- Mówię jak najbardziej serio. Ale ty wiesz, że czasem nawet ładnie? - mówi, a ja powstrzymuje się od śmiechu.
- Domyślam się - odpowiadam starając się być poważna.
Po kilkunastu minutach przestaje śpiewać i nie słychać szumu wody.
- Patrz, dziś tylko piętnaście minut - mówi z uśmiechem, popijając kawą.
- Tylko... - uśmiecham, się w jej stronę. Słyszymy, że właśnie wychodzi z łazienki, a już po chwili pojawia się w kuchni i bierze jabłko do rąk.
- Nie mogłeś się ubrać? - Juliet kieruje do niego pytanie. No tak, jedyne co ma na sobie, to ręcznik owinięty w pasie i rozczochraną czuprynę, z której lecą kropelki wody.
- Mam taki kaloryfer, że twojej koleżance, na pewno to nie przeszkadza - odpowiada, a ja czuję, że zaraz wybuchnę śmiechem.
- Idź się ubierz, bo zaraz ten ręcznik ci spadnie - mówi, a ja nie wytrzymuję i zaczynam się śmiać.
- To na pewno twój chłopak? Nie został nigdzie podmieniony? - pytam, gdy Leon wyszedł.
- Czasem też się nad tym zastanawiam...
- Juliet - Do pokoju wszedł Leon, tym razem ubrany i uczesany - Ja już jadę, będę koło szesnastej.
- Okej - podchodzi do niego i delikatnie całuje.
- Pa kochanie - mówi i wychodzi.
- Wiesz... Ja też powinnam się już zbierać, zasiedziałam się - mówię i wstaje z kanapy.
- Już?
- Tak, wybacz. Muszę jeszcze w domu posprzątać... Spotkamy się kiedy indziej - uśmiecham się co odwzajemnia. Odprowadza mnie do drzwi, zakładam buty i płaszcz. Biorę swoją torebkę i żegnam się z nią całusem w policzek.
Już ponad dwadzieścia minut stoję w korku. Co się do cholery tam stało? Pewnie kolejny wypadek drogowy... Wzdycham i patrzę za okno. Po chwili dostrzegam jakąś dziewczynę z... Leonem?
Czy on zdradza Juliet?!
###
Witamy po... dość długiej przerwie!
Wybaczcie za opóźnienia... Dużo pracy.
Rozdział... Nijaki. Zero akcji, a do tego same dialogi, wybaczcie.
Zapraszamy na nowe zakładki u góry!!!
Do następnego !!! :*
V&S Verdas